Zawsze powtarzałem, że kiedyś wrócę i pomogę. Więc pomagam

Czytaj dalej
Fot. Dariusz Błoch
Marcin Łada

Zawsze powtarzałem, że kiedyś wrócę i pomogę. Więc pomagam

Marcin Łada

- Zagrałem supersezon i mam piąty najlepszy bilans, co przy takich rywalach i w wieku 42 lat stanowi ogromne osiągnięcie - ocenił Lucjan Błaszczyk.

Zajął pan z kolegami z Palmiarnii siódme miejsce w superlidze. Gdyby Japończyk Takakiwa Taku był z wami w paru meczach więcej to walczylibyście o czołową czwórkę i medale. Po czymś takim chyba pozostaje niedosyt?
Przede wszystkim wielki szacunek dla „Mira” (Miroslava Horejsiego - dop. red.), który ma pozytywny bilans w jednej z najsilniejszych lig na Starym Kontynencie. Przecież nie uczestniczył w walce o mistrzostwo globu czy Europy, a tu konkuruje ze światową czołówką. Ja zagrałem supersezon i mam piąty najlepszy bilans, co przy takich rywalach i w wieku 42 lat stanowi ogromne osiągnięcie. Nasi juniorzy zdobyli doświadczenie. Kamil (Nalepa - dop. red.) wygrał dwa spotkania. Dwóch innych próbowało. Gonią ligę, ale najlepsze drużyny sprowadzają tak silnych zawodników, że ona wciąż im ucieka. Summa summarum siódma pozycja wśród dwunastu zespołów to dla nas w tym roku bardzo dobry wynik. Nie spodziewałem się, że wygramy aż dwanaście spotkań. Niedosyt jest dlatego, że gdyby klub miał fundusze i Takakiwa Taku częściej by z nami występował, to przy tak wysokiej dyspozycji „Mira” i mojej moglibyśmy się pokusić o medal. Na pewno byśmy go wywalczyli.

Tymczasem celem minimum było utrzymanie, które zapewniliście sobie grubo przed końcem sezonu. Byliście za słabi na medale i zdecydowanie za mocni na spadek.
Od początku ruszyliśmy z Taku w składzie i w pierwszych dwóch meczach pokonaliśmy faworytów. Triumfowaliśmy z mistrzami Polski z Grudziądza 3:0 w domu, z Grodziskiem Mazowieckim 3:2 na wyjeździe i 3:2 z Dekorglassem Działdowo u siebie. To dało nam pewność siebie. Walcząc z juniorem w składzie ze słabszymi drużynami także punktowaliśmy. Sezon bardzo pozytywny, choć zawsze można odczuwać niedosyt. On wiąże się z warunkami ekonomicznymi klubu. Z drugiej strony trenuje u nas cała masa dzieciaków. Mamy zdolnych juniorów, którzy wywalczyli mistrzostwo Polski w deblu i wicemistrzostwo w drużynówce. To właśnie oni dostają szanse w ekstraklasie, a jak widać inne drużyny nie bardzo zapraszają swoich juniorów. Wiedzą, że w tak silnej lidze z juniorem są praktycznie skazani na porażkę. To nas różni od większość zespołów, ale z drugiej strony nieco cierpi nasz wynik końcowy.

ZKS Palmiarnia odkryła Taku dla Polski. Pewnie pan go odkrył, bo Lucjan Błaszczyk słynie z rozległych kontaktów w świecie światowego tenisa stołowego.
Znam go, bo przez trzy lata graliśmy przeciwko sobie w Bundeslidze. On w Werderze Brema, a ja w TTC Zugbruecke Grenzau. Nasze mecze były bardzo zacięte i wiedziałem, że to bojowy, skoncentrowany i poświęcający się dla drużyny zawodnik. Są różne typy graczy. Jedni są singlistami i lepiej radzą sobie indywidualnie, a Taku jest znakomity dla zespołu. Kiedy gra dla drużyny potrafi wznosić się na wyżyny umiejętności. W singlu nie czuje presji i wsparcia kolegów. Wybór był dla mnie jasny. Trzeba dodać, że jest pięć razy tańszy od Japończyków, którzy grają w innych klubach. To był ważny aspekt. Wyjaśniłem mu, że nie stać nas, żeby zapłacić normalną stawkę i czy zagra za to, co mamy? Odparł: „dobra Lucjan, to nowa przygoda, bo w Polsce jeszcze nie grałem”. Kiedy przyjeżdża mieszka u mnie w domu, jest kumplem moich dzieciaków i zżył się z nami. Mam nadzieję, że w przyszłym sezonie finanse klubu pozwolą częściej go zapraszać.

Wróćmy do pana. Imponująca druga część sezonu dowiodła, że jest pan w doskonałej formie.
Czułem się dobrze, zmieniłem trochę trening. Tenis stołowy cały czas się rozwija i zawodnicy, którzy nie wprowadzają do swej gry nowych elementów zostają daleko w tyle. I nie chodzi o poszerzanie repertuaru na treningach, ale podczas meczów, pod presją, kiedy odpowiedzialność jest bardzo duża. Wielu boi się to robić. Wprowadziłem dwa nowe serwy, nowy odbiór i skutecznie stosowałem na co dzień. Zaskoczyłem tym przeciwników, którzy znali mnie od lat. Niby wszystko o mnie wiedzieli, a ja nagle wyjąłem kilka nowych dobrych technik. Z gry zawsze miałem nad nimi przewagę, bo w otwartych akcjach spisywałem się dobrze, ale w odbiorze i serwie miałem mniejsze możliwości.

Nie po to wracałem do Drzonkowa, żeby znów z niego wyjeżdżać. Czuję się spełniony

Zostaje pan przy stole i to w Drzonkowie, co przed sezonem wcale nie było takie pewne.
Miałem kilka ofert z innych klubów, z ligi niemieckiej, hiszpańskiej, a także polskiej. Nie po to wracałem do Drzonkowa, żeby znów z niego wyjeżdżać. Czuję się spełnionym sportowcem. Wygrałem to co miałem wygrać, a teraz zajmuję się tenisem stołowym dla zdrowia i dla mojego klubu, który mnie wychował. Stąd poszedłem w wielki świat i zrobiłem fajną karierę. Zawsze powtarzałem, że kiedyś wrócę i pomogę. Zakładałem, że to potrwa dwa lata i więcej już nie dam rady, a okazuje się, że radzę sobie dobrze. Po drugie, warunki finansowe nie pozwalają sprowadzić lepszych ode mnie. Dokładam coś od siebie jako zawodnik, trener i menedżer. Mam trochę roboty.

Sezon jeszcze trwa. Kto jest pana faworytem do złotego medalu?
Myślę, że w finale zmierzą się Olimpia Unia Grudziądz i Dekorgalss Działdowo, a wygra drużyna z Grudziądza. Z drugiej strony Działdowo ma w swych szeregach Tang Penga, numer dwunasty na świecie i jeżeli on wywalczy dwa punkty to jego zespół też jest w stanie wygrać ten pojedynek. To będzie wyrównane starcie i szanse oceniam na 55 do 45 procent. Nie ma dużych różnic. Zadecyduje forma dnia.

Ekipa z Grodziska Mazowieckiego na piątej pozycji. Czy to duża niespodzianka?
Ogromna. Jeżeli spojrzymy na ich skład, budżet oraz warunki to piąte miejsce na pewno jest dla nich porażką, a pokazuje nasz sukces. W tak mocnej lidze zespół z Grodziska wyprzedzał nas przed ostatnią kolejką jedynie nieznacznie. Tylko że my gramy z juniorem, a oni wstawiają pod trójkę Daniela Góraka, trzykrotnego mistrza Polski. Praktycznie przez cały sezon mieli do dyspozycji Koreańczyka Oha, który wywalczył brązowy medal mistrzostw świata. To pokazuje siłę naszej ligi i jak wyrównane są zespoły. Trzeba zawsze grać na sto procent i jeżeli można to w najsilniejszym składzie. Trzeba walczyć o każdą piłkę, być gotowym, skoncentrowanym bez względu, gdzie się jedzie na mecz. Chyba zabrakło im determinacji, a może zadziałało przyzwyczajenie, że zawsze awansowali do play offów. Klubowi i drużynie powinno to jednak dobrze zrobić. Zepną się i ponownie uświadomią sobie, że nic nie jest w sporcie pewne. Każdy sezon zaczyna się od zera i trzeba wywalczyć sobie punkty. Gdzieś popełnili błędy i będą musieli wyciągnąć wnioski. Zrobili też takie zakupy, że w przyszłym sezonie podobna wpadka na pewno im się nie powtórzy... Kupili już Panagiotisa Gionisa, mają już jednego lub dwóch Japończyków, może zostanie Oh, zostaje Górak. To będzie drużyna nawet na finał Ligi Mistrzów.

Marcin Łada

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.