Złe prawo, ale nasze prawo

Czytaj dalej
Fot. Marek Szawdyn
Jacek Deptuła

Złe prawo, ale nasze prawo

Jacek Deptuła

Formalnie nic nie grozi Polsce za paraliż Trybunału Konstytucyjnego. Ale wkrótce możemy zostać sami.

W ubiegłym tygodniu zapadły ostateczne decyzje rządu PiS w sporze z Komisją Europejską na temat stanu polskiej demokracji. Premier Beata Szydło podpisała odpowiedź do KE, z której wynika, że nie widzi żadnej możliwości wykonania zaleceń dotyczących sporu wokół Trybunału Konstytucyjnego. Premier powiedziała wprost, że „Nie będziemy wprowadzać do polskiego porządku prawnego żadnych zaleceń, które są niezgodne z interesem polskiego państwa i obywateli”.

Czy w ten sposób Polska odwróciła się plecami do europejskiej wspólnoty? Jakie mogą być unijne retorsje wobec naszego kraju? Formalnie odmowa przyjęcia zaleceń „rządu” UE grozi sankcjami. Chodzi o to, że Bruksela ma prawo wystąpić z wnioskiem do przedstawicieli wszystkich rządów państw członkowskich o stwierdzenie poważnego zagrożenia rządów prawa w Polsce. Później, jeśli dojdzie do takiej sytuacji, wniosek ów musi zostać poparty przez 4/5 rządów wspólnoty. Procedurę zakończyć może nałożenie sankcji na nasz kraj zgodnie artykułem 7 Traktatu z Lizbony. Ale do stwierdzenia łamania praworządności konieczna jest jednomyślność wszystkich państw. A takiej nie będzie - premier Węgier Victor Orban już zapowiedział, że za-blokuje ewentualną procedurę wobec Polski.

- To dlatego w czwartek rząd w arogancki sposób odpowiedział Komisji Europejskiej i, jak zwykle, podparł się propagandowym kłamstwem, że nie łamie polskiego i europejskiego prawa - ocenia Tomasz Lenz, poseł PO i członek sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych.

Plecami do Europy

Lider regionalnej Platformy dodaje, że rząd de facto Jarosława Kaczyńskiego odwrócił się plecami do Europy. Obraża francuski rząd, z Niemcami mamy ledwo poprawne stosunki, Wielkiej Brytanii nie będzie w Unii. - A to przecież druga gospodarka kontynentu - podkreśla poseł Lenz. - To kto nam zostanie? Czasy są nieprzewidywalne, ale już dziś możemy powiedzieć, że w trudnych sytuacjach nie możemy liczyć na pomoc wspólnoty.

Odpowiedź rządu dla Komisji Europejskiej wydaje się zaskakująca także w tym fragmencie: „Zalecenie Komisji oparte jest na nieuprawnionej tezie o zasadniczej roli Trybunału Konstytucyjnego w zapewnieniu w polskim systemie prawnym praworządności w Polsce”. Według rządu taką rolę pełni... Trybunał Stanu i prezydent.

- W sensie wizerunkowym Polska traci i jeśli chodzi o literę prawa, to odpowiedź rządu jest falstartem - mówi prof. Janusz Golinowski, politolog z bydgoskiego UKW. - Natomiast jeśli weźmiemy pod uwagę ducha prawa, to zmienia postać rzeczy i nie rozdzierałbym szat. PiS w kontekście swojego elektoratu robi dobrą robotę, bo mamy dziwne czasy. Interesy narodowe coraz częściej krzyżują się ze wspólnotowymi, a władze Unii selektywnie interesuje się problemami różnych państw.

Profesor Golinowski dodaje, że w sytuacji rozchwianej Europy dbałość o interesy państwa nie jest czymś złym. - Tym bardziej że Unia nie ma pomysłu, jaką Europę chce tworzyć, a np. poziom nadmiernego zadłużenia Włoch, Hiszpanii, Grecji nie zmniejszył się, tylko wzrasta. Wobec rzeczywistych problemów wspólnoty sprawa Polski jest trzeciorzędna.

Już w piątek Komisja Europejska potwierdziła, że otrzymała dziesięciostronicową odpowiedź polskiego rządu i zapewniła, że przestudiuje ją dokładnie. Szefem zespołu analizującego nasze stanowisko będzie wiceprzewodniczący KE Frans Timmermans, ostro krytykowany przez PiS.

- To, co robi rząd Beaty Szydło, można nazwać dyplomacją widelcową - twierdzi z kolei Michał Stasiński, przedsiębiorca i poseł Nowoczesnej. - PiS we wszystkich widzi wrogów, a jeśli ich nie ma, to ich sobie tworzy. To bardzo źle wróży, ponieważ w Unii mamy do załatwienia bardzo wiele rzeczy.

Jedną z nich jest pomysł tzw. dyrektywy o delegowaniu pracowników. Bogate kraje Europy bronią się przed tańszymi firmami i pracownikami z naszego regionu, będącymi dla nich dużą konkurencją. By to zmienić, forsują prawne rozwiązania, by Polakom, Litwinom, Bułgarom czy Rumunom polscy pracodawcy płacili tyle samo, co ich odpowiednikom w krajach Zachodu. - Z oczywistych względów - tłumaczy poseł Stasiński - będzie to zabójcze dla naszych firm, bo przestaniemy być konkurencyjni i będziemy musieli zwijać z Zachodu nasze przedsiębiorstwa. I pracę we Francji, Holandii, Niemczech czy Belgii stracą setki tysięcy rodaków. Czy możemy w tej sytuacji szukać sojuszników we Francji i Unii?

Polska rzeczywiście od dawna sprzeciwia się wprowadzeniu tej dyrektywy. Proponowane zmiany znacząco zwiększą koszty polskich firm delegujących pracowników za granicę, a w konsekwencji spowodują przegrane w niemal każdym przetargu w krajach Zachodu.

Rząd nie zmieni zdania

- Najbardziej obawiam się tego - mówi europoseł SLD Janusz Zemke - że odpowiedź naszego rządu jest ostateczna i klamka, niestety, zapadła. Nie wierzę, by premier Szydło zostawiła sobie jakieś pole do dyskusji z Komisją Europejską.

- Najpierw powiedziano, że Komisja Wenecka nie ma nic do powiedzenia, teraz to samo usłyszała Komisja Europejska. Oczywiście, sprawa polskiego trybunału nie jest w Brukseli najważniejsza - komentuje europoseł. - Nie sądzę również, by doszło do nałożenia sankcji, ale musimy liczyć się z tym, że KE nie będzie już życzliwie tolerowała naszych błędów np. przy rozliczaniu naszych projektów.

Ale bydgoski poseł PiS Łukasz Schreiber, podobnie jak jego partia, nie widzi większego problemu. - Zarzuty Komisji Europejskiej są bezpodstawne i tendencyjne. Prawo w Polsce jest przestrzegane, nie ma mowy o tym, że rząd niszczy demokrację. Stanowienie polskiego prawa jest tylko w gestii polskiego parlamentu. Nie wierzę, by Komisja Europejska była w stanie nałożyć na Polskę jakieś sankcje. Groziła tym samym Węgrom, a tam chodziło o zmianę konstytucji. I nic się nie stało.

Jacek Deptuła

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.