Wyrok w sprawie katastrofy kolejowej pod Szczekocinami [zdjęcia]
Sąd stwierdził, że winni są dyżurni ruchu, i skazał Andrzeja N. na 4 lata więzienia, a Jolantę S. na 2,5 roku więzienia.
Wczoraj Sąd Okręgowy w Częstochowie w wyroku w sprawie nieumyślnego spowodowania katastrofy kolejowej pod Szcze-kocinami, 3 marca 2012 roku, skazał na 4 lata więzienia Andrzeja N. (prokurator żądał 8 lat, maksymalnej kary przewidzianej w kodeksie karnym) i na 2,5 roku Jolantę S. (prokurator chciał 7 lat pozbawienia wolności). Obrońcy obojga oskarżonych chcieli ich uniewinnienia. Wyrok nie jest prawomocny.
Andrzej N. był dyżurnym ruchu w Starzynach, Jolanta S. dyżurną ruchu w Sprowie. Andrzej N. ma odbyć karę w systemie terapeutycznym, na oddziale psychiatrycznym zakładu karnego.
Andrzej N. ma 61 lat, Jolanta S. 46. Andrzej N. pracował na kolei od 1983 roku, Jolanta S. od 1989 r.
W katastrofie zginęło 16 osób (w tym jedna obywatelka USA i jedna Rosji), ponad 160 zostało rannych, w tym 7 bardzo ciężko. To była druga co do liczby ofiar największa katastrofa kolejowa w Polsce po II wojnie światowej.
Sędzia Jarosław Poch w ustnym uzasadnieniu wyroku podkreślił, że do tragedii przyczyniła się seria błędów ludzkich. Na pewno nie zawiniła infrastruktura kolejowa.
Tę serię zapoczątkowało wydarzenie z 2 marca 2012, dzień przed tragedią. Wtedy Andrzej N. skierował na niewłaściwy tor pociąg do Koniecpola zamiast do Psar. Ale ten fakt pozostał bez konsekwencji. Następnego dnia Andrzej N. zezwolił na wjazd pociągu na niewłaściwy tor.
Jolanta S. skierowała pociąg na właściwy tor, jednak nie upewniła się, dlaczego system kontroli ruchu sygnalizował, że tor jest zajęty. Jak zauważył sędzia, Andrzej N. zachowywał się dziwnie w dniu tragedii. Po sygnale, że zablokowana jest zwrotnica, niby poszedł, aby ją prawidłowo ustawić, ale nie zabrał potrzebnych do tego narzędzi.
Jolanta S. dwa razy otrzymała fałszywą informację od Andrzeja N. o sytuacji na torach. Dopiero od trzech miesięcy pracowała na skomputeryzowanym posterunku. W dniu, kiedy miała przejść autoryzację, nie było jej w pracy, miała urlop. Na posterunku nie było kompletu instrukcji. Ale, jak podkreślił sędzia, nie można - tak jak chce obrona - uznać, że nie przeszła szkolenia, bo takie możliwości były i Jolanta S. brała w nich udział.
Część winy spada także na maszynistów obu pociągów, bo wiedzieli, że jadą po niewłaściwych torach, i mogli zatrzymać pociągi.
Prokurator Marek Mazur stwierdził, że po otrzymaniu uzasadnienia pisemnego wyroku prokuratura złoży apelacje. Także obrońcy obojga oskarżonych zapowiadają apelacje.
Autor: Janusz Strzelczyk