Zabierz babcię na tańce! [rozmowa, zdjęcia]
- Ludzie często sami skazują się na samotność- uważa Paulina Braun, która wymyśliła Dancing Międzypokoleniowy. W modnych klubach bawią się seniorzy i młodzi. Lans na babcię jak najbardziej się sprawdza.
- Przez blisko tydzień przekładamy rozmowę z dnia na dzień, bo ciągle coś nam staje na
przeszkodzie. Strasznie pani zajęta tymi działaniami dla seniorów.
-(śmiech) Dancing się rozwija, mam bardzo intensywny czas. Niedawno odbył się pierwszy dancing międzypokoleniowy we Wrocławiu. To było before party (przed właściwą imprezą- red.) Festiwalu Filmowego Nowe Horyzonty, w nowym klubie Odra-Pany. Byliśmy tam 16-osobową grupą, 12 seniorów i 4 młode osoby. Seniorzy wszyscy 70 plus i 80 plus.
- Ooo!
-Najstarsza pani miała 87 lat. To część grupy VIP Dancingu - tak nazywam bohaterów tego projektu. Są jego twarzami, jednocześnie aktywizowani, ale też inspirują innych, i młodszych i starszych. W tej grupie dobrze się znamy. Jeśli poznamy kogoś, kto ma podobną energię, zaprzyjaźnimy się, to też będzie VIP-em. Dochodzą nowe osoby, ale też odchodzą. Chodzimy i na dancing, i niestety, także na pogrzeby. W grupie VIP była pani Basia, pan Ryś, ale nie ma ich już wśród nas. To są najtrudniejsze momenty pracy przy Dancingu.
- Smutne to, ale... życie.
- Niestety. W każdym razie we Wrocławiu było bardzo intensywnie, ale cała grupa sobie poradziła. Jechaliśmy rano pociągiem z Warszawy do Wrocławia, szybko do hotelu, kawa, przebranie i pojechaliśmy do klubu Odra-Pany, żeby DJ-e mogli się podłączyć. O godzinie 19 odpalaliśmy imprezę.
Najpierw grała DJ Janeczka z naszej grupy, potem DJ Roman - młody lokalny DJ. Seniorzy byli przy barze, na parkiecie, balowali tak samo, jak młodzi. Promowali aktywnego seniora, który ma 70-80 lat i nie przejmuje się, bywa w miejscach kojarzonych z młodzieżą.
- Naprawdę 70-80-letni ludzie mają taką kondycję, by bawić się, tańczyć do białego rana?
- Oni akurat mają! Z panią Anią, seniorką, wychodziłam z imprezy o 6 rano! Pan Eryk, lat 80, wychodził godzinę wcześniej. W klubie byli młodzi Francuzi, którzy przeżyli totalny szok! Myśleli, że ze swoimi dziadkami przyszłam do klubu! Opowiedziałam im później o Dancingu Międzypokoleniowym.
- Przed Wrocławiem był jeszcze casting dla seniorów, Boski Fest w podbydgoskim Janowie. Jak pani tu trafiła?
- Organizatorzy mnie zaprosili. Prócz koncertów, warsztatów mieli jeszcze panel dyskusyjny i zaprosili mnie jako prelegentkę. Opowiadałam, czym jest Dancing Międzypokoleniowy, pokazywałam zdjęcia, filmy. Przyjechałam tam z Erykiem, BlaBlaCarem. Eryk "zamykał" (schodził ostatni - red.) wszystkie sceny na festiwalu (śmiech), to chodząca promocja Dancingu Międzypokoleniowego.
Wasze województwo jest mi bliskie, bo w czerwcu brałam udział w święcie województwa kujawsko-pomorskiego. Z DJ Janeczką miałyśmy turę, grała wtedy w Toruniu, we Włocławku, Inowrocławiu i Grudziądzu. Poznałam DJ-ów z Grudziądza pana Henryka i Romana. Roman ma 54 lata, Henryk 75. Roman kiedyś był DJ-em, rozmawialiśmy, żeby spróbował wrócić i się rozwijać. Obu chcę ściągnąć do Warszawy, mam nadzieję, że będziemy współpracować.
- Zanosi się, że w najbliższym czasie w Kujawsko-Pomorskiem odbędzie się dancing międzypokoleniowy?
- Zanosi się, że będzie w Toruniu, ale na razie nic nie mogę potwierdzić. Mam nadzieję, że w Bydgoszczy też. Dwa lata temu byłam zaproszona z grupą seniorów na konferencję TEDx Toruń. O 2 w nocy poszliśmy do klubu NRD z Erykiem i Krysią, był jeszcze młody chłopak i ja. Zima, Krysia w futrze i babcinej chustce na głowie, wchodzimy do klubu, ochroniarz zdębiał, gdy nas zobaczył. Spytałam, czy są zniżki dla emerytów, bo wejście było płatne.
Mam takie hasła dancingowe, jedno to "Lans na babcię", drugie "Emeryci-celebryci". Emeryci-celebryci w klubie NRD na 100 procent się sprawdzili! Wyglądało tak, jakby naprawdę jakieś znane persony wpadły do klubu! Lokal wypełniony młodymi ludźmi, muzyka elektroniczna, ścisk, tłum, Krysia ściąga chustę, futro, wywija na parkiecie z Erykiem. Ustawiały się do nich kolejki, każdy chciał zatańczyć, albo zrobić sobie z nimi zdjęcie, czy "przybić piątkę". Super interakcja wyszła! Tak to było: emeryci-celebryci, zwyczajni niezwyczajni.
- Podróże BlaBlaCarem, czyli z nieznanymi ludźmi, dancingi do białego rana, imprezy w klubach, w których bawi się młodzież - trudno uwierzyć, że dotyczy to ludzi, którzy mają 70-80 lat i więcej.
My już dużo razem przeżyliśmy. Podnoszę poprzeczkę, cały czas zadania są trudniejsze, ale tak naprawdę one już nie są dla nich trudne, bo to jest grupa, która się sprawdziła. W ich życiu wiele rzeczy wydarzyło się po raz pierwszy dzięki udziałowi w Dancingu Międzypokoleniowym. W ubiegłym roku na OFF Festiwal w Katowicach z panią Krysią jechałam stopem. Ona wtedy miała 75 lat, to był pierwszy autostop w jej życiu. Zatrzymał nam się amerykański cadillac!
- Scena niczym z filmu.
Ludzie myśleli, że to reklama, że umówiliśmy ten samochód, a to był prawdziwy autostop! Pierwszy i tak fajny! Pani Krysia jest odważna, dobrze nam się współpracuje, bo darzy mnie zaufaniem.
Ja też już wiem, kogo na co stać, komu co mogę zaproponować, gdzie, jak i z kim. Seniorzy już tyle ze mną przeżyli, że ufają mi.
Robimy to wszystko po to, żeby zmienić myślenie społeczeństwa na temat starości. Nie tylko chcemy pokazać, że starsza osoba może się dobrze bawić, ale chodzi też o edukację młodych. Żeby ludzie się nie wykluczali, bo sami sobie stawiają bariery.
- Skąd się wziął pomysł dancingów międzypokoleniowych? Starzy ludzie w klubie, DJ-e seniorzy? W potocznym odbiorze to nie są miejsca i zajęcia oczywiste dla starszych ludzi.
To nie jest tak, że któregoś dnia usiadłam i wymyśliłam Dancing Międzypokoleniowy, że tak i tak to będzie i zaczęłam działać. Natomiast "od zawsze" moim konikiem jest integracja. Zajmuję się tym, odkąd tylko pamiętam, już w szkole podstawowej organizowałam imprezy dla uczniów. Później zajęłam się sztuką zaangażowaną społecznie (community art), robiłam akcje, happeningi, instalacje z osobami bezdomnymi, imigrantami, projekty sąsiedzkie. Z kamienic, bloków zapraszałam sąsiadów do wspólnych akcji. Zależało mi, żeby przełamać stereotypy, granice, łączyć ludzi. Nie myślałam wtedy o łączeniu pokoleń, ale zawsze o łączeniu. Denerwowało mnie, że ludzie nawzajem się dyskryminują. Bo grubszy, brzydszy, biedniejszy, czarny, stary. Ja się z tym nie zgadzam.
- Wychowała się pani w wielopokoleniowej rodzinie?
- Absolutnie nie, ale może właśnie dzięki temu tak działam? Pochodzę ze Złocieńca (Zachodniopomorskie), do liceum chodziłam w Czaplinku, dziadków miałam w Szczecinku, wychowywała mnie tylko mama. Rodzice się rozwiedli, tata - wielokrotnie o tym mówiłam - jest konduktorem i co kilka lat sprawdza mi bilet w pociągu, ale praktycznie nie mamy z sobą kontaktu.
- I nie zamienicie z sobą kilku słów?
Jakiś czas temu wyciągnęłam do niego rękę, spotkaliśmy się, ale jakoś nie chciał tego kontynuować. Mimo rozwodu rodziców miałam bardzo fajne dzieciństwo. A to jest bardzo ważne. Zawsze byłam aktywna, wszędzie było mnie pełno. Mama dała mi dużą wolność, więc ja odkrywałam swoje pasje.
- Co zdecydowało, że wśród wykluczonych skupiła się pani na grupie starszych?
Odkąd pamiętam, zawsze mnie interesowały historie ludzi. Gdy chodziłam do szkoły podstawowej i później do liceum, przyjaźniłam się ze starszym rzeźbiarzem. Uciekałam z lekcji i chodziłam do niego, wolałam jego historie. Przed kościołem siedział bezdomny, wolałam iść z nim do parku i rozmawiać, niż iść na mszę.
Podczas tych akcji sąsiedzkich gościła mnie starsza pani, dla której wielkim wydarzeniem było to, że przyszłam. Czekała z herbatą, gdy tylko usłyszała, że wchodzę do bloku. Z chęcią brała udział w tematach, które wymyślałam, więc widziałam, że taka jest potrzeba. Poznałam te potrzeby. Miałam może 19 lat i już wiedziałam, co to znaczy samotność. Jak bardzo można podkolorować życie ludzi tym, że zrobi się coś wspólnie. Gdy potem zaczęłam robić projekty zaangażowane społecznie, zaczęli się przewijać seniorzy. I jakoś narodził się Dancing Międzypokoleniowy. Bo - generalnie - Dancing Międzypokoleniowy to nie są tylko seniorzy. Połączyłam w tym projekcie cały swój sprzeciw wobec tego, żeby oceniać ludzi przez pryzmat narodowości, wieku czy statutu majątkowego. Dancing uczy odwagi, tolerancji, tego, że w każdym wieku można postawić na swoją pasję.
- Jako społeczeństwo akceptujemy, że starzy ludzie zachowują się nietypowo, niezgodnie ze stereotypami przypisanymi do ich wieku i roli? Jak szefowie klubów reagowali na propozycję zorganizowania dancingu międzypokoleniowego? Może dla nich to jest tylko atrakcja, którą mogą pochwalić się na Facebooku, wrzucić zdjęcia, dostać lajki?
Żeby w ludziach dokonała się zmiana potrzeba czasu. Po pięciu latach doświadczeń widzę, ile jeszcze pracy trzeba w to włożyć. Gdy robiłam pierwsze imprezy, przychodziłam do klubów, rozmawiałam z menadżerami to nie rozumieli, o co mi chodzi?! Ale okazali duże zaufanie i zainteresowanie.
Coraz więcej młodych interesowało się projektem, lajkowali Facebooka, mówili, że warto, jaka fajna akcja! A przecież pięć lat temu nie było tego tematu! Na początku to rzeczywiście działało bardziej jako atrakcja. Do tej pory, jeśli młody człowiek nie zna Dancingu Międzypokoleniowego, a z nim się zetknie, to dalej jest to tylko na poziomie atrakcji.
Chciałabym, żeby doszło do momentu, że to jest normalne! Żaden wyczyn, że ktoś ma 60 -70 lat i jedzie na festiwal, idzie do klubu, siedzi z wnuczką w kawiarni. To powinno być normalne, ale jeszcze tak nie jest. Naprawdę, dużym sukcesem jest, że to wzbudza pozytywne, a nie prześmiewcze emocje. Dlatego używam nowoczesnych narzędzi, młodzieżowych i w ten sposób docieram do młodych. Z premedytacja mam hasztag #Lansnababcie czy #Emerycicelebryci, bo chodzi o to, żeby pokazać, że to jest cool, fajne, modne. Pójść z dziadkami czy rodzicami do naszych ulubionych miejsc, a nie tylko z młodymi znajomymi, którzy lubią tę samą muzykę, te same miejsca, te same kluby. Chodzi o to, żeby się integrować, mieszać środowiska.
Dancing coś już zmienia. Młodzi pytają mnie, kiedy będzie najbliższy, bo chcą iść z dziadkami. Czasem rok przekonują babcię, by poszła z nimi do klubu, bo babcia mówi, że to nie dla niej.
- Co jest największym problemem osób starszych, samotność czy brak pieniędzy?
- Ooo, samotność, zdecydowanie. Myślę, że kasa to odległy temat.
- Odległy?!
- Tak, naprawdę. Może ktoś ma inne zdanie, ale na podstawie tego, co zaobserwowałam widzę, że największym problemem w życiu jest samotność. Wiadomo, im więcej ma się kasy, tym większe poczucie bezpieczeństwa, można lepiej mieszkać, podróżować w lepszych warunkach - to oczywiste w każdym wieku, jednak samotność jest największym problemem.
Ludzie często sami skazują się na samotność. Mamy w grupie VIP pana Leopolda, 79 lat, mieszka pod Warszawą. Ma takie same problemy, jak inni w jego wieku, bardzo mało kasy, więc powinien siedzieć w domu, nigdzie się nie ruszać.
Dwa lata temu pan Leopold wyjechał z nami do Sopotu, pierwszy raz był nad morzem, pierwszy raz daleko od domu. Po tym wyjeździe powiedział mi, że wszystko super, ale to już nie dla niego, za daleko. Mało oczekiwał od życia, mało widział, miał ograniczony świat i nawet nie marzył, że można więcej, dalej. To jest najgorsze, że człowiek się blokuje i nawet nie marzy. Nie kasa jest najważniejsza, ale chęci. Chęć wyjścia z domu, spotkania ludzi, przełamania swoich ograniczeń.
Trochę pociągnęłam za sznurki, pan Leopold ma tyle werwy, że jej!
Ważne jest, żeby coś nas napędzało?
- Pan Leopold pochodził na dancingi, był w najlepszych klubach, dużo zobaczył, poznał ludzi, różnorodność świata, którego kompletnie nie znał, cały jego koloryt, nowe smaki, bywał w różnych restauracjach.
Bardzo go podbudowało, że on taki zwyczajny, a tu nagle ktoś go docenił! Świetnie tańczy, ma swój styl, robiliśmy z nim filmiki, zdjęcia, widział, że grupa go akceptuje. Spotkał znajomych, zaczął mieć przyjaciół. Teraz, po dwóch latach, gdy wracaliśmy z Wrocławia, pan Leopold w pociągu powiedział mi tak: Paulina, ale następnym razem, gdy będziesz organizować wyjazd, bardzo proszę do Barcelony albo Paryża! To mówi człowiek, który z Warszawy do Sopotu nie chciał jechać, bo za daleko!
- Zasmakował życia i chce więcej.
- Chcę, żeby Dancing właśnie tego uczył, żeby ludziom się chciało, żeby chciało się więcej. Nie zmienimy tego, że mamy małą emeryturę, choć każdemu życzę jak najwyższej, ale mamy wpływ na swoje życie tu i teraz.
- Jedni komentują pomysł dancingów międzypokoleniowych z zachwytem, może troszkę z zazdrością, drudzy powiedzą, że to dziwactwo! W ich wieku nie przystoi! To robienie czegoś na pokaz. Nie spotkała się pani z takimi opiniami?
- Hmmm ...
- Szczerze!
- Nikt nigdy mi czegoś takiego nie napisał, a ludzie przysyłają mi różne swoje refleksje dotyczące Dancingu i swojego życia. Ale jeśli mam być szczera, to jestem absolutnie przekonana, że jest bardzo dużo osób, które tak uważają. Co to w ogóle jest, że babcia podróżuje na stopa, robi graffiti, albo jest DJ-ką?! My jesteśmy ponad to, wsadzamy kij w mrowisko.
- Dobre określenie, ale po wsadzeniu kija w mrowisko tam aż furczy.
- Nasze działania mają ruszyć tłumy, a że gdzieś komuś coś nie będzie pasowało, to zupełnie nie szkodzi. Nigdy nie dopasujemy się do wszystkich.
To prawda, że jeśli ktoś całe życie chodził do filharmonii, teraz nie będzie chciał pójść do klubu. Ale ja patrzę na to długofalowo. Widzę, ile Dancing dla niektórych znaczy. Seniorki nawet mówią, że się modlą za Dancing, za mnie. Żeby wyszło, żeby się rozwijało.
Nie jest łatwo to wszystko realizować, to nie jest na pstryknięcie palcem.
Zależy mi bardzo, by w innych miastach byli moi kontynuatorzy, by Dancing był tam na stałe, a nie jako jednorazowe wydarzenie. Dancing Międzypokoleniowy to już przedsiębiorstwo społeczne, jest start up-em w Akademickich Inkubatorach Przedsiębiorczości. Potrzebny jest mi stały zespół, kluby, lokalne organizacje, które będą chciały ze mną współpracować, robić dancingi przez lata, a nie tylko jeden raz. Bardzo się cieszę, że coraz fajniejsze marki, instytucje, festiwale zgłaszają się, bo znają Dancing, że zaczyna on być marką. Ale to dopiero początek.
Niedawno robiliśmy dancing w Opolu, we Wrocławiu, byliśmy w Sopocie, w Katowicach. Odzywają się i inne miasta: Kraków, Poznań - chcą sprowadzić Dancing. To jedno z najważniejszych zadań - żeby Dancing szedł w świat, żył, animował lokalną społeczność, zmieniał myślenie ludzi.