Wodzisław Śl. jak Wałbrzych. Też ma tajemniczy poniemiecki schron... [WIDEO]
Nie tylko Wałbrzych może pochwalić się powojennymi schronami oraz tunelami. U nas też takie obiekty istnieją. Co prawda mniejsze, ale z ciekawymi historiami.
Nie tylko w Wałbrzychu mieszkańcy zastanawiają się, gdzie mogą sięgać poniemieckie tunele znajdujące się w ich regionie. Nieco starsi wodzisławianie podkreślają, że także ze schronem przeciwlotniczym w Parku Miejskim wiąże się tajemnica.
- Pamiętam z dzieciństwa, że kilkadziesiąt lat temu w schronie od strony parku było jeszcze jedno pomieszczenie, niedaleko tego wyjścia. Wtedy nie było tutaj światła, wchodziliśmy ze świeczkami. Jak to dzieci każdy się bał i byle szmer płoszył nas. Ale wydaje mi się, że było jeszcze jakieś pomieszczenie - wspomina nam jeden z mieszkańców.
Prosi o anonimowość, nie chce wywoływać niepotrzebnej sensacji wokół siebie. Podobnego zdania było jeszcze kilka osób z którymi udało się nam porozmawiać na ten temat. Dziś w miejscu, gdzie miało być pomieszczenie (lub przejście) jest zabetonowana ściana. Nie ma też żadnych dowodów na to, żeby coś dalej było. Z czasów budowy nie zachowała się żadna dokumentacja.
Nikt tego wątku nie badał i raczej na to się nie zanosi w przyszłości. - To raczej niemożliwe, aby schron prowadził gdzieś dalej w stronę parku. Nie ma też żadnych przesłanek, aby było jakieś inne pomieszczenie przylegające do schronu - tłumaczy Piotr Hojka, historyk z wodzisławskiego Muzeum.
Faktem jest, że wśród mieszkańców już od kilku pokoleń krążą legendy związane z tajemniczym tunelem łączącym Pałac Dietrichsteinów z Basztą na Grodzisku. Jak brzmi popularna opowieść, to właśnie nim miała uciekać dawna Księżna Wodzisławia wraz z dzieckiem przed Tatarami. Być może pewnie dla tego wielu wodzisławian zastanawia się, czy nie ma dalszych części schronu w Parku Miejskim.
Sam obiekt powstał najprawdopodobniej w latach 40. XX wieku. Opowiadając o schronie trzeba często poprzedzać zdanie słowem prawdopodobnie. Wszystko dlatego, że nie zachowały się żadne dokumenty z czasów jego budowy, zdjęcia. Nawet opowieści mieszkańców są bardzo lakoniczne. Część w przeszłości twierdziła, że Niemcy budowali obiekt rękami Francuzów i Włochów. Być może byli to jeńcy wojenni lub więźniowie obozów.
- Prawdopodobnie Niemcy zaczęli budować schron, kiedy alianci rozpoczęli bombardowanie niemieckich miast. Powstał blisko Pałacu, bo tutaj w czasie wojny miały swoją siedzibę niemieckie władze i z myślą o nich go wybudowano. Jednak faktem jest też to, że w czasie najgorszych bombardowań schronienia szukali w tym miejscu pozostali mieszkańcy miasta - tłumaczy Kazimierz Piechaczek z GRH Powstaniec Śląski, grupy opiekującej się na co dzień schronem.
Jest on w kształcie zygzaka. Powód tego był prosty. Obiekt był bardzo płytko schowany (stąd też łukowate stropy, które miały być mocniejsze). Kiedy bomba lotnicza uderzyłaby w jedną część, to z pozostałych można było się uratować. Do dziś są tutaj trzy wejścia (dwa główne i jedno ewakuacyjne w toalecie).
- W schronie był prąd, a także wentylacja. Na całej długości po obu stronach znajdowały się długie ławki. Według szacunków schron mógł pomieścić około 400 osób. W każdym korytarzu był piec, a dodatkowo w środku znajdowały się trzy toalety - dodaje Piechaczek.
Obecnie schron jest siedzibą Grupy Rekonstrukcyjno-Historycznej Powstaniec Śląski. Pasjonaci dbają o niego, a także trzymają w nim wiele pamiątek z czasów II wojny światowej.