Żurawie zatrzymane w kadrze
Krzysztof Cieślak to włocławski artysta plastyk, grafik, fotograf, właściciel studia reklamowego „Wena”. Znany jest ze zdjęć fauny i flory, ale także krajobrazów, architektury i ludzi.
Pasjonat wędkarstwa, jest członkiem Stowarzyszenia Miłośników Jeziora Wikaryjskiego, które działa od lutego 2014 r. Stowarzyszenie skupia kilkunastu właścicieli domków na stanicy Polskiego Związku Wędkarskiego nad jeziorem Wikaryjskim.
- Opiekujemy się tym terenem, sprzątamy - mówi artysta. - Takie akcje organizowane są już dwa razy do roku, bo raz w roku to za mało - przyznaje. - Wokół stanicy i na cyplu śmieci jest sporo. Szczególnie po lecie. W ogóle latem zwierzyna stąd ucieka.
Woda, cisza, relaks. Oraz zwierzęta
Wypoczynek nad jeziorem Wikaryjskim to doskonały relaks. Woda, cisza, las dookoła - mówi Krzysztof Cieślak. Ale, jak przyznaje, jeszcze bardziej nęci go fotografowanie.
- Z aparatem fotograficznym od kilku lat systematycznie obserwuję florę i faunę wokół Wikaryjskiego - mówi pan Krzysztof. - Dane mi było zetknąć się oko w oko z rzadko spotykanymi zwierzętami. Wczesną wiosną można zaobserwować gody żurawi. Po dwuletniej przerwie przyleciały błotniaki, czaple białe i żurawie. Na cyplu pojawiły się bobry.
Rośnie materiał fotograficzny wart wystawy i wydania albumu. Jedno ze zdjęć, które ukaże się w planowanym tylko na razie wydawnictwie, zdobyło nagrodę w międzynarodowym konkursie „Podpatrzone w naturze”. Konkurs zorganizowano w Toruniu.
Fotografia ukazuje „tańczące” żurawie. - Byłem na warsztatach u Zbigniewa Maćko, znakomitego fotografa przyrody i on pokazał mi, na czym to polega - mówi Krzysztof Cieślak. - Chodzi o to, aby nie chwytać zwierzęcia z zaskoczenia, ale podpatrzeć, kiedy czuje się swobodnie, naturalnie - opowiada fotograf. - To bardzo trudne, bo trzeba być niewidocznym i nie pachnieć człowiekiem. Dlatego wokół jeziora powstało kilka czatowni.
Na cypel, gdzie przylatują żurawie, przychodził od przedwiośnia. Udało mu się sfotografować taniec żurawi przed aktem miłosnym, sam akt oraz taniec „po”.
- Wyjątkowo trafiłem na dobre warunki w plenerze - przyznaje. - Stąd ta różowa poświata w tle zdjęcia.
Widziano tutaj rysia i wilka. I można spotkać łosia
Chodzenie po lesie daje świetny kontakt z naturą i pozwala ją poznać. - Sarenka czasem jakaś się przyplącze, łoś, dziki, ale w okolicy wieży obserwacyjnej widziano wilka i rysia - opowiada. - Nie są stąd, przywędrowały. Mam nadzieję, że uda mi się kiedyś je - w bezpiecznych warunkach - napotkać i sfotografować. To dlatego zbieranie zdjęć do albumu trwa tak długo. Bo to nie okazja czeka na nas, tylko my na okazję. Czasem tę jedyną, niepowtarzalną. Na przykład gdy uchwyciłem czaplę, spłoszoną przez kajakarzy...
Wędrówki z aparatem bywają też niebezpieczne. - Chciałem przy ambonie myśliwskiej sfotografować orły bieliki - mówi pan Krzysztof. - Zszedłem z ambony, powędrowałem ścieżką przed siebie. Gdy zobaczyłem tuż obok łoszaka, zrobiłem mu zdjęcie. Nagle dostrzegłem blisko siebie jego matkę. Była ogromna. Miała około trzech metrów wysokości. Zmartwiałem. Gdyby ruszyła na mnie, nie miałbym szans. Na szczęście udało mi się wycofać.
Album fotograficzny Krzysztofa Cieślaka o faunie i florze oraz krajobrazach jeziora Wikaryjskiego planowany jest na przyszły rok.