Stanisława Fórmanowicz może wrócić do pracy. Tak w piątek zdecydował sąd. Ale nie uwierzył, że zwolniono ją z powodu konfliktu z prezydentem.
Sprawa ciągnęła się trzy lata. Przypomnijmy, o co chodziło. Stanisława Fórmanowicz w 2013 r. została zwolniona z pracy. Pełniła funkcję przewodniczącej zespołu i sekretarza w komisji orzekania o niepełnosprawności. Jej zdaniem przyczyną zwolnienia było to, że nie uległa naciskom ze strony prezydenta.
Któregoś dnia przyszedł do niej doradca Janusza Kubickiego i przyniósł wniosek... Prezydent miał dostać właściwe orzeczenie. Polecenia nie wykonała. Sprawę oddała wojewódzkiemu zespołowi w Gorzowie, a ten Świebodzinowi (wg prawa orzeczenie musi być wystawione w innym mieście niż to, w którym ktoś rządzi). Prezydent orzeczenie otrzymał, choć niższe niż się spodziewał. Ma bowiem poważne problemy z kręgosłupem.
Prezydent tłumaczył, że urzędniczka została zwolniona, bo nie wywiązywała się z obowiązków, dezorganizowała pracę i nie miała odpowiedniego wykształcenia. Ale nikt wcześniej tak nie oceniał jej pracy (komisja podlegała wcześniej starostwu). Kobieta była nagradzanym pracownikiem.
Jak przez kilka miesięcy mogłam stać się złym pracownikiem? - pytała Fórmanowicz
W piątek sąd zdecydował o przywróceniu urzędniczki do pracy na poprzednich warunkach. Przypomniał, że sytuacja w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej trzy lata temu była wyjątkowa. Miał on zaległości z poprzedniego roku. Ciężko było więc spokojnie w takich warunkach pracować. Zdaniem sądu, trudno też uwierzyć, że ceniona urzędniczka nagle straciła wszystkie umiejętności. Podkreślał, że wymienione przyczyny zwolnienia są zbyt ogólne, nie wynika z nich, jakie błędy miałaby popełnić Fórmanowicz. Jednocześnie sąd nie wskazał innych powodów takiej decyzji. Nie dał wiary, że mogłoby to być związane z orzeczeniem o niepełnosprawności prezydenta i naciskami w tej sprawie.
- Nie jestem w pełni usatysfakcjonowana wyrokiem - powiedziała nam w piątek S. Fórmanowicz. - Tym bardziej, że postępowanie trwało bardzo długo. Nie było potrzeby prowadzenia tak rozdmuchanego do granic niemożliwości procesu. W krótszym czasie zapadały wyroki w sprawach o wiele poważniejszych niż moja. To już przecież trzeci rok walki przed wymiarem sprawiedliwości. Jak można w tej sytuacji mówić o satysfakcji?
Uważa, że przyczyna zwolnienia nie do końca została wyjaśniona. A jej zdaniem jedynym powodem straty pracy była sprawa orzeczenia o niepełnosprawności prezydenta. Jak dodaje, przez wiele lat oceniana wzorowo przez swoich zwierzchników.
- Nagle w styczniu 2013 roku sytuacja uległa diametralnej zmianie. Zostałam potraktowana nie jak osoba, która wyprowadzała ośrodek z zaległości po poprzednikach, ale jak przedmiot - mówi S. Fórmanowicz. Zapowiada, że będzie jeszcze konsultowała wyrok z prawnikami. O tym, czy wróci do pracy w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej, jeszcze nie zdecydowała.
W piątek w sądzie prezydenta nie było. Wyrok nie jest prawomocny.