"Wisła stanie się ciągiem jezior wypełnionych brudną wodą"
Jedni chcą przywrócić żeglugę towarową, a nawet pobudować zapory. Inni przekonują, że trzeba rzekę zostawić w naturalnej formie.
„Uratuj Wisłę przed zniszczeniem, pomóż ochronić jej unikatową przyrodę! Wiśle grozi katastrofa, jeśli rząd zrealizuje plany »wodnych autostrad«, Wisła stanie się ciągiem sztucznych jezior wypełnionych brudną wodą z toksycznymi sinicami” - grzmi ekologiczna Fundacja WWF Polska.
Jej działacze i eksperci przestrzegają, że czarny scenariusz ziści się, jeśli natychmiast nie zaczniemy działać. Ich zdaniem, zagrożenie wynika z faktu, iż prezydent Andrzej Duda podpisał konwencję AGN, która włączy polskie rzeki do systemu transportu śródlądowego w Europie. Dodajmy, że to otwiera furtkę do starań Polski o międzynarodowe fundusze na rewitalizację dróg wodnych. Prezydent przekonuje, że dzięki przystosowaniu rzek do żeglugi cały polski transport stanie się bardziej przyjazny przyrodzie i tańszy niż drogowy.
„Nad Wisłą jeszcze nie ryczą buldożery i mechaniczne piły, jeszcze nie widać tragedii żyjących nad jej brzegami zwierząt, jeszcze szumią wierzby” - pisze na swych stronach WWF Polska. Ale podpisanie konwencji AGN to „zielone światło dla zniszczenia przyrody największych polskich rzek, w tym Wisły, pod pozorem ograniczania emisyjności transportu” - alarmuje WWF.
I dodaje, że dostosowanie polskich rzek do wymagań europejskiej żeglugi śródlądowej to konieczność ich pogłębiania i budowy zapór. A przegrodzenie rzeki tamami wbrew pozorom stwarza większe ryzyko powodziowe. - Jest dokładnie odwrotnie - ripostuje prof. Zygmunt Babiński, hydrolog z Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy, twórca nowatorskiego kierunku studiów „rewitalizacja dróg wodnych”, rzecznik odrodzenia żeglugi śródlądowej w Polsce. - Likwidacja skutków ostatniej dużej powodzi na Wiśle w roku 2010 kosztowała nasze państwo około 12 miliardów złotych. Nie doszłoby do tego, gdybyśmy mieli system zapór wodnych, bowiem te mają zdolność retencjonowania nadwyżek wody.
Naukowiec dowodzi, że wielu obrońców przyrody niewłaściwie pojmuje to, co określa się mianem korytarza ekologicznego. Uważają, że między wałami przeciwpowodziowymi a korytem rzeki powinny rosnąć drzewa i krzewy, które są domem dla wielu gatunków zwierząt, ptaków i owadów. Zdaniem Zygmunta Babińskiego, wtedy gdy rzeka wzbiera, nadmiar wody nie może swobodnie spłynąć, bo roślinność hamuje przepływ i wzrasta ryzyko powodzi. Przy tym siedliska organizmów żywych są gwałtownie niszczone przez falę.
- Gdyby lasy rosły nie przed, ale za wałami przeciwpowodziowymi, wtedy żywioł nie groziłby zwierzętom - dowodzi profesor. - Gdyby w obrębie wałów powstały zbiorniki zaporowe, sytuacja byłaby taka sama i życie biologiczne kwitłoby w najlepsze. Kraje znające się na hydrologii, by choćby wspomnieć o Niemcach, Austriakach, Japończykach, tak właśnie robią i minimalizują ryzyko powodzi.
A sama żegluga śródlądowa to, zdaniem specjalistów z Kujaw i Pomorza, rzecz konieczna, jeśli chcemy myśleć o rozwoju gospodarczym. Tym bardziej że gospodarka sama szeroko otwiera drzwi na nowe wyzwania - lawinowo bowiem rosną przeładunki kontenerowe w portach Gdańska i Gdyni, kolej oraz tiry nie są już w stanie zaspokoić potrzeb transportowych w głąb kraju i za granicę.
- W kwietniu urząd marszałkowski i miasto Bydgoszcz zorganizują promocyjny rejs kontenerowy z Gdańska przez Bydgoszcz do Warszawy, by udowodnić, że nawet w trudnych warunkach nawigacyjnych możliwy jest przewóz towarów - kończy Stanisław Wroński z Torunia, pełnomocnik marszałka województwa kujawsko-pomorskiego ds. dróg wodnych.