Spalenie kaplicy nad cudownym źródełkiem w Knorydach - świętego miejsca dla ludności prawosławnej - było ciosem dla wiernych. Cerkiewka została szybko odbudowana. Na pogorzelisku stanęła bardziej okazała, odmieniona. Przemianę „duchową” przeżył też jeden z podpalaczy.
Zmieniłem się, już nie pakuję się w problemy. Zostałem ojcem, pracuję. Niedługo planuję ślub - mówił 19-letni Sylwester A. 31 marca tego roku na świat przyszła jego córeczka. Młody mężczyzna chce „wyprostować“ swoje życie. Mimo wcześniejszych konfliktów z prawem i podpalenia kapliczki (do czego się przyznał), chce być uczciwym obywatelem. Prosił o karę w zawieszeniu. Nie chciał trafić za kratki, a - zgodnie z pierwszym wyrokiem sądu w Bielsku Podlaskim - miał pójść do więzienia na rok i 4 miesiące. Sąd apelacyjny uwzględnił odwołanie 19-latka. Ale tylko w części. Na wczorajszym posiedzeniu złagodził orzeczoną wobec niego karę do roku pozbawienia wolności.
Skrucha, czy współpraca z organami ścigania, to zdaniem sądu zbyt mało. Szczególnie w zestawieniu z uprzednią karalnością 19-latka (za rozbój) oraz wysokim stopniem społecznej szkodliwości czynu. A takim było „zniszczenie miejsca kultu religijnego, miejsca symbolicznego, mającego duże znaczenie dla wiernych” oraz „działanie bez żadnego powodu”. Sam oskarżony przyznał, że razem z kolegą podpalili kapliczkę, żeby zatrzeć swoje odciski palców - ślady kradzieży. Brakowało im pieniędzy na alkohol, wiec zabrali ofiary ze skrzynki na datki.
- „Kiedy zamykaliśmy drzwi, w kapliczce buzował ogień. Wtedy pomyślałem: co my zrobiliśmy? Spaliliśmy święte miejsce” - to pana słowa wypowiedziane podczas pierwszych wyjaśnień złożonych 13 grudnia 2017 roku - przypomniała sędzia Marzanna Chojnowska z Sądu Okręgowego w Białymstoku. - W ocenie sądu odwoławczego, pańskie zachowanie, motywacja - niezależnie od tego, w jaki sposób pan teraz żyje - w żadnym razie nie zasługuje na dobrodziejstwo warunkowego zawieszenia wykonania kary.
Obaj oskarżeni usłyszeli kary więzienia „bez zawiasów”
Orzeczenie jest prawomocne. Po modyfikacji to rok więzienia. Drugi z oskarżonych, Jakub B., usłyszał surowszą karę - 1,5 roku pozbawienia wolności. Sąd odwoławczy utrzymał wyrok z pierwszej instancji. Mimo, że apelacja obrońcy 21-latka była dalej idąca, a sam oskarżony Jakub B. nie przyznał się do winy. Wnosił przede wszystkim o oczyszczenie z zarzutu. Ewentualnie o złagodzenie kary do 5 miesięcy więzienia.
- Brak jest jednoznacznych dowodów na to, że w dniu zdarzenia oskarżony przebywał w kapliczce i dokonał podpalenia. Sąd pierwszej instancji oparł się głównie na wyjaśnieniach współoskarżonego, które nie są wiarygodne - przekonywał obrońca 21-latka na kwietniowej rozprawie odwoławczej. Kluczowego dnia B. miał przemieszczać się białym renault, które - jak dowodzi obrona - kupił prawie dwa tygodnie po tym, jak spłonęła kaplica. Według adwokata nie zgadzają się również takie szczegóły, jak godziny i fakty, które przedstawiał Sylwester A., a które dementują również niektórzy świadkowie. Obrońca Jakuba B. uważa, że bielski sąd nie wziął pod uwagę korzystnych dla oskarżonego zeznań, a wątpliwości nie rozstrzygnął na korzyść oskarżonego.
Nie bez znaczenia miał być fakt, że oskarżeni byli skonfliktowani. Jakub B. był bowiem podejrzewany o zgwałcenie siostry 19-latka (ostatecznie nie usłyszał zarzutów).
Akt oskarżenia faktycznie oparto głównie na wyjaśnieniach Sylwestra A. Sąd odwoławczy nie znalazł jednak podstaw, by uznać, że ten kłamie. Tym bardziej, że wyjaśnieniami obciążył samego siebie.
- Nie znajdujemy tutaj żadnej merytorycznej, prawidłowej przeciwwagi dla wyjaśnień Sylwestra A. - powiedziała sędzia Chojnowska.
W całości oddaliła apelację obrońcy Jakuba B. 21-latek usłyszał surowszy wyrok niż współoskarżony nie tylko ze względu na swoją postawę w czasie procesu, ale i znacznie „bogatszą” kryminalną przeszłość. Był już dziewięciokrotnie karany. Obecnie przebywa w więzieniu, gdzie odsiaduje zaległe wyroki m.in. za kradzieże i łamanie sądowych zakazów.
Sama Matka Boża odcisnęła tu swoją stopę
Kaplica Ikony Matki Bożej „Wszystkich Strapionych Radość” nad cudownym źródełkiem w Knorydach (gm. Bielsk Podlaski) została wzniesiona w 1872 roku. To ważne miejsce kultu religijnego, które odwiedzają nie tylko prawosławni wierni, ale i przedstawiciele innych wyznań. Modlą się o zdrowie lub w innych intencjach. Z pobliskiego źródełka (nazywanego „krynicą”) czerpią wodę, której przypisuje się z cudowne działanie.
Z tym otaczanym czcią miejscem wiąże się legenda. Dawno temu przechodził tędy ojciec z niewidomym synem. Kiedy zatrzymali się na podmokłej łące, ukazała im się nagle Matka Boża. Stała na dużym kamieniu. Niewidomy chciał dotknąć jej świecących szat. Wtedy postać zniknęła. Na kamieniu pozostał ślad jej bosej stopy, a tuż obok wytrysnęło źródełko. Od tego czasu wierni zaczęli czcić kamień i wybudowali cerkiew.
Wielu wiernych zostawiało tu swoje wota. Na ścianach kaplicy wisiały obrazy, zarówno prawosławne kanoniczne ikony, jak i obrazy typowe dla wiary rzymsko-katolickiej. Pod obrazami wisiały łańcuszki z prawosławnymi i katolickimi krzyżykami, a także różańce. Zostawiali je wierni w podzięce lub w jakiejś intencji.
Wszystkie wota spłonęły w pożarze, do którego doszło w nocy z 31 lipca na 1 sierpnia 2016 r. Drewniana kaplica w mgnieniu oka zajęła się ogniem. Mimo szybkiego przyjazdu strażaków, zostały tylko zgliszcza. Straty materialne zostały wycenione na 100 tysięcy złotych. Te duchowe, sentymentalne i historyczne są bezcenne.
Okoliczni mieszkańcy płakali widząc pogorzelisko. Nikt wcześniej nie przypuszczał, że budowli może coś zagrażać.
- Kapliczka nie była zamykana na klucz. Była otwarta. Postawa właściciela kapliczki wskazuje więc na bezgraniczną ufność wobec ludzi chcących ją odwiedzać, co oskarżeni wykorzystali - napisał w uzasadnieniu wyroku Sąd w Bielsku Podlaskim.
Powołany w śledztwie, dotyczącym zniszczenia Kaplicy Ikony Matki Bożej „Wszystkich Strapionych Radość”, biegły stwierdził, iż było to celowe podpalenie. Policja i prokuratura podejrzewała kilka osób, ale ostatecznie nikomu nie postawiono zarzutów, a śledztwo - z powodu niewykrycia sprawców - umorzono.
Organy ścigania dalej szukały tropów. Szanse na odnalezienie podpalaczy były bardzo małe. Kapliczka stała na uboczu, dostęp miał do niej każdy. Okoliczni mieszkańcy i osoby opiekujące się budynkiem nie zauważyły niczego niepokojącego. A ewentualne ślady, które sprawcy mogli zostawić, zostały zatarte podczas akcji pożarniczej.
W grudniu 2017 r. nastąpił przełom. Policjanci z Wydziału Kryminalnego Komendy Powiatowej Policji w Bielsku Podlaskim zatrzymali Sylwestra A. z Bociek i Jakuba B. z gminy Dziadkowice. Usłyszeli zarzuty podpalenia kapliczki i zniszczenie mienia. Choć straty były wysokie, na żadnym etapie postępowania parafia w Boćkach nie domagała się od oskarżonych naprawienia szkody. Jeszcze przed zatrzymaniem podejrzanych, dzięki ofiarom wiernych oraz odszkodowaniu wypłaconym przez ubezpieczyciela, udało się odbudować na pogorzelisku nową, bardziej okazałą kaplicę. Została poświęcona 23 czerwca 2017 roku. Wierni, jak co roku, przyjeżdżają tu na odpust, w dziesiąty piątek po Wielkanocy.