Wójcicki: - Jestem niewinny
Rozpoczął się proces prezydenta miasta. Grozi mu nawet do ośmiu lat więzienia.
- Jestem niewinny - tak rozpoczął sądowe oświadczenie prezydent Jacek Wójcicki. Wczoraj zasiadł na ławie oskarżonych w sprawie dotyczącej budowy sieci wodociągowej w gminie Deszczno (do 2014 r. był tam wójtem). Na sądowym korytarzu był raczej wyluzowany, w trakcie oświadczenia poważny. Gdy jednak zdarzały się na sali rozpraw śmieszne sytuacje, bawiły go one tak, jak innych. Nie było widać po nim żadnego napięcia.
Wójcicki odpowiada przed sądem za inwestycję w gminie Deszczno sprzed kilku lat. W przetargu na położenie 30 km rur (trzeba było wybrać najtańszą ofertę) zwyciężyło konsorcjum firm pod przewodnictwem jednej, która szybko popadła w finansowe tarapaty. Jak opowiadali w sądzie: Wójcicki oraz współoskarżony Zbigniew T., urzędnik z Deszczna, firma miała około roczny poślizg z pracami. By nie stracić 70 proc. dofinansowania wartej prawie 4 mln zł inwestycji, gmina musiała nawet prosić marszałka o przedłużenie możliwości zakończenia robót.
Wodociąg powstawał też w Prądocinie. - Główny wykonawca nie miał ani sprzętu, ani ludzi na budowie. Wszystko robił podwykonawca - opowiadał w sądzie Zbigniew T., wówczas szef gminnego referatu inwestycji.
Gmina nie miała podpisanej umowy z podwykonawcą. Podpisała dokumenty tylko z głównym wykonawcą. - Stanowisko nasze było jednoznaczne, że ta firma nie jest tzw. podwykonawcą mianowanym - mówił w sądzie prezydent Gorzowa.
Wiosną 2011 r. gmina dowiedziała się, że konto głównego wykonawcy zajął komornik. Gdy udało się w końcu zakończyć inwestycję, na konto komornika poszły pieniądze za prace.
Podwykonawca - a więc ten, który fizycznie wykonał roboty, a pieniędzy nie dostał - poszedł do sądu. A ten nakazał gminie zapłacić mu 393,6 tys. zł. Deszczno dwa razy zapłaciło więc za to samo. Prokurator stoi na stanowisku, że Wójcicki powinien przed tym gminę uchronić. Zarzuca mu, że nadużył uprawnień, bo zawarł pozorną umowę z firmą, która była podwykonawcą, na wykonanie prac dodatkowych. Urzędnicy tłumaczą, że umowa była ustna, a spisana została na końcu. Za te prace podwykonawca zainkasował 64 tys. zł.
Prokurator Danuta Kowalska-Maciaszek ze szczecińskiej prokuratury twierdzi, że Wójcicki naraził gminę na 579 tys. zł strat. Gdy nasz dziennikarz dopytywał ją, skąd taka kwota, skoro 393,6 tys. zł i 64 tys. zł dają sumę znacznie mniejszą, nie była w stanie dokładnie tego wytłumaczyć. - To kwota powiększona o odsetki i koszty sądowe - mówiła. Prokurator przyszła do sądu z nie do końca czytelnymi zeznaniami świadków. Miała też problemy z odpowiedziami na pytania sędziego Andrzeja Krzyżowskiego.
Kolejna rozprawa odbędzie się 30 listopada.