Zakola i meandry: Poczciwcyi donosiciele
Pan Bogdan niczym gość, który wrócił tutaj po długiej nieobecności, strasznie się dziwi, i to na każdym kroku.
Ostatnio oglądał w telewizji, jak to gdzieś na Opolszczyźnie strażacy ochotnicy wezwani do wypadku drogowego przyjechali nawaleni. Kierowca wozu bojowego trzasnął w lawetę, która stawiła się po uszkodzone samochody, i nic dziwnego, bo miał 2,4 promila. Pozostali nie zeszli poniżej 1,8 promila.
Telewizja pofatygowała się do wsi, z której pochodzą poczciwcy. Wszyscy rozmówcy ich rozgrzeszali. Podkreślali chęć niesienia pomocy i ofiarność. Przecież wezwanie zastało ich podczas imprezy. Inni wykręciliby się, że są w trakcie picia i nie mogą. Oni nie! Czy taka postawa najpierw nie zasługuje na pochwałę i szacunek? OK, potem może na jakąś reprymendę. Ale od razu sprawa karna i wywalenie ze straży? Za co, dlaczego?
A kierowca wozu bojowego? Miał ponad dwa promile i dojechał takim zestawem bez szwanku. Gdyby nie puknął lekko w laweciarza, może nic by nie było. Chłopaki pomogliby usuwać skutki wypadku, wyczyścili rozlany olej, pozbierali to co się wysypało z wraków i wrócili do remizy kontynuować imprezę. A tak, klops. Zadyma, telewizja, prokurator, a może nawet wyroki. Nie ma sprawiedliwości na tym świecie.
Z kolei przyjaciele pana Bogdana mieli ślub syna. Mieszkają w dzielnicy willowej, a skoro impreza jest w środku lata, umyślili, żeby zrobić ją na ogrodzie. Młodzi roznieśli po wszystkich domach w okolicy zawiadomienie, że tego dnia będzie głośniej, bo mają wiadomą imprezę. I co? Ktoś i tak zawiadomił policję. Przyjechał patrol. Na szczęście funkcjonariusze byli normalniejsi od donosiciela. Pokiwali głowami ze zrozumieniem, ale pana młodego, jako sprawcę, musieli spisać. Kolega nie posiadał się ze zdumienia. - Zobacz, co za ludzie - opowiadał. - Pewnie, że było głośno. Przecież to wesele. Nie latały sztachety, nikt nie ryczał, nie było chamstwa czy wyzwisk, które mogą kogokolwiek zgorszyć. Dookoła organizowane są imprezy, czasem głośne. Nawet do głowy by mi nie przyszło, żeby wzywać policję. Co za ludzie!
Pan Bogdan, żeby kolega widział, że inni też cierpią, wyciągnął korespondencję z Niemiec, którą właśnie dostał. Było tam nienaganną polszczyzną napisane, że właśnie on 28 czerwca w mieście Kaufungen w okręgu Hesja o godz. 16.45 jechał samochodem marki (tu dokładne dane) numer rejestracyjny (tak samo) przez strasse jakąś tam z szybkością 62 kilometry na godzinę. Ponieważ można tam jechać tylko 50 km/h, karzą pana Bogdana mandatem w wysokości 25 euro. Do tego była piękna fotka z jego gębą. Jeśli się zgadza, ma do 8 sierpnia zapłacić. I co ma, do cholery, zrobić? Zgadza się. Zapłaci, choć to jego krwawica...