Włocławianin zaliczył morderczy triathlon. Kolejny cel to mistrzostwa świata na Hawajach [zdjęcia]
Po kontuzji miał już nigdy nie uprawiać sportu. Kilka dni temu pokonał dystans 226 km Enea Challenge Poznań.
Powoli, krok po kroku, realizuje swój plan. Celem sportowych osiągnięć dwudziestopięciolatka, Kuby Napiórkowskiego z Włocławka, jest start w iron manie na Hawajach.
Kilka dni temu miał okazję sprawdzić swój organizm w triathlonie Enea Challenge Poznań. Był najdłuższym i najbardziej wyczerpującym start w jego karierze. Udało się, w swojej kategorii wiekowej zajął ósme miejsce. - To był wstęp do kolejnych startów, a w przyszłości zmierzenia się z najlepszymi – podkreśla Kuba.
Jego przygoda ze sportem zaczęła się podobnie, jak w przypadku większości chłopaków z podstawówki, czyli od kopania piłki i biegania.
- Po szkole średniej przeprowadziłem się do Warszawy - mówi Jakub Napiórkowski, trener personalny z największej włocławskiej siłowni. - Tam przygotowywałem się do zdobycia uprawnień trenerskich, bo po kontuzji, jakiej się nabawiłem, lekarz powiedział mi, że już nigdy nie będę mógł uprawiać sportu. Nie chciałem się z tym pogodzić, chciałem mieć kontakt ze sportem. Przeszedłem operację, miałem szczęście, udała się. Żeby zarobić na naukę pracowałem w sklepie z obuwiem sportowym. Któregoś dnia przyszedł klient poszukujący butów biegowych na ciężki, górzysty teren. Wtedy pierwszy raz dowiedziałem się, że są biegi na sto kilometrów. To był impuls, który spowodował, że chciałem udowodnić, że jestem w stanie stawiać sobie trudne cele. Bieg Siedmiu Dolin miał być zorganizowany za niespełna rok. Postanowiłem w nim wystartować.
Triathlonista nie umiejący pływać
Miał wtedy 20 lat, ale żadnego doświadczenia w zawodach na długich dystansach. Udało się, odniósł pierwszy znaczący sukces. Przebiegł polski ultramaraton w Beskidzie Śląskim w czasie 16 godzin i 24 minut.
- To był ciężki bieg, nigdy wcześniej nie czułem takiego bólu - dodaje Kuba. - Jednak dałem radę, przebiegłem. To mnie jeszcze bardziej zmobilizowało.
Kolejnym etapem w sportowej karierze biegacza miał być triathlon Iron man,czyli: 3,8 km pływania, 180 km na rowerze i 42 km biegu. Był jednak problem. Nie umiał pływać. Ale był przekonany, że jako czynny sportowiec szybko doścignie również dobrych pływaków.
- Nie było łatwo - podkreśla Kuba. - Przeszkodą okazały się uprawiane wcześniej sporty siłowe. Duża masa mięśniowa wręcz przeszkadza w sportach wytrzymałościowych. Po pierwszych kilkudziesięciu metrach w wodzie myślałem, że dostanę zawału, ale kilka miesięcy później już dobrze sobie radziłem. W tym czasie przebiegłem też trzy maratony. Później przyszedł czas na ćwierćtriathlony, każdy na dystansie pięćdziesięciu sześciu kilometrów.
Śmiech, płacz i odcinanie energii
Jakie ma kolejne cele i marzenia? Poprawiać osiągnięte wyniki w traithlonie. W tej dyscyplinie włocławianin najlepiej się czuje. Jego największym wyzwaniem jest zakwalifikowanie się do mistrzostw świata w triathlonie na Hawajach. Ważnym krokiem w tym kierunku był start w poznańskim iron manie i starty w trzech półironmenach. Do tego będzie wiele startów na nieco krótszych dystansach. Dzisiaj, po tak ciężkiej próbie już wie nad czym musi popracować, żeby osiągać coraz lepsze wyniki.
- Wybieram się też na szlak Orlich Gniazd, najpiękniejszy w Polsce. Jest to trasa prowadząca z Krakowa do Częstochowy. Liczy 170 km. To będzie wypad ze znajomymi, nie zawody, taka sobie rekreacyjna przebieżka.
O czym myśli w czasie wielogodzinnych biegów? - O wszystkim - odpowiada. - Po dwa razy.
A co z emocjami? - Podczas pierwszego ultramaratonu wahały się od śmiechu po płacz – wspomina. - Także podczas maratonów przychodzi moment, że organizm nie chce dalej walczyć, odcina energię. Przychodzą wątpliwości i pytania, po cholerę to robię? Mógłbym siedzieć na kanapie i tylko czasem poszedłbym na trening. Wtedy uciekam od tego, co mi przeszkadza. Koncentruję się na tym, co będzie dalej, a więc na dotarciu do mety. Myślę o przyjemnych rzeczach, czasem przypominam sobie fajną piosenkę. Gdy naprawdę brakuje sił zdarza się, że dobiegam do mety na endorfinach. Ale zaraz po finiszu sprawdzam czas i myślę, jak go poprawić. Znowu się nakręcam. Chcę przeżywać kolejne sportowe przygody. Tak było po poznańskim challenge’u.
Musiał hamować swoje tempo
Po ukończeniu 226. kilometrowego triathlonu był szczęśliwy, nie było po nim widać zmęczenia tak wyczerpującym dystansem
- Marzyłem żeby zrobić dobry czas i udało się, dotarłem na metę szybciej niż zakładałem – wspomina Kuba. - Teraz, już oficjalnie, mogę powiedzieć, że zostałem człowiekiem z żelaza. Dotarłem jako ósmy w swojej kategorii wiekowej.
W ogólnej klasyfikacji, na 367 zawodników, razem z zawodowcami, uplasował się na 120 miejscu.
Poznański triathlon odbywał się w ramach Mistrzostw Europy. Kuba nie był jednak klasyfikowany do tytułu mistrzowskiego. Nie miał licencji, więc nawet najlepszy czas nie dałby mu tytułu mistrza Europy. Ale na liście jego osiągnięć wynik został zapisany. To był ważny wyczyn. Przyda się w przyszłości.
Żeby zaliczyć poznański triathlon trzeba było pokonać trzy odcinki: 3,8 km pływania na jeziorze Malta, 180 km przejechać na rowerze, a na koniec trzeba było przebiec pełen maraton – czyli 42,2 km. Zawodnicy mieli na to limit 17 godzin. Kuba Napiórkowski pokonał cały dystans w 11 godz. i 8 min.
Podczas rozmowy przeprowadzonej krótko po dotarciu na metę nasz zawodnik wspominał, że pływało mu się bardzo dobrze, natomiast musiał się hamować w czasie jazdy na rowerze. Nie chciał przesadzić, bo trzeba było zachować siły na ostatni etap triathlonu, na maraton.
Biegł i cierpiał
- Pierwsze dwa dziesięciokilometrowe fragmenty biegu pokonałem bez problemów, czułem się świeżo – podkreśla zawodnik. - Natomiast trzeci był dla mnie makabryczny. Na czwartym bolało mnie wszystko, wychodziło zmęczenie z pływania i jazdy rowerem. Mięśnie były bardzo spięte i zakwaszone. Ten ból nawet trudno opisać, łapały mnie skurcze. Po prostu biegłem i cierpiałem. Ostatnie dziesięć kilometrów już przetruchtałem. Ale dotarłem do mety i to z dobrym wynikiem. W zawodach zawsze walczę, nastawiam się, aby nie odpuszczać. Mam bardzo mocne przekonanie, że muszę je ukończyć. Jedyną opcją jest to, że mogę zostać zniesiony z trasy.
Jakie momenty były najgorsze na tych zawodach?
- Podczas pływania i jazdy rowerem nie było źle – podkreśla Kuba Napiórkowski. - Ale na czwartej dziesiątce, gdy biegłem wzdłuż terenów zielonych, gdzie ludzie leżeli na trawie, grillowali, to przychodziły mi do głowy różne myśli. Przecież mógłbym też poleżeć, a ja zapieprzam grubo ponad dwieście kilometrów i jeszcze do tego dopłacam. Ciężko było.
Jest z żelaza, nie klęka
Włocławianin start w airon manie planował już w 2012 r., gdy przebiegł pierwsze w swoim życiu 100 km. Był to ultramaraton w Beskidzie Sądeckim, na górzystej trasie z licznymi podbiegami i zbiegami. Wtedy zapragnął dołączyć do grona ludzi z żelaza. Udało się. Teraz może powiedzieć, że żelazo nie klęka.
Co dalej? Poznał swój organizm w tak ciężkich zawodach, wie co musi poprawić i planuje przygotować się do mistrzostw świata w triathlonie na Hawajach. Przyszłość jest przed nim. Jak do tej pory nie zrywa się, nie szarpie. Swoje przygotowania rozplanował na wiele lat. Wytrwale, z sukcesami, zmierza krok po kroku do wyznaczonego celu.
Najbliższe dwa tygodnie zamierza wypoczywać, pierwszy tydzień w górach. Nie znaczy to jednak, że wystawi się na słońce leżąc na stoku. Bierze z sobą niezbędny do biegania sprzęt. Zaraz po urlopie rozpoczyna intensywne treningi na krótszych dystansach, żeby rozwijać siłę. Jest w bardzo dobrym okresie, gdyż do trzydziestego roku życia najlepiej jest budować eksplozywność, żeby w przyszłości, takie jak poznański triathlon zawody, kończyć z czasem poniżej 10 godz. i mierzyć się z najlepszymi.