Zakola i meandry: Stare i nowe dowcipy
Pan Bogdan ucieszył się, że skończyły się już Światowe Dni Młodzieży. Nie żeby miał coś przeciwko tej imprezie. Przeciwnie, uważa, że pewnie dzięki niej wielu ludzi w świecie pomyślało sympatycznie o Polsce. Tyle że nasycenie papieżem we wszystkich telewizjach i stacjach radiowych przekroczyło już stany alarmowe.
Pan Bogdan jednak myśli o obecnym szefie Kościoła z pewną sympatią. Jeśli potrafił jako biskup jechać do pracy metrem, zachowywać się bez zadęcia, to musi być fajny gość. Szkoda, że nasi dostojnicy nie biorą z niego przykładu. A przecież też mamy, przynajmniej w Warszawie, metro...
Pan Bogdan przypadkiem trafił ostatnio na program kabaretowy w publicznej telewizji. Zaczął oglądać. Żarty, tak jak wcześniej, były lepsze i gorsze. Żaden jednak nie dotyczył polityków, rządu, ustaw i sporów, tak będących dziś na świeczniku. Zamiast "posiedzenia rządu", które zawsze wszystkich bawiło, był "marsz KOD-u". Czy to znak czasów?
Jakby na odtrutkę, jakoś tydzień później, latając po programach, natrafił na stare numery kabaretu Tey. W nim z przyjemnością obejrzał kultowy kawałek, jak Rudi Schubert melduje Zenonowi Laskowikowi, że traktor się zepsuł, bo odpadło koło. Laskowik tłumaczy mu, że nie można tak stawiać sprawy, bo trzy koła są sprawne. Tak trzeba mówić i z tej strony spoglądać na problem. Co z tego, że bez tego zepsutego się nie pojedzie? Trzeba myśleć i mówić pozytywnie!
Pan Bogdan, śmiejąc się tak samo, jak ponad 30 lat temu, kiedy to po raz pierwszy oglądał, przypomniał sobie, jak podczas studiów pedagogicznych byli na praktyce w liceum
Jedno odpadło, ale trzy są sprawne! Pan Bogdan, śmiejąc się tak samo, jak ponad 30 lat temu, kiedy to po raz pierwszy oglądał, przypomniał sobie, jak podczas studiów pedagogicznych byli na praktyce w liceum. Jako przyszli historycy mieli też prowadzić przedmiot, który nazywał się wychowanie obywatelskie czy jakoś tak. Taka propagandówka, ucząca, w jakim to pięknym ustroju się żyje.
Kolega przygotował pokazową lekcję o służbie zdrowia. Opowiadał znudzonym licealistom dyrdymały, o ile wzrosły inwestycje, ilu lekarzy nam przybywa itd. Wreszcie podał liczbę łóżek na jednego pacjenta, porównując z... Francją, Szwecją i Danią. Oczywiście, nawet według ówczesnych roczników wypadliśmy słabo. Docent, który potem omawiał lekcję, powiedział: Kolego, bardzo ładnie. Pięknie pan opisał nasze niepodważalne sukcesy, jeśli chodzi o służbę zdrowia. Wszystko było jak trzeba. Podobało mi się. Tylko czemu, do cholery, pan w liczbie łóżek szpitalnych przyrównywał nas do Francji i Szwecji? Nie można było do Albanii i Rumunii?
Pan Bogdan sam nie wie, czemu po obejrzeniu kabaretu w "odnowionej" telewizji i dowcipów sprzed ponad 30 lat przypomniała mu się ta pokazowa lekcja w liceum, w samym środku propagandy sukcesu. A może Wy wiecie?