Zamki i twierdze, czyli: Wala, obok nas jest ruina

Czytaj dalej
Fot. archiwum prywatne Mariusza Wegnera
Roman Laudański

Zamki i twierdze, czyli: Wala, obok nas jest ruina

Roman Laudański

Może ktoś w czasach przed pandemią wybierał wczasy w Tunezji czy Egipcie, ale Mariusza Wegnera zawsze ciągnęło na „Dzikie Pola” - Ukrainę, gdzie stoją ocalałe z zawieruch zamki i twierdze.

- Ja tam po prostu lubię jeździć! A zamki i twierdze?! Od małego uwielbiałem zwiedzać zamki – uśmiecha się Mariusz Wegner, tucholski przedsiębiorca i członek Bractwa Kurkowego. - W Europie zachodniej zwiedzanie takich zabytków jest czystą komercją. Chcesz zwiedzać – płać. Mają wypieszczone cegły i każdy metr zaprawy. Wstęp na zamki w Polsce, nawet te, które są zrujnowane, jest biletowany, bo właściciel czy zarządzające nimi stowarzyszenie potrzebuje pieniędzy na utrzymanie obiektu. W Ukrainie znajdziesz jeszcze ogólnodostępne zamki i twierdze, przez które przetaczała się historia Rzeczpospolitej. A historia to moje hobby. Tam prawie wszystko jeszcze jest dzikie a tylko ludzie wyjątkowo przyjaźni i gościnni. No i ginie ta oryginalność w zastraszającym tempie.

Trylogia rozpala wyobraźnię

Zaczęło się od Trylogii Henryka Sieniewicza. Kamieniec Podolski, Chocim czy Okopy świętej Trójcy rozbudzały wyobraźnię Mariusza. Zwiedzanie rozpoczął od najbliższych, Żółkwi, Łucka, Oleska i Podhorców – dwa ostatnie zagrały w “Potopie”. Zamek w Olesku stoi na kiludziesięciometrowym wzniesieniu. Jest doskonale widoczny z daleka, na przykład ze skarpy, na której stoi zachwycający zamek w Podhorcach.

- Miejsca z książek Sienkiewicza chciałem konfrontować na żywo, a później już się potoczyło. Chciałem zobaczyć jak najwięcej. A jeśli trafiałem po jakimś czasie w to samo miejsce, to widziałem, że tu odpadło kawałek wieży, a tam osunął się fragment muru – mówi Mariusz Wegner. - Kiedyś pojechaliśmy do Kamieńca Podolskiego. Wyszliśmy wczesnym rankiem ze Starego Miasta w kierunku Mostu Tureckiego. Słońce za plecami sprawiło, że zobaczyłem ten zamek, jakby dopiero wczoraj opuścił go Michał Wołodyjowski. Często jest tak, że wyobrażasz sobie, co zastaniesz w środku, jakbyś właśnie wysiadł z wehikułu czasu, ale to niemożliwe. Wewnątrz było muzeum etnograficzne wsi ukraińskiej, co oczywiście jest ciekawe, ale wchodząc do jakiego zabytku oczekujesz czegoś więcej.

Którędy do Akermanu?

- Wybraliśmy się z żoną Haliną i córeczką na Krym, był rok 2007, zwiedziliśmy Odessę słynącą z Potiomkinowskich Schodów – opowiada Mariusz. - Wiedziałem, że przy ujściu Dniestru jest twierdza w Akermanie, znana z wojny krymskiej i przyłączenia Besarabii do Rosji w 1940 roku. - Nawet w ZSRR dzieci uczyły się o tej twierdzy. Nie miałem żadnej mapy, to rozpytuję miejscowych, którędy do Akermanu? Nikt nie wiedział! Okazało się, że dziś nosi on nazwę Białogród. W Odessie tłumaczyli mi, że mam jechać ciągle prosto. No to jadę a Halina sugeruje, że okolica wygląda znajomo. Chórem z córką orzekliśmy: „Mama ma deja vu”. Kiedy drugi raz minąłem Schody Potiomkinowskie, to trochę się zaniepokoiłem, czy aby dobrze jadę, a jak minąłem je trzeci raz, to wiedziałem, że muszę na nowo rozpytać o drogę. Takie cuda w Odessie! W końcu dotarłem do Białogrodu, zwiedziłem tę potężną twierdzę.

Obraz nędzy i rozpaczy

- Zamek w Pomorzanach pierwszy raz mijałem w pośpiechu. Wtedy jeszcze wyglądał w miarę dobrze. Wcześniej była tam chyba szkoła rolnicza, ktoś dbał o nieruchomość. A kiedy trafiłem tam trzy lata temu, to już zastałem obraz nędzy i rozpaczy: zarwał się duży kawałek dachu, zawaliły ściany jednego skrzydła. Reszta ścian podparta drewnianymi stemplami z każdej strony. Wygląda na to, że zaraz się wszystko do końca rozsypie. A kiedyś porównywany był z Wawelem, co zawsze wydawało mi się stwierdzeniem mocno na wyrost. Małym Wawelem nazywana była również siedziba Sieniawskich w Brzeżanach. Unikam takich porównań. To były kiedyś piękne rezydencje magnackie. Wydaje mi się, że na terenie dzisiejszej Polski w XVIII czy XIX wieku była mniejsza różnica między dworkiem, kościołem a pałacem czy zamkiem, niż na terenach dzisiejsze Ukrainy. Tam rezydencja magnacka biła na głowę wszystko. Musiała być “naj”. Tam magnat był jak dzisiejszy oligarcha w Rosji czy na Ukrainie i Białorusi. Zamki nad Loarą są niewielkie w porównaniu do tych na wschodzie Ukrainy. Kiedy szła nawała turecka czy tatarska, to okoliczna ludność chroniła się za murami.

Potęga murów

Największe wrażenie zrobił na Mariuszu zamek w Sidorowie. Stoi na lekkim wzniesieniu, aż bije od niego potęga murów. Po 17 wrześniu 1939 r. czerwonoarmiści próbowali armatami zniszczyć zamek jako symbol feudalizmu. Albo mury obronne w Starym Siole. Wielkość i część detali architektonicznych też robi wrażenie. Utrzymaniem imponuje zamek w Skałacie, choć nie znajduje się przy żadnym szlaku turystycznym. Kamieniec Podolski zrobi na każdym wrażenie chociażby z sentymentu. Natomiast w Potoku Złotym każdemu będzie się chciało płakać. Dawna siedziba Potockich znajduje się w opłakanym stanie. Do zniszczenia przyczynił się działający tam od lat kołchoz. Niby mury jeszcze stoją, ale wewnątrz – dramat.

Mariusz: - Ludzie rozbierali zamki, kiedy potrzebowali cegły i kamienia. Domorośli poszukiwacze skarbów pruli mury i piwnice. Jeszcze kilka lat bez ochrony – nie zostanie kamień na kamieniu.

Którędy do zamku?

W październiku 2018 roku Mariuszowi udało mu się obejrzeć zamek w Dobromilu. Przetrwała piękna baszta. Opowiada: - Wjechaliśmy z kolegą do wsi. Zmierzchało. Szukałem kierunkowskazu, którędy do zamku, a tu nic. Jeżdżę tam i z powrotem coraz bardziej zirytowany, bo wystarczyłaby jakaś wskazówka dla turystów. No nie ma. Wjechaliśmy w uliczkę prowadzącą pod górę, noc przespaliśmy w samochodzie, a rano widzę, że na rowerze jedzie kobieta z kaną pełną mleka. To pytam, którędy do zamku? Pokazuje, że prosto pod górę. To narzekam na brak drogowskazu (“ukazielnika”). A ona w śmiech, bo okazało się, że nocowaliśmy pod niewielkim kierunkowskazem, którego po ciemku nie zauważyliśmy! Ostatecznie do zamku trafiliśmy, a widok ze skarpy był bezcenny.

Podobnie było z ruinami zamku w Żwańcu, tuż przy naszej przedwojennej granicy na Zbruczu. - Znowu jeżdżę po wsi i nic nie widzę. Ani zamku, ani ruin, ani żadnego kierunkowskazu. Jakby się zapadł pod ziemię. No to wybrałem cel strategiczny, czyli miejscowy sklep, w którym zawsze się czegoś dowiesz. Przed sklepem samochód, za kierownicą kobieta, a obok niej śpiący mężczyzna, jak się później okazało - mąż. Pytam po ukraińsku, gdzie zamek, gdzie ruiny? Odpowiada, że tu niczego nie ma. Kieruje mnie

najpierw do Chocimia, później do Okopów Świętej Trójcy, Kamieńca Podolskiego, a ja się upieram, że coś miało być w Żwańcu. Kobieta zaprzecza. Nasz rozmowa przebudziła męża, który ziewnął i mówi: Wala, obok nas jest ruina! Okazało się, że ich przydomowy teren graniczy z dawnym zamkiem, po którym rzeczywiście niewiele zostało. Na dodatek wykorzystywali jeden z ocalałych lochów na owczarnię. Oni bardziej kojarzyli w okolicy posowiecki bunkier zbudowany przez Sowietów przed 1939 roku, z którego strzelnic było widać polską stronę. Nie znali swojej historii, ani historii miejsca, w którym mieszkają, ale nie oni jedni.

Przedwojenna granica

- Kiedyś woził nas po Ukrainie pan Janek, miejscowy Polak – opowiada Mariusz. - Kiedy przekraczaliśmy rzekę Zbrucz pod Kamieńcem Podolskim powiedziałem, że tu przed wojną kończyła się Rzeczpospolita. A on był tym wielce zdziwiony, że aż tak daleko sięgała! Wiedział, że po polskiej stronie był Sambor, z którego pochodził, bo ojciec opowiadał mu, że przed wojną chodził do polskiej szkoły, ale kiedy on w sowieckiej szkole pochwalił się tą wiedzą, to jego ojca nazwano “wichrzycielem”. W Związku Radzieckim kiedy ktoś coś wiedział o wcześniejszej historii, to o tym nie mówił, bo mogło się to źle skończyć.

Z doświadczeń Mariusza wynika, że większość ukraińskich przewodników chętnie pomijała polską historię tamtych terenów lub traktuje ją jak nauczycielka z filmu “Brunet wieczorową porą”. Oprowadzając wycieczkę szkolną po muzeum mówiła: “to jest butelka z XVII wieku, do której dziedzic nalewał wódkę i rozpijał tą wódką pańszczyźnianych chłopów”. To również ilustruje ukraińskie podejście do historii. Od lat szukają korzeni, ukraińszczyzny, a nie obiektywnej historii. Po prostu walczą o swoją tożsamość. Zostało przekonanie, że polski pan był zły, ale tu mamy piękny ukraiński zamek. Bez słowa o polskiej przeszłości. - Nie chcę ich oceniać, nie chcę wychodzić na polskiego pana, który wraca do przeszłości. Jak jesteś gościem, to zachowujesz się jak gość, wysłuchujesz najróżniejszego bajania, by czasem dowiedzieć się czegoś fajnego - podkreśla Mariusz.

Tego nie ma

- W Ukrainie mam kolegów i przyjaciół z bractw kozackich, z którymi współpracujemy jako Bractwo Kurkowe - opowiada Mariusz. - Lubimy się spotykać, porozmawiać. Zamki i twierdze stały się moim hobby. Zawsze staram się dowiedzieć w internecie, czy w okolicy nie ma czegoś ciekawego do zwiedzenia.

Kiedyś Mariusz zwiedzał Ukrainę z zaprzyjaźnionym Niemcem. Pojechali za Kamieniec Podolski do Bakoty, parku narodowego nad spiętrzonym Dniestrem. - Widoki jak na norweskie fiordy uśmiecha się Mariusz i opowiada: - Wróciliśmy do hotelu w Kamieńcu, spotkaliśmy się wieczorem na kolacji. Niemiec pyta: to gdzie my właściwie byliśmy? Tłumaczę, że w Bakocie. On: tego nie ma. - No jak nie ma, przecież byliśmy, na własne oczy widziałeś, że jest! A on mówi, że sprawdzał w internecie i w Bakocie do tej pory nie było żadnego Niemca. A jak czegoś nie ma w interncie, to nie ma w ogóle, bo niemieccy turyści są wszędzie!

Mariusz: - Byłem w lekkim szoku, ale pomyślałem: żeby tam trafić – trzeba mieć wiedzę, co obejrzeć. I tak samo jest z zamkami. Jak nie wiesz, że coś wartego uwagi jest w danej miejscowości, to zwiedzisz. Nie wiesz - miniesz, pojedziesz dalej.

- Gdybym miał porównywać liczbę zamków w Ukrainie z tym, co mamy dziś w Polsce, to chyba tylko z pałacami na Warmii i Mazurach oraz na Dolnym Śląsku – mówi Mariusz. - Też mamy ich dużo, ale pozostawione bez opieki – rozsypują się z roku na rok. Tam jest podobnie. Proces niszczenia zaczyna się od przeciekające rynny. Później spada pierwsza dachówka, druga, ktoś kryje dach papą, ale i tak wszystko popadało w ruinę. Powstają piękne malownicze ruiny, ale z każdym rokiem natura robi swoje. Spadają cegły i kamienie. Za chwilę będzie równy plac. Tym bardziej, że przez lata to było “burżujskie”, a więc można to zniszczyć. Dzisiejsza Ukraina, która odpiera wojnę nadciągającą ze strony wschodniego sąsiada, nie ma pieniędzy na odnowienie tylu zamków i twierdz. Nie wiem, czy wytrzymałby to np. budżet Unii Europejskiej.

- Zwiedzam tylko zamki i twierdze, a gdybyś dorzucił do tego pałace, dwory, klasztory i kościoły, to ciężko było to wszystko zliczyć - mówi Mariusz Wegner, który obejrzał już ponad 70 zamków i twierdz na Ukrainie. Jeśli wierzyć książce Dmytro Antoniuka (autor jedynego pełnego opracowania na temat zamków) to zostało mu jeszcze… ponad 360!

Roman Laudański

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.