Winnice szeroko otwarte nie tylko dla sommelierów
Cudze chwalicie, swego nie znacie? Lubuscy winiarze twierdzą, że najbardziej szkodzą im stereotypy. I już w ten weekend zapraszają do siebie. Mówią, że naprawdę warto
Słońce, zbocza łagodnych wzgórz porośnięte winnicami, wieża kościoła, mury pałacu... Nie, to nie Italia, ale Lubuskie. Biorąc pod uwagę zapowiedzi synoptyków, w tym obrazku w weekend może zabraknąć tylko słońca, choć to nie powinno nam przeszkodzić w wędrówce enoturystycznym szlakiem. Tak, tak, Lubuskie może się takim pochwalić.
Wcale nie takie drogie
Czy przełom kwietnia i maja to dobra pora na odwiedzenie winnic? - Każda pora roku jest na to dobra - zapewnia Krzysztof Fedorowicz z winnicy „Miłosz” w Łazie pod Zieloną Górą. - Właśnie w maju możemy przede wszystkim sprawdzić, jakie jest zeszłoroczne wino, czy miniony rok był dla winiarzy udany. Oczywiście dotyczy to wina białego i różowego, bo w przypadku win czerwonych warto z oceną wstrzymać się jeszcze przez rok.
Fedorowicz, podobnie jak inni lubuscy winiarze, obrusza się, słysząc pytanie o zbyt wysoką, zdaniem wielu Lubuszan, cenę trunków z lokalnych winnic. - Tak się może wydawać, gdy porównujemy cenę naszych win z tym, co wiele osób kupuje w marketach - uważa Fedorowicz. - My produkujemy metodą naturalną, a tam w grę wchodzą rozmaite zabiegi chemiczne, aromaty, dokwaszanie, wzbogacanie cukrem... Ja robię z jednego krzewu butelkę wina, w winnicach przemysłowych na południu Europy - trzy. U mnie wydajność z hektara przy dobrej aurze to 3-4 tysiące litrów, w przemysłowych - 15 tysięcy. Stąd, moim zdaniem, owe 50 złotych za litr nie jest ceną wygórowaną.
Na dodatek, jak słyszymy w winnicach, krytyczne oceny jakości lubuskich trunków bazują głównie na dawnych, nawet przed-wojennych stereotypach. Tymczasem są one coraz bardziej doceniane, zaczynają zbierać nagrody na profesjonalnych konkursach. Stają się też ulubionym regionalnym podarunkiem. A negatywne opinie często wygłaszają ludzie, którzy lubuskich trunków nawet nie spróbowali. Mimo że, jak winiarze zgodnym chórem twierdzą, enoturystyka w naszym regionie się rozwija i z roku na rok gości jest coraz więcej. Mało tego. To już nie jest tylko wakacyjny, egzotyczny wypad gości z innych regionów, ale lokalnego wina chcą spróbować także „tubylcy”.
Gdyby jeszcze bardziej zadbać o „oprawę”, chociażby o zabytki... Nawiasem mówiąc, także winiarskie. Na przykład Fedorowicz już od lat w chaszczach wokół Łazu i Zaboru tropi żywe relikty przedwojennego winiarstwa, które tutaj kwitło. Udało mu się przywrócić lubuskiemu winiarstwu kilka archaicznych odmian. „Archaicznych”, ale wciąż cennych, którymi zachwycali się już fachowcy przybyli z krajów o bardziej okazałych winiarskich tradycjach.
- Oczywiście, że zapraszamy, a wartością dodaną tej wizyty jest możliwość poznania rodzinnej winnicy, która prowadzona jest już w drugim pokoleniu - mówi Kinga Koziarska z winnicy „Kinga” w Starej Wsi pod Nową Solą. - Naszej winnicy strzeliło właśnie 30 lat, czyli zaczynaliśmy na długo przed modą na lubuskie winiarstwo. Stąd można się tutaj dowiedzieć, dlaczego najpierw postawiliśmy na odmiany deserowe i nadal część naszej winnicy ma taką specjalizację, zobaczyć, jak się przez lata zmienialiśmy. A nasze wino można degustować w jednej z nielicznych ocalałych w Polsce rybakówce...
Różowe czy białe?
A i wino może być specjalne. Mianowicie w Starej Wsi powstaje wino różowe z białej odmiany winorośli. Dla nas brzmi to niezbyt sensacyjnie, ale podobno znawcy wiedzą, o co chodzi. A w tle stara francuska receptura... Podobno sensacja, rewelacja.
- Fajnie, że możemy już mówić o prawdziwych enoturystycznych szlakach w regionie - cieszy się Koziarska. - Czyli taka wędrówka nie musi ograniczać się do wizyty w jednej winnicy. Czego mi brakuje w regionie? Trochę takiego szerszego podejścia do enoturystyki i turystyki w ogóle, myślenia w skali Lubuskiego. My zachwalamy produkty naszych serowarów, piekarzy. Dobrze, gdyby to działo w drugą stronę. Aby hotelarze i restauratorzy polecali winiarzy...
Stara Wieś jest zresztą doskonałym tego przykładem. Pasieka z tradycjami, gospodarstwo agroturystyczne, koniki... Do tego odległa o kilometr Nowa Sól z zabytkami, parkiem Krasnala, rejsami po Odrze.
A czy Mierzęcin nie czuje się trochę taką odseparowaną od innych winnic wyspą? - Bez przesady. Może na południu jest i więcej winnic, ale nasza skala... - odpowiada Piotr Stopczyński. - Gdyby zestawić ilość wina produkowanego przez nas i pobliską winnicę Turnau... Zdecydowanie warci jesteśmy odwiedzin. Zapraszamy przez cały rok: można wejść na teren winnicy, degustować, kupić wino, a doradzą naszym gościom sommelierzy.
Na opracowanym lubuskim szlaku wina i miodu znajduje się 61 punktów. I każdy to inna historia do opowiedzenia, ale i inny smak. Abyśmy mogli je poznać, lubuscy winiarze przygotowali specjalną ofertę na wiosenne i letnie weekendy. To okazja do skosztowania trunków, poznania sposobu produkcji winorośli, ale także kupna sadzonek. Na deser ogromna porcja winiarskich i kulinarnych ciekawostek. - Nasze województwo naprawdę „smakuje” wyjątkowo, a odradzająca się tradycja winiarska i produkcja miodu sprzyjają odkrywaniu zapomnianych lokalnych potraw - dodaje marszałek Elżbieta Polak.
Tegoroczne weekendy otwartych winnic rozpoczynają się już w tę sobotę. Odwiedzić można siedem adresów (szczegóły na infografice obok). W sumie w akcji udział bierze 11 lubuskich winnic. Kolejne terminy to: 4-5 czerwca, 9-10 lipca, 13-15 sierpnia i 3-10 września.
Według danych Agencji Rynku Rolnego (2015/2016) w Polsce mamy 103 zarejestrowane winnice. W Lubuskiem jest ich 18 i zajmują powierzchnię 39,27 ha. Tymczasem Małopolska to 18 winnic i 23,75 ha, a Podkarpacie 18 winnic i 10,57 ha. Ale, jak podkreśla Przemysław Karwowski, jeśli doliczymy imponującą winnicę samorządową (około 35 ha) w Zaborze, nasz areał winorośli to już około 100 ha.