Okradziona pamięć o zmarłych tragicznie słupskich strażakach
Szef strażaków: - Chcemy napiętnować bezczelnego złodzieja, który nie uszanował naszego hołdu.
Chodzi o wiązankę kwiatów, jaką słupscy strażacy złożyli przed tablicą upamiętniającą ich kolegów, którzy zginęli podczas akcji ratowniczej w Jezierzycach.
- W każdą rocznicę ich tagicznej śmierci, a bywa, że także częściej, przy pomocy wiązanki kwiatów przypominamy, że ciągle pamiętamy o ich poświęceniu w walce żywiołem. Po raz pierwszy jednak zdarzyło się, że złodziej zabrał tę wiązankę - mówi Krzysztof Ulaszek, komendat Państwowej Straży Pożarnej w Słupsku.
Na szczęcie to miejsce obejmuje firmowy monitoring. Strażacy już go przekazali policjantom i mają nadzieję, że uda im się ustalić, kto zdecydował się ukraść rocznicową wiązankę.
Przypomnijmy: tablica na budynku słupskiej straży pożarnej przy ul. Młyńskiej jest poświęcona strażakom, którzy zginęli śmiercią tragiczną podczas pożaru w Jezierzycach 6 września 1989 roku. Pożar gasili wtedy m.in. Ryszard Broniecki i Grzegorz Mak-sajda.
Obydwaj zginęli w czasie tej akcji. Wspomniany pożar wybuchł w byłym hangarze sterowców „Selim”, byłej bazy sterowców w Seddin-Jeseritz (jednym zachowanym z dwóch; drugi, większy, nosił nazwę „Selinda”). Wówczas służył jako magazyn herbaty należący do WPHW w Słupsku.
Podczas prac remontowych pracownicy nie zachowali ostrożności i w trakcie spawania zaprószyli ogień. Pożar rozprzestrzenił się błyskawicznie. Podczas akcji ratowniczej zawalił się dach hangaru. Do wnętrza magazynu wpadli wraz z dachem czterej strażacy. Ryszard Broniecki i Grzegorz Maksajda stracili życie.
Dzisiaj fakt ten upamiętnia tablica pamiątkowa przed komendą straży pożarnej w Słupsku.
Po zabytkowej hali zostały tylko kikuty rusztowań. Pożar znalazł finał w Prokuraturze Wojewódzkiej w Słupsku, bo o spowodowanie śmierci strażaków posądzano kierujących akcją ratowniczą. Pod koniec maja 1990 r. prokuratura umorzyła śledztwo, nie dopatrując się winy dowódcy akcji gaśniczej.
Ekipy biegłych powołanych do tej sprawy analizowały mechanizm niemożliwego do przewidzenia zawalenia się dachu o nieznanej strażakom konstrukcji i stwierdziły istnienie wewnątrz hangaru dwóch, wzajemnie na siebie oddziałujących pożarów. Hangar spłonął doszczętnie, próby ratowania nie na wiele się zdały.
Pożar „Selima” jest nadal dla niektórych słupskich strażaków zawodowym wyrzutem sumienia. O zmarłych kolegach wciąż pamiętają.