Żona płonęła, on patrzył. Matka nie chce milczeć [zdjęcia]
Prokurator przekonuje, że Marcin Ch. oblał żonę benzyną i podpalił. Brutalowi grozi 25 lat więzienia. Wczoraj miał zapaść wyrok, ale sędzia musiał wznowić proces.
Przed salą Sądu Okręgowego w Bydgoszczy gromadził się wczoraj tłumek dziennikarzy. Nieco dalej od wejścia pod ścianą siedzieli krewni Natalii Ch., zmarłej w kwietniu ubiegłego roku mieszkanki Koronowa. Błyski fleszy oświetlały twarz prowadzonego przez policjantów na salę Marcina Ch. Jak zwykle nie zwracał uwagi na otaczających go reporterów i jak zwykle trudno było odczytać z jego twarzy jakiekolwiek emocje.
Te za to były wymalowane na twarzach matki Natalii i jej brata. Kobieta nie potrafiła powstrzymać łez. Na sali rozpraw jednak stało się coś niespodziewanego. Wszyscy oczekiwali słów sędziego: „Proszę wstać, wygłoszony zostanie wyrok w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej”.
Zamiast tych słów z ust sędziego Marka Krysia padło: - Proszę usiąść. Obecni na sali rozpraw dowiedzieli się, że 18 lipca, a więc już po zamknięciu przewodu sądowego, do sądu dotarło oświadczenie podpisane przez Bożenę i Agnieszkę Ch. - czyli przez matkę i siostrę oskarżonego.
To wyjątkowa sytuacja. Tym bardziej że w ciągu całego procesu, który rozpoczął się na początku tego roku, obie kobiety - jako krewne podsądnego - korzystały z prawa do odmowy składania zeznań w tej sprawie.
- Z treści oświadczenia złożonego na okoliczność kontaktów oskarżonego z pokrzywdzoną wynika, że Bożena i Agnieszka Ch. chyba zamierzają odstąpić od korzystania z prawa do odmowy składania wyjaśnień - tłumaczył sędzia.
W takich sytuacjach sąd zwykle wznawia proces, by móc włączyć podobne oświadczenie do materiału dowodowego w sprawie. Wczoraj jednak stało się inaczej. Sędzia nie mógł prowadzić wznowionej rozprawy, gdyż na sali rozpraw zabrakło... obrońcy Marcina Ch.
Wcześniej natomiast w odpowiedzi na prokuratorskie żądanie 25 lat więzienia dla Marcina Ch. mecenas Anna Wiśniewska-Schulz pozostawiła sądowi do oceny wymiar kary, który ma zostać wymierzony jej klientowi. Przy tym zaznaczała, iż Ch. jest... niewinny i nie chciał doprowadzić do śmierci żony. Wykazywała, iż nie ma jakichkolwiek dowodów na to, że właśnie Ch. oblał żonę benzyną i podpalił. Próbowała wykazać, że oskarżony kochał żonę i nie miał wobec niej złych zamiarów.
Krewne oskarżonego mają zostać przesłuchane 11 sierpnia. Tego też dnia ma zapaść wyrok.
Horror rozegrał się w domu Ch. w miejscowości Samociążek sąsiadującej z podbydgoskim Koronowem. Wczesnym rankiem w piwnicy między Marcinem Ch. a jego żoną Natalią wywiązała się awantura. Kilka minut po kłótni sąsiedzi widzieli wybiegającą z domu Natalię. Krzyczała nieludzko i wzywała pomocy. Płonęło na niej ubranie i włosy. W tym czasie Marcin Ch. miał - według tych relacji - siedzieć na schodach wiodących do domu. - Przypatrywał się żonie - podkreśliła w swojej mowie końcowej w procesie prokurator Małgorzata Krzyżanowska.
Ratownicy pogotowia zabrali ciężko poparzoną kobietę do szpitala wojskowego w Bydgoszczy. Podano jej silne leki przeciwbólowe i tego samego dnia przetransportowano do kliniki w Gryficach. Natalia miała poparzone prawie 70 proc. powierzchni ciała i drogi oddechowe. Kilka dni późnej 31-latka zmarła.
Ch. w momencie zatrzymania był pod wpływem metaamfetaminy. Żądał od skuwających go w kajdanki policjantów, by go zastrzelili i mówił, że podpalił żonę, „bo to zła kobieta była”. Później w procesie wycofał się z tych słów. Twierdził, że doszło do nieszczęśliwego wypadku. Nie mógł ratować żony, bo - jak podkreślała obrońca - był zajęty gaszeniem ognia w piwnicy domu, którym przebywało dwoje dzieci - 9-letnia córka i młodszy syn państwa Ch. Z zeznań dziewczynki wynika, że widziała poparzoną mamę.
Dzieci są teraz pod opieką Ewy R., matki Natalii. Kobieta w procesie zwracała uwagę na to, że Ch. kilkukrotnie wyganiał jej córkę z domu i miał też grozić jej śmiercią.