Wszystko jest polityką. Jak osłodzić gorycz klęski?
Po przegranych z kretesem wyborach, opozycja usiłuje podtrzymać na duchu swoich zwolenników. W jaki sposób? Tłumacząc, że Prawo i Sprawiedliwość wprawdzie wygrało, ale nie tak wysoko, jak oczekiwali jego liderzy.
Skąd taki wniosek? Stąd, że Zjednoczona Prawica nie ma większości konstytucyjnej. Czy jednak ktokolwiek słyszał przed wyborami wypowiedzi sugerujące, że w tej kadencji zmiana konstytucji będzie możliwa? Przeciwnie, obóz władzy otwarcie przyznawał, że o takich zmianach będzie można myśleć dopiero za cztery lata. Batalia szła o samodzielną większość w Sejmie i to osiągnięto po raz drugi. Warto pamiętać, że takiego zwycięstwa nikomu nie udało się nigdy wcześniej.
Opozycja chwali się, że wygrała w Senacie. Otóż przegrała, Koalicja Obywatelska przegrała z Prawem i Sprawiedliwością. Tyle tylko że PiS ma 48 senatorów, Platforma 43, a ponadto PSL trzech, lewica dwóch, a czterech senatorów kandydowało jako niezależni. Jeżeli wszyscy zjednoczą się przeciwko obozowi dobrej zmiany, to rzeczywiście mogą uzbierać 52 głosy. Czy jednak tak się stanie? A nawet wówczas Senat nie będzie w stanie zablokować ustaw przyjętych przez Sejm, co najwyżej opóźni ich uchwalenie o dwa, trzy tygodnie.
Podobnie jest z marzeniami, że podzieli się obóz Zjednoczonej Prawicy, a Jarosław Gowin i Zbigniew Ziobro utrudnią powołanie rządu. Owszem, obie koalicyjne partie mogą pochwalić się imponującą liczbą mandatów: razem około 30 posłów, ale na 235! Czy jednak o ich sukcesie nie przesądził wspólny szyld Prawa i Sprawiedliwości? Czy jako Porozumienie albo Solidarna Polska, koalicjanci mogliby marzyć o osiągnięciu takiego rezultatu? Już nie mówiąc o szansach na przekroczenie progu wyborczego. Nadzieje na rozłam w Zjednoczonej Prawicy są tak samo uprawnione, jak złudzenie, że opozycja ma realną szansę zwycięstwa w wyborach prezydenckich. Z kim mogłaby przegrać, z Małgorzatą Kidawą-Błońską, z Rafałem Trzaskowskim, a może z Borysem Budką? Kampania prezydencka ruszy od nowego roku, ale wybór kandydatów opozycyjnych ugrupowań, a szczególnie Platformy Obywatelskiej, będzie się przeciągał przez wiele tygodni, może nawet miesięcy. Rozczarowanie Platformą spowoduje powstanie nowej partii, jeszcze bardziej liberalnej niż PO i jeszcze bardziej lewicowej niż nieboszczka Nowoczesna.
Wszystkie partie obecne w Sejmie też wystawią swoich pretendentów do prezydentury. Zapewne pojawią się również kandydaci, którzy dodatkowo rozproszą głosy wyborców. Wszystko to razem spowoduje polityczne zamieszanie i trudny do opanowania szum medialny. Co nie znaczy, że Prezydent Andrzej Duda może sobie pozwolić na rezygnację z walki o jak najlepszy wynik. A cały rządzący obóz na wspieranie go w tej walce zgodnie i pracowicie.