Żużel na granicy. Najważniejsze dziś to #KrystianTrzymajsię

Czytaj dalej
Marek Twaróg

Żużel na granicy. Najważniejsze dziś to #KrystianTrzymajsię

Marek Twaróg

W cieniu tych głupawych zapasów politycznych w Warszawie, tropienia zdrad stanu na Śląsku i przedszkolnej propagandy w narodowych mediach - wszystkich tych nieistotności - toczy się prawdziwe życie, a właściwie prawdziwa walka o życie. To nie jest modny temat, nie ma tam żadnej córki polityka, zamachu, ani nawet RAŚ, dlatego dyżurnych moralistów przy tym brak.

Wypadek Krystiana Rempały, zawodnika z Tarnowa, to historia, którą od niedzieli żyje żużlowa Polska, bardzo wielu ludzi na Śląsku i prawie cały Rybnik. To tak bardzo nasza opowieść, nie tylko dlatego, że dramat rozegrał się na torze ROW-u, a walka o życie toczy się w jastrzębskim szpitalu. Także dlatego, że żużel, szczęścia i tragedie pod taśmą, wielkie kariery i wielkie porażki w tym sporcie to kawał historii naszej ziemi.

Jest kilka ważnych miejsc na żużlowej mapie Polski i Rybnik z pewnością do nich należy. Dziś drużyna trochę przyczajona, lecz już uzbrojona i gotowa do walki po latach miotania się wte i wewte. Starzy kibice marzą o powrocie do dawnych czasów, kiedy najwięksi czuli respekt przed potęgą ROW-u i magią stadionu przy Gliwickiej, kiedy na nazwisko Woryna, Wyglenda, Tkoczowie (notabene Stanisław w wieku 79 lat zmarł w tych dniach w Karlsruhe), a potem Pyszny, Bem i Skupniowie czy nawet Korbel wszyscy stawali na baczność. Rzecz jasna jest też na Śląsku frakcja świętochłowicka, która wspomina Waloszka czy Kochmana. A niedaleko - wyznawcy potęgi żużla częstochowskiego, tak zasłużonego, tak dobrze jeszcze niedawno sobie radzącego. Z ikoną - Markiem Cieślakiem - świadczącą przez lata o potędze klubu. A tylko trochę dalej nasi ziomkowie z Opola. Gdzie jesteście, potomkowie wielkiego Jerzego Szczakiela, co z waszą formą?

Ci wszyscy kibice znają doskonale to straszne uczucie, kiedy motocykle wpadają na siebie, przez stadion przetacza się jęk, trochę zaskoczenia, a trochę trwogi, ryk motorów cichnie, na trybunie ktoś rzuci „Jezu…”. Bieg przerwany, lampa błyska, z parku maszyn wybiegają ludzie z teamu, karetka gotowa do wyjazdu na tor. Jest cicho, nie licząc szmeru niedowierzania. Jak to się stało? Jeszcze przed chwilą radość sportowego festynu, słonecznik w zębach, zapach grilla, dzieci zachwycone, dorośli rozemocjonowani. Wielka gala, dzielni rycerze, kochani przez publiczność, nie odpuszczają, nigdy nie mówią stop. A po dwóch, trzech sekundach od startu dramat na żywo, nieprzytomny, reanimacja, lądować ma helikopter - mówią - ale jednak nie, szybko karetką do szpitala.

Mecz przerwany. Wyścig toczy się teraz na sali operacyjnej, na OIOM-ie. 18-letni chłopak, kolejna nadzieja wspaniałej, zasłużonej dla polskiego żużla rodziny Rempałów, walczy o inne trofeum. Starzy kibice kiwają głowami... Bogusław Nowak i Eugeniusz Błaszak w 1988. Erik Gundersen w 1989. Per Jonsson w 1994. To tylko ci najbliżsi dla mnie, dla którego żużel był w tamtych latach całym życiem. Prawie wszyscy do dziś na wózku, jedynie Erikowi się udało. A były wypadki, które kończyły się najtragiczniej: Rif Saitgariejew, Lee Richardson…

Podnoszą się głosy o regulaminach na żużlu, wyposażeniu motocykli, technikaliach. Zabierają głos wybitni zawodnicy, a najgłośniej brzmi wielki mistrz Tomasz Gollob. Warto słuchać. Ale też faktem jest, że żużel był taki zawsze. Na granicy euforii i rozpaczy, odwagi i strachu, ryzyka i asekuracji.

Krystian, trzymaj się.

TWITTER: @MAREKTWAROG

Marek Twaróg

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.