Żal nam ochotników z Baranowic [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]
OSP Baranowice: Już blisko dwie dekady nie działa Ochotnicza Straż Pożarna w Baranowicach. Ostatecznie jednostkę zlikwidowano, gdy budynek remizy przy ul. Pukowca przeszedł w ręce prywatne. Jednostka miała przekształcić się w zawodową straż i działać przy powstającej kopalni “Warszowice”. Jednak zarówno kopalnia, jak i zawodowa straż przy kopalni nigdy nie powstały. A przecież historia jednostki jest bardzo barwna.
OSP Baranowice: Żal nam naszych ochotników...
- W najlepszych latach nasza jednostka liczyła 80 ochotników. Mieliśmy nawet żeński zespół OSP, który razem z męską drużyną, odnosił spore sukcesy na zawodach w okolicznych miejscowościach. Nasze gabloty w jednostce uginały się od ciężaru nagród, pucharów i dyplomów - mówi Tomasz Fira, mieszkaniec Baranowic, który prężnie działał w OSP Baranowice. Żałuje, że jednostkę zlikwidowano. - Byliśmy potrzebni. Pamiętam w latach 70. wielki pożar w Mizerowie, gdzie pojechało wiele jednostek z okolicy, w tym nasza. Paliła się tam stodoła, chlew, a wodę czerpano z rzeki. Jedna osoba zginęła - dodaje Fira. W najlepszych czasach mieszkańcy Baranowic spotykali się w remizie strażackiej podczas różnych uroczystościach. Odbywały się tu potańcówki, a kiedyś nawet występował sam Wojciech Mann.
- Później zlikwidowano naszą jednostkę, a remizę sprzedano. Dzisiaj w budynku na piętrze znajdują się mieszkania, a na dole po przerwie znowu działa restauracja - mówi Krzysztof Mentlik, radny z dzielnicy Baranowice. - Jakieś 10 lat temu pojawiły się nawet środki, aby na nowo przywrócić jednostkę w dzielnicy, ale to się nie udało. A przecież działalność OSP w Baranowicach to kawałek pięknej historii - dodaje Mentlik.
Pierwsze udokumentowane zapiski dotyczące straży pożarnej w Baranowicach sięgają 1908 roku, kiedy to ochotnicy działali we dworze barona Duranta.
W kronice szkolnej Baranowic docieramy do ciekawych zapisków z 1914 roku. Dowiadujemy się z nich, że 26 sierpnia 1914 roku, w gminie Baranowice, wybuchł pożar. Z dymem poszła stodoła chałupnika Józefa Frysza, zapasy zboża. Na miejsce przybyły sikawki pożarne z Baranowic, Żor i Osin, ale zabrakło im wody. Akcja gaśnicza trwała blisko sześć godzin. Co ciekawe, w 1928 roku straż w Baranowicach liczyła 12 czynnych członków i 142 członków straży przymusowej. Jednostka posiadała na wyposażeniu: jedną sikawkę konną, trzy klucze do śrub, topór, 200 metrów węży tłoczących, dwie latarnie, jeden mostek do wężów i trzy trąbki do alarmowania, a także konie i niezbędne mundury.
Pamiętny był też wielki pożar młyna w Baranowicach, w którym z ogniem dzielnie walczyli ochotnicy z Baranowic.
Reaktywacja straży w naszych Baranowicach nastąpiła po II wojnie światowej, a budowa remizy na skrzyżowaniu ul. Pukowca i Strażackiej trwała 10 lat. Prace prowadzono w czynie społecznym.
W 1965 roku zaprzęg konny u strażaków zastąpił samochód żuk, podarowany przez Kółko Rolnicze w Baranowicach. Samochód odremontowany służył ochotnikom przez wiele lat. Ręczna sikawka została zastąpiona sprzętem mechanicznym. Dzisiaj stara sikawka stoi na terenie prywatnej posesji pana Mańki, schowana pod daszkiem. Jest odnawiana, gdy zajdzie taka konieczność. - Pamiętam czasy, gdy do sikawki zaprzęgaliśmy konie i jechaliśmy na akcje. Zwierzęta przekazywali nam okoliczni gospodarze - najwięcej koni mieliśmy od pana Smyczka - dodaje Tomasz Fira.
W jednostce zaczęło być coraz gorzej. Z OSP zaczęły odchodzić stare kadry, brakowało młodych ochotników. Konieczny był remont remizy, i mimo że na początku lat 90. młodzi mieszkańcy sami odremontowali część budynku, by utworzyć tu klub młodzieżowy, to nie było większego zapału ze strony starszych mieszkańców i przyzwolenia władz miasta na dalszą odbudowę i powrót OSP do Baranowic.
Zdjęcia: Zygmunt J. Orlik / "Baranowice. Szkice z dalszych i bliższych dziejów"