Zamiast trenować przed igrzyskami, na nowo poznają wielkanocne zwyczaje

Czytaj dalej
Fot. Arkadiusz Wojtasiewicz
Dorota Witt

Zamiast trenować przed igrzyskami, na nowo poznają wielkanocne zwyczaje

Dorota Witt

Światowej klasy sportowcy żyją w cyklach czteroletnich, w rytm planów treningowych, wszystko inne odkładając na czas „po igrzyskach”. Ale światowej klasy sportowcy potrafią też bez bólu zaakceptować zmianę, zwłaszcza, jeśli nie od nich ona zależy, i zbudować w sobie nową siłę do walki.

Monika i Wiktor Chabelowie na początku marca wyjechali na zgrupowanie kadry do Lago Azul w Portugalii. Motywacja do pracy była ogromna, bo oboje wywalczyli kwalifikację na Igrzyska Olimpijskie w Tokio. Gdy wyjeżdżali, sytuacja w Polsce była stabilna, ale to szybko się zmieniło, jak zresztą na całym świecie. Najważniejsze sportowe wydarzenia stopniowo odwoływano. 15 marca rządowym samolotem wioślarze wrócili do kraju - prosto na dwutygodniową kwarantannę. Dziś wiedzą już, że walka o medale igrzysk zostanie rozegrana z opóźnieniem.

Zamiast trenować przed igrzyskami, na nowo poznają wielkanocne zwyczaje
Archiwum M. Chabel Monika i Wiktor Chabelowie święta mieli spędzić na zawodach. Zapowiadają, że we dwoje, w domu, też nie będą się nudzić

- Jesteśmy uzależnieni od sportu, dlatego nawet w czasie kwarantanny sposób na robienie regularnych treningów po prostu musiał się znaleźć - mówi Monika Chabel, wioślarka urodzona w Nakle nad Notecią, która trudny czas pandemii spędza w czterech ścianach w Poznaniu z mężem, Wiktorem Chablem, i psem Mirkiem, buldogiem angielskim. Aby przetrwać, w domu urządzili sobie siłownię. Jest ergometr, są rowery. Jest i stały dopływ rad od trenerów, chwilowo zdalnych. - Brakuje nam tylko biegania na zewnątrz, muszą wystarczyć spacery z psem - mówi Monika Chabel.

Wioślarze zgodni w kuchni

Monika i Wiktor to wioślarskie małżeństwo. Tam, gdzie na zgrupowania wyjeżdża ona, tam - na swoich treningach - jest i on.

- Dlatego sytuacja, kiedy jesteśmy ze sobą cały czas przez wiele dni, nie jest dla nas czymś nowym czy uciążliwym. Chociaż zdarzają się momenty, kiedy każdy z nas szuka w mieszkaniu jakiegoś przytulnego kąta, w którym mógłby pobyć sam ze sobą. Zgodnie dzielimy się przestrzenią w kuchni, gdzie ten trudny czas przeżywa się jakoś przyjemniej.

Mają różne specjalizacje, więc do konfliktów kompetencyjnych przy garnkach nie dochodzi: - Ja gotuję (bardzo dużo gotuję), mąż piecze pyszny chleb, ale nie tylko - uściśla Monika. - Teoretycznie powinniśmy mieć sporo wolnego czasu, ale przy dwóch treningach dziennie mija on bardzo szybko. Ten, który zostaje, spędzamy na układaniu puzzli (zrobiłam ich spory zapas). Poza tym w mieszkaniu zawsze udaje się wypatrzeć jakiś nieskręcony od roku żyrandol czy parapet do posprzątania.

Jesteśmy uzależnieni od sportu, dlatego nawet w czasie kwarantanny sposób na robienie regularnych treningów po prostu musiał się znaleźć.

Wioślarze mieli spędzić Wielkanoc inaczej niż zwykle - na I Pucharze Świata w Sabaudi we Włoszech. Starty zostały jednak odwołane, dlatego tegoroczne święta, mimo obowiązujących nakazów i zakazów, będą w domu państwa Chabelów wyglądały prawie tak, jak zawsze.

- Boże Narodzenie co roku spędzamy gdzie indziej: raz w rodzinnym domu Wiktora, w Sandomierzu, a raz u moich rodziców, w podbydgoskim Ślesinie. Wielkanoc zawsze jest tylko dla nas, w tym czasie zwykle mieliśmy przerwę w zgrupowaniach, odpoczywaliśmy i zajadaliśmy się przysmakami od bliskich. I tym razem te świąteczne smakołyki już zostały nam dostarczone: biała kiełbasa, żurek, mazurki, babka. Będzie jeszcze sałatka jarzynowa. A z rodzinami będziemy na łączach. Ważny jest dla nas duchowy wymiar świąt, ale tym razem w kościelnych uroczystościach będziemy brali udział zdalnie.

Dla Moniki Chabel Igrzyska Olimpijskie w Tokio będą drugimi w karierze. W kolekcji medali ma już brąz zdobyty w wioślarskiej czwórce podwójnej cztery lata temu na IO w Rio de Janeiro. - Miałam już plany, nie sportowe, ale prywatne - zawodowe i rodzinne, na to, co po igrzyskach w Tokio, dlatego informację o ich przełożeniu aż o rok przyjęłam źle. Potrzebowałam chwili, by oswoić się z tym faktem i dojść do wniosku, że cel do osiągnięcia pozostaje ten sam, zmienia się tylko data - mówi Moniak Chabel.

Iga śmiga z pędzlem

Trzy dni - tyle trwało zgrupowanie w Szklarskiej Porębie, z którego w trybie pilnym wracały bydgoskie biegaczki, 13 marca, gdy zagrożenie epidemiczne w kraju bardzo wzrosło.

- To najkrótszy obóz, na jakim byłam - przyznaje Iga Baumgart-Witan, srebrna medalistka Mistrzostw Świata w Doha w 2019, która od miesięcy w kieszeni ma awans na IO w Tokio.

Jak zareagowała na decyzję o ich przesunięciu? - Pół na pół - mówi. - Z jednej strony, nasz cel się oddala, z drugiej, to sprawiedliwe, bo w warunkach, jakie mamy, wielu sportowców nie może trenować: stadiony, a teraz nawet lasy są pozamykane. Szczęśliwi są ci, którzy mogą urządzić sobie siłownię w ogródku (ja małą właśnie skompletowałam), innym pozostaje gimnastyka w salonie. Skupiam się na tym, na co mam wpływ. W domowym zaciszu paradoksalnie łatwiej jest znaleźć w sobie chęć do pracy. Gdybym miała na ostro biegać na stadionie w poczuciu bezsensu, skoro w bliskiej perspektywie nie odbędą się żadne zawody, byłoby trudniej. A tak - trenuję dla siebie, w swoim rytmie. Sprawia mi to frajdę i zmniejsza stres.

Zamiast trenować przed igrzyskami, na nowo poznają wielkanocne zwyczaje
Dariusz Bloch Iga Baumgart-Witan na co dzień trenuje z mamą, Iwoną Baumgart. Teraz ze stadionu przenisoła się do ogrodu

Co na społecznej kwarantannie robi Polak - dobrze wiemy. A co robi Polak-sportowiec?

- To samo: szturmuje internetowe sklepy budowlane, meblowe, dekoratorskie - mówi Iga Baumgart-Witan. - Wzięłam się za remont salonu, sypialni i łazienki. Kafli co prawda sama nie kładę, ale całą resztę - owszem. A że postanowiłam nie kupować nowej szafy, tylko odnowić starą, właśnie ją maluję. Dobór mebli, zasłon, narzut wzięłam na siebie, bo konsultacje z mężem w tym zakresie nie przyniosły spodziewanych rezultatów. Zrezygnowałam, gdy na pytanie o lepszy kolor kanapy usłyszałam: „No nie wiem...” - żartuje biegaczka.

W wolnym czasie - po malowaniu i zrobieniu treningów - gotuje i robi dekoracje, to jej pasja.

Gdybym miała na ostro biegać na stadionie w poczuciu bezsensu, skoro w bliskiej perspektywie nie odbędą się żadne zawody, byłoby trudniej. A tak - trenuję dla siebie, w swoim rytmie. Sprawia mi to frajdę i zmniejsza stres.

- Zwykle święta wielkanocne spędzałam na obozach, dopiero w ostatnich latach robiłam sobie na ten czas przerwy - mówi bydgoska biegaczka. - Nie mam zatem zbyt wielu wspomnień związanych z Wielkanocą. Może jedynie koszyczek ze święconką, który co roku ozdabiam. Pewnie zrobię go i teraz, w imię tradycji. Tata, jak zwykle, upiecze indyka. Świątecznymi smakołykami będziemy zajadać się w gronie najbliższych. Niestety, zabraknie babć, które staramy się chronić.

Mistrz ćwiczy u teściów

Paweł Wojciechowski, tyczkarz, zawodnik bydgoskiego Zawiszy, złoty medalista Halowych Mistrzostw Europy w Glasgow w 2019 roku, w sytuacji, z jaką mierzymy się wszyscy, szuka plusów. Wreszcie ma czas, by pobyć z żoną i bliskimi, by nacieszyć się zabawą z psiakami i kotem. I święta będą rodzinne.

Zamiast trenować przed igrzyskami, na nowo poznają wielkanocne zwyczaje
Dariusz Bloch Paweł Wojciechowski żałuje, że chwilowo musiał zrezygnować z biegania po lesie. O trenowaniu skoków domowym zaciszu nie ma mowy, ale o formę dba na siłowni w ogrodzie

- Biorę z tego czasu pełnymi garściami. To, że jestem uziemiony, w życiu rodzinnym przynosi same korzyści. - mówi. - Kiedy zaostrzono zasady społecznej kwarantanny w kraju, byłem w Bydgoszczy, regularnie trenowałem, co nadzorował trener. Nad utrzymaniem formy pracowałem, biegając po lesie. Pewnego razu, gdy z niego wróciłem, żona oznajmiła mi: „To chyba twój ostatni bieg po lesie”. I rzeczywiście musiałem z tego zrezygnować. Na szczęście udało się doposażyć niewielką siłownię w domu teściów. Tam trenuję regularnie, bez przeszkód i pod zdalną opieką trenera.

Motywacja do pracy jest. - Czekałem na decyzję o przełożeniu IO, wreszcie wiemy, na czym stoimy. Zyskałem czas, by poprawić pewne niedociągnięcia w moim przygotowaniu, które wyszły na jaw podczas sezonu halowego. W pełni rozumiem potrzebę przełożenia IO, choć miałem zawalczyć o medal w Tokio jako 31-latek, a nie 32-latek…

Z rodziną w ogrodzie

- Dla mnie to „odroczenie” IO, ta przerwa w sportowym życiu, to żadna tragedia - mówi Marcin Lewandowski, brązowy medalista mistrzostw świata z katarskiej Dohy, zawodnik bydgoskiego Zawiszy. Epidemia zastała go na drugim końcu świata, był na zgrupowaniu w USA. Do Polski wrócił pierwszym samolotem w ramach akcji „LOT do domu”. - W moim przypadku przygotowanie do igrzysk nie trwało czterech lat, robiłem to przez ostatnie 12 lat. Przetrwam więc i ten kolejny rok - mówi biegacz.

Zamiast trenować przed igrzyskami, na nowo poznają wielkanocne zwyczaje
Paweł Relikowski Marcin Lewandowski widzi plusy „uziemienia”. Do domowych treningów na bieżni przyłączyła się jego żona. Kiedy intensywnie trenuje i wyjeżdża na zawody ma dla rodziny niewiele czasu

Wydaje się, że domowego życia sportowcy muszą się nauczyć, w końcu przez lata bywali w nim tylko od święta. - Koledzy straszyli mnie: „Teraz zobaczysz, jak to jest być w domu przez 24 godziny na dobę. Po takim czasie spędzonym na walizkach trudno będzie ci przestawić się na tryb domatora” - mówili. A mnie w domu, z żoną i córeczkami, jest świetnie. Cudownie spędzamy razem czas, bawimy się i pracujemy w ogrodzie - jest co robić. Cieszę się każdą chwilą z rodziną. To dla nas bardzo potrzebny czas - zaznacza Marcin Lewandowski.

- Robię domowe treningi. Nie tak obciążające jak w normalnych warunkach, ale regularnie. Improwizuję. Dużo biegam na ruchomej bieżni. A, jest jeszcze jeden plus - dzięki temu bieganie w domu polubiła też moja żona i mamy kolejną przestrzeń, w której jesteśmy razem.

Dorota Witt

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.