Zakola i meandry: Wszechogarniająca lojalność
Pan Bogdan uważa, że na dziś wszyscy, którzy chcą jakoś przetrwać to, co się dzieje dookoła, powinni sięgnąć po dwóch autorów: Jarosława Haszka i Sławomira Mrożka.
Pierwszy jest autorem epopei „Przygody dobrego wojaka Szwejka”. To książka, którą pan Bogdan wziąłby na bezludną wyspę, gdyby pozwolono mu zabrać tylko jeden egzemplarz. Wprawdzie historie opisane przez Haszka miały miejsce przed stu laty i działy się w upadającej monarchii austriacko-węgierskiej, jednak niektóre były aktualne w głębokiej komunie, ale są czasem jeszcze bardziej jaskrawe i teraz. Panu Bogdanowi, gdy czasem idzie do banku czy jakiegoś urzędu, wydaje się, że niektóre scenki i wypowiedzi są żywcem wyjęte z powieści i jakby Haszek już sto lat temu przewidział, że głupota jest niezmienna.
Zresztą pan Bogdan wiele razy opowiadał przyjaciołom i cytował historyjkę o tym, jak w czeskim miasteczku komisja powołana przez władze dla zbadania pewnej dziwnie zachowującej się poczmistrzyni, orzekła, że „idiotką jest niewątpliwie, ale obowiązki służbowe spełniać może”. Ilu takich urzędujących idiotów dziś dookoła, no ilu? Pan Bogdan myśli, że gdyby Haszek, mistrz w opisywaniu głupawek dziejących się w wojsku, mógł zajrzeć na nasze mundurowe podwórko, dopiero miałby materiał! A pomysł Szwejka, żeby gorliwie wyrażać lojalność dla władzy? W pierwszym odruchu to może się wydawać głupie, ale na dłuższą metę jest dalekowzroczne, czyli w sumie mądre! Szwejk zawsze powtarzał, że „najjaśniejszemu panu będzie służyć do ostatniej kropli krwi”. Dzięki temu przetrwał, choć czasem wydawało się, że nie ma najmniejszych szans. Jeszcze trochę podzieje się w naszym kraju i okaże się, że nie pozostaje nic, tylko przyjąć „wariant Szwejka”.
A Mrożek? Kapitalnie pokazywał absurdy życia w socjalizmie. Pan Bogdan czasem ma wrażenie, że zmienił się ustrój, a absurdy pozostały. W sztuce „Policja” Mrożek opisuje, że ludzie stali się tacy lojalni i tak kochają władzę za to, co dla nich robi, że w kraju został jeden jedyny więzień, który odmawia podpisania deklaracji lojalności. W końcu podpisuje ją i niesiony entuzjazmem, opuszcza więzienie. Naczelnik i cały resort mają problem, bo jak nie ma więźniów, niepotrzebni są strażnicy, a skoro lud jest lojalny do bólu, to nie ma co robić policja. Wpada na szatański plan. Wysyła po cywilnemu sierżanta, żeby trochę prowokował i podburzał. Ludność sprawia funkcjonariuszowi lanie!
Gdyby więc minister Błaszczak, zaniepokojony nadmierną lojalnością, wysłał kogoś takiego i ten gdzieś, na przykład przed marketem, podważałby osiągnięcia naszego rządu, marudził, że mogłoby być lepiej, oczerniał ministrów, to pan Bogdan pierwszy ruszyłby, żeby mu to wybić z głowy...