Wiedźmy i smoki, czary i donosy
Jeżeli ktoś domaga się procesu o czary, to musi sobie odpowiedzieć na zasadnicze pytanie: wierzy w moc czarów czy nie wierzy?
Gdy organizuje się paradę smoków, wszyscy się dobrze bawią i nikt nie donosi do prokuratury. Gdy na Wawelu prezentuje się premierę spektaklu o Smoku Wawelskim, wszyscy wzdychają z zachwytu i zastanawiają się nad ekologicznym (i nie tylko) przesłaniem tej aktualnej legendy. Nie odbieramy tego jako propagowania smoków, bo nie wierzymy w istnienie smoków.
Co zatem sądzić o tych, którzy donieśli na „Wiedźmuchy”, grupę kobiet zajmujących się performansami w przebraniu wiedźm, z którymi udają się do chorych dzieci, by je rozbawić i pokazać im pouczające bajki? Ci oskarżyciele wierzą w moc czarów czy nie?
Jeżeli wierzą, że rzucanie przekleństw, czarowanie i wróżenie mają moc sprawczą, to dziwni z nich przedstawiciele Akcji Katolickiej. Zasadniczo nie godzi się, by chrześcijanin wierzący w zwycięstwo Chrystusa jednocześnie uważał, że można skutecznie rzucać uroki. Wiem, że kiedyś chrześcijanie palili „czarownice” (ostatnią w 1811 w Reszlu na Warmii). Robili to jednak dlatego, że wierzyli w moc Chrystusa czy raczej ponieważ bardziej obawiali się mocy magii?
Od niepamiętnych czasów karmiliśmy świat wyobraźni (zwłaszcza dzieci) różnymi bajkowymi stworami. Chodziło o zabawę i o wychowanie. Ważne było przesłanie bajki. I jeżeli mamy już coś badać, to właśnie owo przesłanie. Nie to, ile jest w opowieści niestworzonych stworów, ale to, czego ona nas uczy.
I rzeczywiście, mogę nie wierzyć w czary i właśnie dlatego ostrzegać przed tymi, którzy wykorzystują okultyzm do oszukiwania ludzi. Drastycznym przykładem są „uzdrowiciele” odciągający od medycyny na rzecz praktyk okultystycznych.
Jawne czary raczej śmieszą i bawią, bo prawie nikt ich nie bierze na poważnie (podobnie jak smoków). Mamy jednak do czynienia również z zakamuflowaną magią, z magicznym podejściem do życia. I to jest groźne. Nieważne, czy jest ubrane w sztafaż pogański, chrześcijański czy ateistyczny. Jeżeli odsuwa nas od logiki przyczynowo-skutkowej, a wrzuca w myślenie tylko życzeniowe, to oddala nas od osiągnięcia naszych celów. Sprawia, że okłamujemy samych siebie.
„Wiedźmuchy” to kobiety po przejściach, więc pewnie wiedzą, przed czym chcą przestrzec. Przychodzi czas na wyrastanie z bajek i branie odpowiedzialności. Ale czy owe baśnie czytane nam do poduszki lub legendy odgrywane na placach muszą nam w tym przeszkadzać? Czy gdy już nie wierzymy w smoki, odwaga i spryt Szewczyka Dratewki nie mogą być dla nas inspiracją w walce ze „smokami” paraliżującymi nasze życie społeczne?