Wyklęci budzą różne emocje. Także złe
- Dużo się teraz mówi o żołnierzach wyklętych - dzwoni nasza czytelniczka. - Stali się bohaterami, ale nie wszyscy nimi byli.
- Podzielam pogląd, że byli nimi ci, którzy siedzieli w więzieniach po wojnie i tam byli mordowani. Ale część z nich żyła w lasach i nie wszyscy zasługują na pamięć.
Nasza rozmówczyni doświadczyła tego na własnej skórze.
- Jako dziecko mieszkałam na Podlasiu, niedaleko Puszczy Augustowskiej - opowiada. - Wtedy dla mnie ci ludzie to byli bandyci. Przychodzili do nas do domu, stawiali ojca pod ścianą i zabierali jedzenie. Dosłownie wszystko, co żyło i się ruszało. Byliśmy głodni, straszne rzeczy przeżywaliśmy. Dla mnie to nie byli bohaterowie. I martwi mnie, że teraz się o tym nie mówi.
O tym, że nie wszystko, co związane z żołnierzami wyklętymi, może budzić podziw, świadczy m.in. fakt, że prezydent Andrzej Duda nie przyjął patronatu nad uroczystościami związanymi z działalnością Romualda Adama Rajsa, ps. „Bury”, żołnierza ZWZ-AK. Oddział Rajsa był odpowiedzialny za szereg przestępstw przeciwko ludności cywilnej, m.in. zbrodnię w Zaleszanach.
Warto przypomnieć refleksję Jerzego Sosnowskiego, dziennikarza radiowej Trójki, który pisze tak: „Już wojna partyzancka niekoniecznie przypomina hollywoodzki western, z wyraźnym podziałem na bandytów i Ludzi Szeryfa, a co dopiero wojna domowa. Oddziały KBW, MO i wojska potrafiły spacyfikować niejedną wieś i to samo zdarzało się Leśnym. Jak odróżnić partyzantów od bandytów, kiedy trwa licytacja na okrucieństwa? Jak odróżnić od bandytów ludzi, którzy bronili wsie przed bandytami, przed kim? Przed JAKIMIŚ MĘŻCZYZNAMI Z BRONIĄ. Dziś tych ostatnich mamy nazywać Żołnierzami Wyklętymi i większość z nich to byli ludzie w sytuacji tragicznej. Co nie znaczy, że zachowywali się zgodnie z kodeksem rycerskim i konwencją genewską.”