Zmora, szczęśliwe grosiki i baba przed koniem [wasze historie]

Czytaj dalej
Fot. pixabay
Anna Stasiewicz

Zmora, szczęśliwe grosiki i baba przed koniem [wasze historie]

Anna Stasiewicz

Spotkał Was pech albo szczęście? Apelowaliśmy o opowieści z przesądami w tle. I są. Oto najciekawsze z nich, które otrzymaliśmy.

O kilku zdarzeniach opowiedziała nam pani Czesława z Brodnicy: - Czy wierzę w przesądy? Raczej w szczęście, że coś się wydarzy, bo to, jakby czuję w sobie, we własnej osobie…i dlatego często szczęściarą mnie zwą… Niby z łysą główką narodzona a to wcale nie była główka goła - tylko moja pełna włosów łepetyna.

„Zmora” czy zwykła gorączka?

- Jako mała dziewczynka słyszałam z ust babci: „zmora” mnie dusiła w nocy i babcia budziła się często niewyspana już od rana. Myślałam i pytałam wiele razy: co to jest ta „zmora”?

Babcia odpowiadała, że to taka czarna postać, która najczęściej w nocy przychodzi, pochyla się nad śpiącą osobą, no i chce ją udusić…Odpowiedzi na te przesądy na wsi zwane „zmorą” nie dostałam - tylko, że w nocy ma się wtedy czarne mroczki i robi się bardzo zimno…Najpierw pomyślałam, że to „kostucha”, co przychodzi i zabiera na zawsze, ale wtedy babcia była przecież jeszcze młoda.

Kto znajduje grosz, wierzy, że będzie miał szczęście.
Paweł Relikowski Pechowy piątek trzynastego? Nie dla wszystkich.

Później, gdy urosłam, babcia odeszła a ja zaczęłam studia. Nie zaniedbując obowiązków studentki, chodziłam na tańce. Była to środa, więc wcześniej zrobiłyśmy z koleżanką modny w kwiatki strój z maxi na mini, buciki na obcasiku , no i na tańce.. Niestety, nie wytrzymałam do godz.22-ej, bo zakręciło mi się w głowie i poczułam chłód, więc koniec zabawy i do łóżeczka, bo jutro obowiązkowe wykłady. Było mi strasznie zimno, dreszcze, więc naciągałam kołdrę na całe ciało, a tu nagle zobaczyłam coś czarnego, co mnie niby dusi i zapadłam w sen. Rano koleżanka opowiadała, że wierciłam się, coś tam mówiłam i przykrywałam się całą kołdrą - pomyślałam: może mnie też ta czarna „zmora” chciała udusić? Oczywiście, wizyta u lekarza, bo nadal było mi zimno. Miałam bardzo wysoką temperaturę ciała, a zaatakowała mnie po prostu grypa azjatycka. Wyszłam z tego szybko, ale zrozumiałam, że babcia też musiała mieć wtedy gorączkę i stąd te „koszmarne sny” – „zmorą” zwane, czyli wymyślona postać, która dusi, bo człowiek przykryty po uszy.

Śmiejemy się z tego teraz, ale kiedyś to nie były żarty a tym bardziej na wsi, gdzie do lekarza daleko, a całą dobę dyżur miał głównie weterynarz, ale i on ratował nie tylko zwierzęta, ale i ludzi.

- Nie biorę więc przesądów, jako zło, tylko szukam przyczyny, dlaczego tak się stało. Bardziej wierzę w intuicję, czy telepatię, które się sprawdzają. Na przykład myślę o osobie bliskiej, a tu dźwięk telefonu właśnie od niej, spotkanie na ulicy, czy wyjazd tam, bo o tym miejscu właśnie pomyślałam. Inne: tata jest w szpitalu, ma śpiączkę a w nocy budzi mnie pukanie do drzwi. Otwieram i widzę tatę, który mówi mi do widzenia. Kładę się spać a rano wiadomość: tata już pozostanie tylko w pamięci. Po cichu myślałam, że to był sen, ale domownicy słyszeli, że wstawałam i rozmawiałam.

Kto znajduje grosz, wierzy, że będzie miał szczęście.
pixabay Kto znajduje grosz, wierzy, że będzie miał szczęście.

Grosze na szczęście i do pierożka

- Na zakończenie - na wesoło, bo mam na myśli znalezione grosiki, bo to zawsze będzie się kojarzyć z pieniędzmi, a bez nich ani rusz. Dlatego grosiki wyparzone wkładam do pierożków wigilijnych i radość z tego wielka, no i wyżerka! Zabawa na całego, bo każdy chce znaleźć w pierożku pieniążka swego, by do skarbonki wrzucić na szczęście! A ja też w ogrodzie grosik- blaszkę znalazłam i oddałam do muzeum, bo było to unikalne fałszerstwo grosika z XVI wieku.

- Dlatego też myślę, że w przesądy wierzą głównie pesymiści, a ja jestem optymistką. Myślę, zerkam, układam, zapisuję i jak trzeba dedykuję, no i wygrywam. A może dlatego, że w czepku narodzona? - kończy pani Czesława.

Kto znajduje grosz, wierzy, że będzie miał szczęście.
Paweł Relikowski Przesąd może być też związany z...koniem.

Piątek 13 nie okazał się pechowy

Ciekawą historię otrzymaliśmy też od pani Donaty z Pakości. „Jest rok 2002. Po kłopotach okulistycznych skorzystałam z badań w łódzkiej klinice okulistycznej. Okazało się, że konieczna jest operacja siatkówki. Terminy za około 3-4 miesiące, ale lekarz oświadcza, że zabieg może zrobić za 5 tygodni: 13 w piątek. I patrzy wyczekująco na moją zgodę, reakcję. Euforia, szok, zgoda. A lekarz oświadcza: Proszę pani, z tego terminu pacjent zrezygnował, bo to 13 i piątek. Do dziś dziękuję anonimowemu pacjentowi. Ja odzyskałam wzrok i uwielbiam wszystkie piątki trzynastego” - napisała pani Donata.

Pani Lidka opowiedziała nam z kolei historię, która co prawda nie spotkała jej samej, ale dziadka. - Pewnego dnia jechał do miasta wozem zaprzęgniętym w konia i przez szosę przeszła kobieta. Dziadek wtedy powiedział, że „baba przeszła przed koniem i coś się wydarzy...” . Przejechał około trzech kilometrów, koń potknął się na prostej drodze i pościerał sobie przednie kopyta. Dziadek później przeklinał tę kobietę, że to przez nią - dodaje nasza Czytelniczka.

Za wszystkie przesłane opowieści bardzo dziękujemy!

Anna Stasiewicz

W redakcji odpowiadam za lokalny samorząd i działania władz, chociaż z racji mojego wykształcenia, w kręgu zainteresowań jest również historia oraz polityka samorządowa.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.