Większość przyjechała ze Wschodu
- O pierwszych dniach w wyzwolonym mieście opowiada prezes Stowarzyszenia Pionierów Zielonej Góry Julian Stankiewicz.
W niedzielę, 14 lutego obchodziliście 25. rocznicę istnienia Stowarzyszenia Pionierów Zielonej Góry. Ilu z tych pierwszych mieszkańców, którzy przybyli do miasta w 1945 r. żyje do dziś?
Trudno powiedzieć. Nie wszyscy przecież chcieli się zrzeszać w jakiejkolwiek organizacji. Wiele osób już umarło. Gdy w lutym 1991 r. rejestrowaliśmy stowarzyszenie, mieliśmy około 350 członków, dziś 152. Aż 21 z nich ma ponad 90 lat. Najstarszy pan Adolf Piasecki ma 95 lat. Przyjechał do Zielonej Góry z Baranowicz na dzisiejszej Białorusi. Średnia naszego wieku to ponad 82 lata.
Z jakich rejonów przyjechali do Zielonej Góry osadnicy?
Z całej Polski. Najliczniejsza grupa pochodziła ze Wschodu. Okolic Wilna, Lwowa i z dzisiejszej Białorusi. Drugą grupą pod względem ilości pionierów byli przybysze z woj. poznańskiego. Niektórzy zjawili się w naszym mieście bezpośrednio z zesłania, z Syberii. Moja żona np. spędziła tam 6 lat.
A Pan kiedy zjawił się w Zielonej Górze?
W lipcu 1945 r. z woj. wileńskiego. Miałem wtedy 12 lat. Pamiętam, że jechaliśmy tutaj w wagonach bydlęcych cały miesiąc. Mój ojczym z matką zajęli dom na ul. Krakusa, w którym mieszka do dziś moja córka. W 1945 r. to było zupełnie inne miasto niż dziś. Małe, z niemieckimi napisami na każdym kroku. Jedynym napisem po polsku był ten z nazwą miasta na stacji kolejowej. Pamiętam piękne drzewa na ul. Krakusa. To były drzewa owocowe i orzechy na podwórkach. A wokoło już polscy sąsiedzi.
Jak się żyło w tych pierwszych miesiącach po przyjeździe?
Ciężko. Nie mieliśmy już zapasów jedzenia. Wszystko zjedliśmy po drodze. Mieliśmy jednak wózek, z którym co parę dni wyprawialiśmy się do okolicznych wsi jak Racula czy Przylep. Na szczęście było lato, a na polach można było wykopać ziemniaki, buraki lub marchew. Zbieraliśmy je do worków i na wózek. A później z tygodnia na tydzień przybywało sklepów, restauracji.
Jak układało wam się życie z Niemcami? Nie wszystkie jeszcze rodziny zostały wtedy wysiedlone...
Nie pamiętam ich. Nie miałem kontaktu z żadnymi Niemcami z Zielonej Góry. Byłem chłopcem, a dookoła mnie byli już Polacy z różnych stron świata.
Dziękuję za rozmowę.
Marek Białowąs