Znachorka Bożena uzdrowi, zdejmie klątwę, ogołoci...
Uzdrowicielka Bożena ogłasza się: Wyleczę z alkoholizmu, z samotności, z klątw. Cena za wizytę: 200 zł.
Takie oczy zdarzają się bardzo rzadko: przenikliwe, głębokie, o nasyconej, piwnej barwie. Jednocześnie jest w nich coś pięknego i coś niepokojącego. Szczególnie gdy Bożena patrzy nimi na pięć kart tarota, które przed chwilą poleciła mi wyciągnąć z talii - i już wie, po tych kartach, co mi dolega i jak mnie uzdrowić, jaki rytuał przeprowadzić.
Takie oczy mogłyby należeć do wiedźmy. Gdyby wiedźmy istniały.
Urok, klątwy, obce kobiety
„Maria Dudziak: Gdyby nie Bożena, dzieci nie zobaczyłyby już nigdy mojego męża. Całkowicie obca kobieta napoiła go jakimś paskudztwem i on zaczął biegać do niej. Bożena musiała odprawić obrzęd nad jego zdjęciem”.
„Katarzyna: Wszystkie moje niepowodzenia były związane z klątwą rodową. Na wizycie u Bożeny okazało się, że na mnie jest „wieniec staropanieństwa”, dlatego mając 29 lat, jeszcze nigdy nie byłam zamężna. Bożena zdjęła urok. Spotkałam się z Maciejem i on mi się oświadczył!”
„O. Jabłońska: W naszej rodzinie nic się nie układało. Bożena nie tylko zobaczyła, że rzucono na nas urok, ale nauczyła, jak się tego uroku pozbyć".
To wypowiedzi z ogłoszenia w gazecie, zajmującego całą stronę, zilustrowanego zdjęciem Bożeny o hipnotyzujących oczach. Bożena, nieco odmłodzona narzędziami do fotoedycji, zachęca, by odwiedzić ją w jednym z hoteli w centrum Krakowa, w którym będzie przebywała przez pierwszych kilka dni maja.
Pomagam - pisze Bożena - osobom cierpiącym z następujących przyczyn: klątwa, alkoholizm, chroniczne niepowodzenia, rodowe tendencje do klęsk, bezsenność, lęk przed śmiercią, lęk przed życiem, niepowodzenia w odnalezieniu partnera lub posiadaniu dzieci.
Między innymi. Bo z czymkolwiek by przyjść do Bożeny - podejmie się uzdrowienia. Ja na przykład przyszłam z migreną.
Siedem minut i po sprawie
Zanim trafiłam do hotelowych podziemi, gdzie Bożena dokonuje swoich rytuałów, o mało nie wpadłam na Zbyszka Nowaka (tego z „rękami, które leczą”). Spotkanie z tym (bardziej medialnym) uzdrowicielem odbywa się w tym samym czasie w innej hotelowej sali.
Dziwny zbieg okoliczności czy raczej przykład na to, jak bardzo zawierzamy siebie znachorom? Trudno stwierdzić, ale w końcu zlokalizowałam i Bożenę. Zza drzwi dobiegały natchnione przemowy wygłaszane w języku rosyjskim (a więc nasza uzdrowicielka pochodzi ze Wschodu), tłumaczone na polski przez mężczyznę o niskim, głębokim głosie.
Przede mną - jedna osoba w prowizorycznej poczekalni plus kolejna poddawana właśnie rytuałowi. Na szczęście nie trzeba długo czekać, bo Bożena „uzdrawia” ekspresowo - siedem minut i po sprawie.
Przez ten czas ucięłam sobie pogawędkę z kobietą czekającą na swoją kolej. To seniorka, około siedemdziesiątki, raczej żyjąca skromnie.
Wspomina, że 200 złotych, które mamy wydać na wizytę, to bardzo dużo. Ale z drugiej strony, ciągnie moja towarzyszka, Bożena potrafi wyleczyć z alkoholizmu, a lekarze nie potrafią. 200 złotych więc to może jednak niezbyt wygórowana cena za to, żeby zmienić swoje życie?
Naszą rozmowę przerywa pomocnik Bożeny - mężczyzna wyglądający na 35-40 lat, przystojny, ze sceniczną prezencją i głosem. Wydaje się trochę zdziwiony, że widzi mnie - młodą osobę - w poczekalni. Z tego zdziwienia wnioskuję, że raczej nie celują w odbiorcę w tym wieku. Asystent Bożeny informuje nas, że opłatę za wizytę - 200 złotych - musimy uiścić z góry. W zamian daje nam obrazek, który mamy mieć przy sobie, rozmawiając z Bożeną. Będzie na nim zapisywał wskazówki uzdrowicielki.
Pytam: a co to za obrazek? Słyszę, że to uzdrowiciel Serafin, święty, wprawdzie prawosławny, ale jednak chrześcijański, zatem nie powinno nam to przeszkadzać.
Kiedy kobieta przede mną wychodzi od Bożeny, pytam, jak było. Wygląda na zawiedzioną. - Oj, bo wie pani... - zaczyna mi opowiadać szeptem, ale w tej chwili wychodzi pomocnik wiedźmy i informuje moją rozmówczynię, że przez kwadrans po wizycie u Bożeny trzeba zachować milczenie...
Ściągnąć złą energię
W końcu przychodzi moja kolej. Bożena siedzi przy stoliku zastawionym z lewej strony chrześcijańskimi dewocjonaliami, a z prawej - przedmiotami, które przez Kościół są raczej określane narzędziami diabła: kartami tarota, talizmanami itd.
Bożena, na wstępie, zadaje tylko dwa pytania: kiedy się urodziłam (z dokładnością co do dnia) i dlaczego do niej przychodzę?
Opowiadam, że cierpię na bóle migrenowe. Wybieram dolegliwość, która wymaga ode mnie jedynie odrobiny przesady, a nie wymyślania historii od początku. Uznaję to za bezpieczniejsze (tego typu uzdrawiacze bowiem muszą być przede wszystkim dobrymi psychologami, a mnie i tak stresuje już włączony w torebce dyktafon).
Bożena pyta, skąd się biorą te bóle. Ano, pewnie ze stresu. - A stało się coś, jest jakieś źródło tego stresu? Nie, to raczej rodzinne, bo tata też nerwowy. Bożena poleca wyciągnąć pięć kart tarota, po czym stawia diagnozę: - Pani problemy są dziedziczne. O, tu jest karta rodziny. A tu karta piorunochronu - ściąga pani na siebie energię innych. Wszystko pani bierze na siebie. System nerwowy sobie z tym nie radzi. Wysiada mózg i całe ciało.
Co ważne - powinnam wrócić jeszcze tego samego dnia, do godziny 16, ewentualnie następnego, to Bożena odprawi nad moim umęczonym ciałem i duszą rytuał.
Jej asystent zapisuje na kartce z uzdrowicielem Serafinem, co mam przynieść ze sobą: wodę niegazowaną, trzy surowe jajka, miód i, tu niemiłe zaskoczenie, jeszcze 2 tysiące złotych.
Podczas rytuału Bożena obiecuje ściągnąć ze mnie złą energię (weźmie ją na siebie, ale mam się tym nie przejmować; jakoś sobie poradzi) i przekaże swój talizman (to wliczone w cenę kolejnej wizyty), który mam umieścić pod łóżkiem. Bożena będzie się za mnie modlić, a siła z tej modlitwy będzie przekazywana przez ten talizman podczas mojego snu. Wizyta się kończy.
Pytam jeszcze na odchodnym o pozostałe trzy karty, które wyciągnęłam, ale znachorka stanowczo przerywa: „To jest informacja dla mnie, a nie dla pani”.
Wizyta trwała siedem, góra osiem minut. Trochę matematyki wystarczy, żeby policzyć, że Bożena w ten sposób może zarobić 1700 złotych za godzinę.
Zaczynam rozumieć też, co chciała mi powiedzieć kobieta przede mną. Ona też (choć pewnie ledwo uzbierała na wizytę 200 złotych) miała wrócić z kwotą dziesięciokrotnie większą. Ale cóż, cicho sza. 15 minut milczenia...
Mózgi jak w średniowieczu
Prof. Anna Szuster, psycholog z Uniwersytetu Warszawskiego, wskazuje, że działania tej kobiety (najpierw wizyta za 200 złotych, potem - za 2 tysiące, stwarzanie wokół siebie aury tajemniczości, mieszanie symboli religijnych z magicznymi) bazują na dość prostych technikach manipulacji. O tyle skuteczniejszych, że Bożena oferuje coś, co jest bezcenne: zdrowie i szczęście. A wtedy łatwo przestać myśleć racjonalnie, porzucić kalkulacje.
- I nie ma znaczenia, że jest XXI wiek - mówi prof. Szuster. - Ludzki mózg tak szybko się nie zmienia, wciąż jest taki jak mózg człowieka w średniowieczu. A jego racjonalne działania, jak mawiał Freud, są zaledwie wierzchołkiem góry lodowej.