Dożynki 75 - piszemy o tym, co się wtedy zmieniło. Sprawdź, czy obok ciebie też
Wtedy, w peerelowskiej rzeczywistości, ogólnopolskie dożynki to była jedna z kluczowych imprez dla komunistycznej propagandy. Zjeżdżały się na nie najważniejsze osoby w państwie, z Edwardem Gierkiem, pierwszym sekretarzem PZPR, na czele. Miasto, które zostało wybrane na gospodarza, musiało zdobyć się na wielki wysiłek organizacyjny, ale też mogło liczyć na szeroki strumień pieniędzy na ważne, miejskie inwestycje.
Odnowiono kilkaset budynków
Decyzja o wybraniu Koszalina na gospodarza dożynek została oficjalnie ogłoszona w końcu stycznia 1973 roku. Dwa dni później na sesji Rady Miejskiej zdecydowano o gigantycznej przebudowie miasta, bo stolica województwa musiała się godnie zaprezentować wobec tysięcy przybyłych gości.
Wąskie, brukowane ulice miały zostać zastąpione przez gładko wyasfaltowane, szerokie arterie. Stare i zaniedbane budynki, wymagające kosztownych napraw, bądź do remontu już się nie nadające rudery, liczne przybudówki i szopy - miały zostać wyburzone. Pozostałe miały być odmalowane i ozdobione, przynajmniej od frontu.
W ostatnim miesiącu przed uroczystościami ówczesny prezydent miasta Bernard Kokowski informował, że odnowiono ponad 350 budynków, a jeszcze ponad 100 czeka w kolejce. Na szczęście było za co robić, bo pieniądze płynęły z budżetu państwa szerokim strumieniem.
Cała Polska remontowała Koszalin
Przy budowie nowych ulic i poszerzaniu istniejących, zatrudniono przedsiębiorstwa i robotników z całej Polski. Przez finałowe trzy letnie miesiące - w ramach akcji „Lato OHP-75” - w Koszalinie pracowało dodatkowo pięciuset junaków z Ochotniczych Hufców Pracy - młodych ludzi z Krakowa, Opola, Katowic i Warszawy.
Ekipy drogowe pracowały na dwie zmiany - po 20 godzin na dobę. Pod koniec czerwca 1975 r. uroczyście otworzono ostatnią część poszerzonej ulicy Zwycięstwa między ul. Jana z Kolna, a Kolejową (wartość robót: ówczesne 8 mln zł). W następnym miesiącu - ulicę zwaną początkowo Przydworcową - ostatecznie nazwaną Aleją 30-lecia, obecnie Armii Krajowej (wartość robót: 38 mln zł). W sierpniu oddano do użytku ostatni odcinek poszerzonej ul. Zwycięstwa pomiędzy ul. Połtawską i Jana z Kolna (koszt: 13 mln zł). W związku z pracami prowadzonymi w tym regionie wyburzono część domów przy obecnej ulicy Dworcowej (wówczas gen. Karola Świerczewskiego), a na przedłużeniu tej ulicy wybudowano pierwsze i jedyne w Koszalinie przejście podziemne, w którym ulokowano placówki handlowe. Dzisiejsza ulica Armii Krajowej zyskała wtedy po trzy pasy ruchu w każdym kierunku, a pomiędzy jezdniami ulokowano parkingi (jest to najszersza ulica w Koszalinie).
Zaledwie parę dni przed dożynkami uroczyście oddano do użytku nowo zbudowany odcinek ul. Janka Krasickiego (dziś Orląt Lwowskich) oraz przebudowanych ulic Fałata i Władysława IV. Roboty warte ok. 47 mln ówczesnych złotych zostały wykonane zaledwie w parę miesięcy.
Gruntownie przebudowano i zmodernizowano niemal cały układ komunikacyjny miasta: powstały szerokie, arterie, Aleja 30-lecia (Dziś Armii Krajowej), Krakusa i Wandy, 4 Marca, J. Fałata, Janka Krasickiego (dziś Orląt Lwowskich). Poszerzono ulicę Zwycięstwa, wybudowano duże parkingi (przy ul. Fałata, przy dzisiejszej ul. Orląt Lwowskich obok stadionu Gwardii, pomiędzy ul. Jana z Kolna i Przydworcową (dziś Armii Krajowej), przy ul. Piastowskiej. Prace planowane wcześniej na dwa, trzy lata, wykonano w kilka miesięcy.
Szampan na rynku
Amfiteatr zyskał unikalny w swojej konstrukcji dach, zaś obok niego urządzono ok. 400-metrowy deptak (część prac wykonano w ramach tzw. czynu partyjnego). W centrum miasta zmieniono wygląd dość siermiężnego, centralnie położonego placu (Rynek Staromiejski), poprzez położenie nowej nawierzchni, posadzenie zieleni na miejscu dotychczasowego postoju taksówek i wybudowanie fontanny. Odnowiono, ozdobiono, odmalowano ogromną ilość budynków, zarówno przedwojennych, jak i zbudowanych po wojnie. Wybudowano również sporo nowych. To właśnie z tego przeddożynkowego okresu pochodzą pawilony obecnego Centrum Cegielskiego (wówczas sklep „Telimeny”), nieistniejący już bar mleczny przy ul. Krakusa i Wandy, pawilon handlowy obok delikatesów przy ul. Zwycięstwa, megasamy przy ul. Łużyckiej i Drzymały.
Również dawny „Pewex” przy ul. Kniewskiego (obecnie M. Wańkowicza) wybudowany został jako restauracja dla gości dożynkowych, podobnie jak studencka stołówka, która jako pierwsza żywiła inną ich grupę. Powstał szereg nowych osiedlowych placów gier i zabaw dla dzieci (m. in. przy ul. Rybackiej, Kaszubskiej i Zacisze), czy urządzony w większości w czynie społecznym duży plac do gier sportowych przy Szkole Podstawowej. nr 9. W mieście pojawiły się „wielkomiejskie nowinki” takie jak pizzeria.
Kilka dni przed rozpoczęciem dożynek (te rozpoczęły się 7 września 1975 roku), o 4 rano, robotnicy i urzędnicy pili szampana na Rynku Staromiejskim, bo właśnie zakończył się jego remont.
Dzień przed imprezą, o 2 w nocy, szampan na placu polał się znowu, bo wybudowana wówczas fontanna trysnęła w górę.
Wrażenie robił rozmach
A jak same dożynki wspomina Bogdan Brysiak, wierny Czytelnik naszych „Wieści koszalińskich”, a w 1975 roku pracownik w wydziale rolnictwa w koszalińskim Urzędzie Wojewódzkim?
- Stadion Gwardii (to tutaj odbywały się główne uroczystości - przyp. red) wypełniony do ostatniego człowieka, ludowe tańce i inne pokazy na płycie stadionu, telewizyjne kamery, a na honorowych miejscach Edward Gierek, pierwszy sekretarz PZPR i Piotr Jaroszewicz, ówczesny premier rządu. Bez względu na ocenę ich obu, to wtedy były dwie najważniejsze osoby w państwie, które ciągle widziało się w telewizji. I oto obaj są w Koszalinie. To robiło wtedy wielkie wrażenie - podkreśla koszalinianin.
Nie mniejsze wrażenie robiła też wystawa sprzętu rolniczego. Bogdan Brysiak: - Przez ten czas Koszalin był witryną ówczesnego systemu i zgromadzono tu, co najlepsze. Nowoczesne kombajny, traktory i inny sprzęt budził olbrzymie zainteresowanie. Oczywiście my, jako pracownicy związani z rolnictwem, wiedzieliśmy, że rzeczywistość jest nieco inna. Otóż tylko niewielu rolników mogło liczyć na to, że z tego sprzętu skorzystają. Dlaczego? W życiu codziennym było ich bardzo mało i przydziały na poszczególne województwa były niezwykle skąpe - opowiada koszalinianin. I dodaje, że choć ludzie czuli, że to wszystko podszyte jest propagandą sukcesu, to jednak potrafili ten fakt odsunąć na bok i autentycznie cieszyć się z tak wielkiej imprezy. A przy okazji podkreślać fakt, jak bardzo dzięki centralnym dożynkom zmienił się Koszalin.