Wszystkie dramaty stolicy Bożego Narodzenia
Terroryzm to tylko jedna z kilku chorób, które trawią Francję. W Strasburgu, niczym w soczewce, ogniskują się problemy tego kraju.
Żeby zrozumieć, co się stało w ostatni wtorek w Strasburgu, trzeba w kilku zdaniach przypomnieć historię Bożego Narodzenia. To alzackie miasto ma w nią spory wkład. To tam w 1531 r. narodziła się moda na choinki. Drzewka sprzedawano na centralnym placu (dziś plac Klebera), a potem zabierano do domów. Zwyczaj szybko przyjął się w całej Europie. Podobnie jak kolejny - ubierania choinek. Ta tradycja również narodziła się, w 1605 r., w Strasburgu. A do dziś w tym mieście, na placu Klebera, stawia się ogromną, kilkunastometrową choinkę, jedną z największych na naszym kontynencie. Zimowy symbol Strasburga, miasta, które dziś nazywa się stolicą Bożego Narodzenia.
Bożonarodzeniowy kiermasz w Strasburgu co roku ściąga miliony turystów. Choć podobne są organizowane właściwie w całej Europie Zachodniej (przynajmniej w jej północnej części), to ten w Alzacji zawsze był wyjątkowy. I ze względu na historię, ale także i teraźniejszość. Współczesny Strasburg jest jak cukierek. Miasto pełne starych kamienic, ukrytych malowniczych placyków, wąskich uliczek. Wszystko przepięknie, urokliwie przystrojone w bożonarodzeniowe wzory. A w samym środku schowana jest prawdziwa wisienka - imponująca, mająca ponad 1000 lat gotycka katedra.
Połączenie tej monumentalnej budowli z pruskimi murami okolicznych domów oraz świątecznym klimatem robi niezwykłe wrażenie. Widząc to po raz pierwszy kilka lat temu czułem się jak odkrywca, który dotarł do źródeł Amazonki. Tylko że wtedy miałem wrażenie, że udało mi się odkryć coś mitycznego, nieistniejącego. Coś w rodzaju kamienia filozoficznego, czy Fontanny Młodości, tylko że istniejącego naprawdę. Strasburg - niewyczerpane źródło magii Bożego Narodzenia.
Byłem na bożonarodzeniowym jarmarku w Strasburgu kilka razu. W ubiegłym roku czuć było zmianę, zawisła nad nim ciężka chmura terroryzmu. Rok wcześniej zamachowiec porwał ciężarówkę (zabijając kierowcę z Polski), a następnie staranował nią osoby odwiedzające podobny kiermasz w Berlinie. W efekcie w Strasburgu pojawiło się mniej odwiedzających, choć władze dołożyły starań, by podobne zdarzenie nie mogło się tu powtórzyć. Wszystkie ulice prowadzące na starówkę zostały zastawione betonowymi zaporami. Przystanki tramwaju w obrębie kiermaszu zostały zamknięte - tak, żeby potencjalny zamachowiec nie dostał się na niego w ten sposób. Każda osoba wchodząca na jarmark była kontrolowana. Ale źródło magii biło, dalej promieniowało swoim zniewalającym czarem, a ja znów znalazłem się pod jego nieodpartym urokiem
W tym roku zastosowano te same środki bezpieczeństwa co rok temu. Turystów pojawiło się zdecydowanie więcej, miasto było podobnie zatłoczone jak wtedy, gdy byłem w nim po raz pierwszy pięć lat temu. Ciężko było przepchnąć się między straganami, na których sprzedawano tarte flambée, Kougelhopf, czy Glühwein. Chętnych do czerpania z tego źródła bożonarodzeniowej magii nie brakowało. Ale źródło tętniło, znów wydawało się być niewyczerpane.
Aż nagle zgasło. We wtorek o godz. 19:52 tuż obok placu Kleber padły strzały. Cheriff Chekatt, urodzony w Strasburgu 29-letni Francuz o arabskich korzeniach, krzycząc „Allah Akbar” otworzył ogień do tłumu spacerowiczów. Zginęły trzy osoby, 14 zostało rannych (w tym jeden Polak). Napastnik zbiegł, dwukrotnie wyrwał się z obławy, raniąc funkcjonariusza elitarnej jednostki Sentinelle. I, mimo że szuka go 700 francuskich policjantów (także z jednostek antyterrorystycznych), wspieranych przez śmigłowce, nowoczesną elektronikę, koordynujących swoje działania ze wszystkimi służbami państwowymi, cały czas (stan rzeczy na czwartek 13 grudnia) pozostawał nieuchwytny.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień