Wypadek na Szosie Lubickiej w Toruniu. Taksówkarz się ścigał? Co na to prokuratura?
Prezes korporacji, dla której jeździł 51-latek przyznaje, że taksówkarz spieszył się do kolejnego zlecenia przy ul. Rydygiera. Na pasach przy Szosie Lubickiej, rozpędzony, wjechał w dwoje pieszych. - Czas pracy samozatrudnionego taksówkarza jest poza kontrolą - tłumaczy prezes.
Ta tragedia wstrząsnęła Toruniem. W Nowy Rok, o czwartej nad ranem, taksówkarz z impetem uderzył w będących na środku przejścia dla pieszych kobietę (68 l.) i mężczyznę (67 l.). Nie mieli szans na przeżycie. W prokuraturze zeznał, że pracował od ok. godz. 17.30 w sylwestra. - Zmęczeniem i tym, że po prostu nie zauważył pieszych tłumaczył to, co się stało. Ale dla nas najistotniejsze jest teraz ustalenie, z jaką prędkością jechał - mówi prokurator Tomasz Sobczak.
W prokuraturze twierdzą, że - wbrew plotkom - nie ma dotąd żadnych dowodów na to, by taksówkarz ścigał się z innymi.
Kierowca ma 51 lat i wieloletnie doświadczenie za kółkiem. Przed laty pracował jako policjant, ale to - wbrew krążącym po Toruniu głosom - w niczym go nie chroni. Prokuratura postanowiła zaskarżyć decyzję sądu, który nie zdecydował się na zastosowanie aresztu tymczasowego.
Teraz, kilka dni po tragedii, zamknął się przed światem. Boimy się o niego...
- Potwierdzam, że taksówkarz jechał do kolejnego zlecenia przy ul. Rydygiera. Mógł się spieszyć - mówi „Nowościom” prezes korporacji taksówkarskiej. - Samozatrudnieni kierowcy sami decydują, ile godzin pracują. Ja tego nie kontroluję.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień