Nasza reprezentacja w meczu z Finami pokazała, że zagrywka to może być ich mocna broń
Z jednej strony, jeśli poważnie myśli się o zaistnieniu na turnieju mistrzowskim przed własną publicznością, to z takimi drużynami jak Finlandia czy Estonia po prostu trzeba wygrywać. Z drugiej zaś strony, po niespodziewanie gładkiej porażce na inaugurację z Serbią kibice w meczach z teoretycznie słabszym musieli drżeć o wynik. Szczęśliwie w gdańsko-sopockiej Ergo Arenie wybrańcy selekcjonera Ferdinando de Giorgiego znaleźli rytm, który dał im radość z gry. Tak było w sobotni wieczór w meczu z Finami i tak też powinno być dzisiaj w spotkaniu z dzielną Estonią (początek o godz. 20.30, transmisja w Polsacie).
Bartosz Kurek, najlepiej punktujący w sobotnim spotkaniu, uważa, że kluczem do zwycięstwa było skupienie się na dwóch zawodnikach rywali.
- Nie zaskoczyła mnie gra Finów. Mają bardzo dobrego rozgrywającego (Eemi Tervaportti, w nowym sezonie będzie grał w Espadronie Szczecin - przyp. aut.). Gra on bardzo kombinacyjną, szybką siatkówkę, więc doskonale ich prowadził w poprzednim meczu z Estonią. Teraz też sprawiał nam dużo problemów. Jest też dobry atakujący (Olli-Pekka Ojansivu - przyp.), którego też musieliśmy ograniczyć i to się nam udało - wyjaśnia przyjmujący Skry.
Istotne było jednak to, że Polacy stanowili w Ergo Arenie monolit. Grali swoją siatkówkę i - pomijając słabszy fragment w pierwszym secie - napawa to optymizmem przed poniedziałkowym starciem z Estonią, która może liczyć m.in. na ok. dwa tysiące zagorzałych kibiców.
- Na pewno czeka nas ciężki mecz. Estonia pokazała w sobotę, że walczy. Ma w miarę dobrych zawodników. Trzeba będzie na nich uważać. Musimy wyjść skupieni i nie możemy odpuścić, a wtedy będzie dobrze - przekonuje Mateusz Bieniek, którego sztabowi medycznemu reprezentacji udało się postawić na nogi. 23-letni środkowy zmaga się z bolesnym urazem nogi właśnie i zdecydował się grać na środkach przeciwbólowych.
- Dalej mnie trochę pobolewa, ale nie jest to ból, który by mnie dyskwalifikował z gry. Podjąłem decyzję, wraz ze sztabem medycznym, że zagram. Zrobili kawał dobrej roboty i udało się mnie wyciągnąć. Wiadomo, jestem na środkach przeciwbólowych, ale większość naszej drużyny na nich jest. Taka nasza rola. Cieszę się, że wróciłem i wygraliśmy 3:0 - powiedział po spotkaniu.
- Na pewno czuliśmy, że gramy lepiej, że mamy ten mecz pod kontrolą. Może poza początkiem pierwszego seta. Dalej czuliśmy jednak, że kontrolujemy to, co dzieje się na boisku. Najważniejsze jest dla nas to, że możemy podchodzić do następnego meczu z większą wiarą w zwycięstwo. To zwycięstwo na pewno było nam potrzebne, po porażkach i niepowodzeniach, które do tej pory mieliśmy - uzupełnia Michał Kubiak, przyjmujący i kapitan naszej reprezentacji.
Estończycy we wspomnianym meczu z Serbią popisali się grą blokiem. W sobotę w ten sposób zdobyli aż 15 punktów. Czy nasi reprezentanci muszą wzmocnić się w tym elemencie?
- Proszę mi uwierzyć, że ostatnie siedem tygodni w Spale to była naprawdę bardzo ciężka praca. Zresztą z „Fefe” (Ferdinando de Giorgi - przyp.) to chleb powszedni - uspokajał dziennikarzy Bieniek.
Polacy zachowują matematyczne szanse na zajęcie pierwszego miejsca w grupie A, ale trudno sobie wyobrazić, aby Serbowie pokpili sobie dzisiaj sprawę w meczu z Finami (początek o godz. 17.30). Już w sobotę pozwolili na zbyt dużo Estończykom. Bardziej realny jest więc scenariusz, że biało-czerwoni zmierzą się w Krakowie w barażach o ćwierćfinał. Jeśli w swojej grupie będą na drugim miejscu, to zagrają z trzecią ekipą grupy C. Jeśli będą na trzecim, to z drugą drużyną grupy C. Mogą więc trafić na Bułgarów lub Słoweńców.
- Staram się nie patrzeć na to, co dzieje się wokół nas, ale na to, co w drużynie. Nieistotne jest, na kogo trafimy w następnej fazie. Oczywiście, można gdybać, kto jest lepszy, a kto gorszy. Jeśli będziemy grać słabo, to - tak jak już mówiłem milion razy - i z Kamerunem dostaniemy bęcki - mówi zupełnie szczerze Kubiak.
- Kurcze, generalnie wszystko się wyrównało w Europie. Kiedyś była Brazylia, która wszystkich tłukła po 3:0, wszystkie imprezy wygrywała. Dzisiaj Serbowie męczą się z Estonią, wczoraj Belgia wygrała z Francją. Zaczyna to wyglądać tak, że niedługo 25 zespołów będzie się liczyć przed turniejem i ciężko będzie bukmacherom wskazać jakiegoś faworyta - śmieje się Bieniek.
Pewne jest jednak to, że Finowie i Estończycy nie powiedzieli na tych mistrzostwach ostatniego słowa. Stoczą korespondencyjną walkę o udział w barażach. W lepszej sytuacji wydają się być ci drudzy, ponieważ będą znać wynik rywali. Nie można też zapominać o kibicach Eesti, którzy potrafią swoim dodać skrzydeł.
Polska - Finlandia 3:0 (25:23, 25:21, 25:19)
Polska: Drzyzga 2, Konarski 9, Kurek 15, Lemański 5, Kubiak 12, Bieniek 8, Zatorski (libero) oraz Buszek, Kaczmarek 3, Łomacz 1, Kochanowski 3
Finlandia: Tervaportti 1, Seppanen 4, Krastins 8, Siirila 7, Sinkkonen 5, Ojansivu 9, Kerminen (libero) oraz Porkka, Siltala 5
Sędziowali: Fabrizio Saltalippi (Włochy), Fabricce Collados (Francja)