Zachorował, ale nie chce się poddać. I nie walczy sam
Trzy lata temu rak trzustki zabrał córkę Kazimierza Bojko. Miał wraz z żoną wychowywać wnuczki. Teraz nowotwór trzustki dopadł jego. Ale pan Kaziu chce zawalczyć. I co ważne, ma w tej walce sojuszników.
Kiedy córka odchodziła, obiecaliśmy, że zajmiemy się jej córeczkami. I bardzo chciałbym słowa dotrzymać - mówi Kazimierz Bojko z Deszczna.
Jego córka zmarła zaledwie po pięciu miesiącach od momentu, gdy lekarze zdiagnozowali u niej raka trzustki. Odeszła w grudniu trzy lata temu. To był ciężki czas dla rodziny Bojków, bo 42-latka osierociła wtedy córeczki, ośmio- i dziewięcioletnią.
- Wnuczki i zięć mieszkają z nami. Więc razem opiekujemy się dziewczynkami - opowiada pani Danuta, żona K. Bojko. Wspomina, że na początku było ciężko. Jako rodzice, którzy musieli pochować swoje dziecko, nie mogli skupiać się na swojej żałobie.
- - Musieliśmy pomóc wnuczkom. One straciły matkę - mówią państwo Bojko. W styczniu rodzinę znów dopadła zła wiadomość. U 79-letniego pana Kazimierza badanie wykazało guza na głowie trzustki.
- - To był szok. Ale nie chcę się poddawać. Syn znalazł informację o metodzie usuwania takich nowotworów. W poznańskim szpitalu okazało się, że kwalifikuję się do tego zabiegu - opowiada mężczyzna. Jest tylko jeden problem. Operacja metodą NanoKnife nie jest refundowana przez NFZ. A koszt leczenia nią to aż 70 tys. złotych.
- - Takich pieniędzy nie mamy skąd wziąć. Dlatego liczymy na wsparcie ludzi dobrej woli - mówi pani Danuta. I to wsparcie już zaczęło do pana Kazimierza docierać. A raczej na konto Fundacji Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym „Kawałek Nieba”, bo to tam na specjalnym subkoncie zbierane są pieniądze na leczenie 79-latka.
- - Już mamy 20 tys. zł. Tyle, że poprosiliśmy już chyba wszystkich o pomoc - mówią państwo Bojko.
- Kolega pana Kazimierza jeszcze z czasów, gdy pracowali w Silwanie, wpadł na pomysł, jak pomóc w zbiórce pieniędzy. - Mnóstwo ludzi zna Kazia z zakładu. Może jeśli się dowiedzą o jego kłopotach, to dołożą. Każda złotówka się liczy - mówi Jerzy Zwierzchowski.
Pan Jerzy przyszedł do redakcji, bo szukał sposobu, żeby dotrzeć do byłych współpracowników z Silwany, byłego gorzowskiego zakładu przemysłu jedwabniczego. I opowiedział nam, jakie nieszczęście dotknęło jego dawnego kolegę z pracy. Panowie znają się od lat 60-tych. Poznali się w Silwanie, przy ul. Śląskiej. - Pracowaliśmy jako mistrzowie na produkcji - opowiada pan Jerzy. Przepracowali razem ponad 20 lat. Potem ich drogi się rozeszły. Spotykali się jedynie od czasu do czasu. - Ostatnio widzieliśmy się kilka lat temu na dożynkach w Santoku. Kaziu przyjechał z żoną. Powspominaliśmy, porozmawialiśmy - wspomina J. Zwierzchowski.
Pan Jerzy o chorobie kolegi dowiedział się niedawno. I bardzo chce mu pomóc. I choć mężczyzna ma już swoje lata, to ma też ogromną potrzebę żyć.
Bo rak trzustki w tej rodzinie już raz doprowadził do tragedii. Szansę na życie ma dać mu właśnie operacja metodą NanoKnife - nowoczesnej, małoinwazyjnej metodzie niszczenia komórek nowotworowych za pomocą prądu o wysokim napięciu. Ta metoda jest najbardziej przydatna właśnie w przypadku raka trzustki. I choć nie daje gwaranacji na pełne wyleczenie, to daje szansę.
- - I chcę pomóc, żeby Kaziu mógł tę szansę wykorzystać - mówi J. Zwierzchowski. Pan Jerzy wspomina swojego kolegę z czasów z Silwany jako jednego z lepszych mistrzów tkackich.
- - Osiągał jedne z najlepszych wyników. Bardzo się angażował w szkolenia młodzieży. I był zwyczajnie bardzo lubiany. Nie tylko przez swoją grupę - opowiada pan Jerzy. Jest młodszy o osiem lat od pana Kazimierza. Ale jak mówi, to wcale nie przeszkadzało w ich kontaktach.
- - Od początku złapaliśmy tzw. wspólny język. W pracy rozmawialiśmy o sprawach służbowych. Ale jeździliśmy też na wycieczki zakładowe. Mnóstwo miejsc razem zwiedziliśmy - wspomina pan Jerzy. I dodaje, że są tacy ludzie, którzy potrafią wysłuchać, życzliwie doradzić. - I taki właśnie życzliwy ludziom jest Kaziu - mówi pan Jerzy. K. Bojko zaczął pracę w Silwanie w 1959 roku. Na rentę odszedł dopiero w 1991 roku. Spędził więc w firmie ponad 30 lat.
- Mam nadzieję, że z tysięcy współpracowników z Silwany ktoś się odezwie i wesprze zbiórkę pieniędzy na tę operację - tłumaczy J. Zwierzchowski. Pieniądze stara się też zebrać rodzina. Na Facebooku syn państwa Bojko założył profil: Chichot losu. - Kazimierz i rak. W ten sposób nagłaśnia historię pana Kazimierza i prosi o wsparcie. K. Bojko jest podopiecznym Fundacji Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym „Kawałek Nieba”. To właśnie przez tę fundację są zbierane pieniądze. - Już udało nam się zebrać na subkonto w fundacji 20 tys. zł. Ale chyba na tym się skończyły nasze możliwości - mówią państwo Bojkowie. Pieniądze na leczenie pana Kazimierza można wpłacać na konto: Bank BZ WBK 31 1090 2835 0000 0001 2173 1374. W tytule należy wpisać: „485 pomoc w leczeniu Kazimierza Bojko”. Można też przekazać 1 proc. podatku: należy w formularzu PIT wpisać KRS 0000382243 oraz w rubryce ,,Informacje uzupełniające - cel szczegółowy” 1proc. wpisać „485 pomoc dla Kazimierza Bojko”.
Zakłady Przemysłu Jedwabniczego Silwana powstały w 1949 r. na bazie fabryki juty i worków znanego przedwojennego przemysłowca - Maxa Bahra. Źródła podają, że w czasach swej świetności zakład zatrudniał ok. 3,5 tys. osób i był jednym z największych zakładów przemysłowych Gorzowa. Sprzedany w 2004 r. Znany z produkcji tkanin ze sztucznego jedwabiu.