Wiatrak Ksawery prawie żywy. Prawie... [zdjęcia, wideo]

Czytaj dalej
Fot. Adam Willma
Adriana Boruszewska

Wiatrak Ksawery prawie żywy. Prawie... [zdjęcia, wideo]

Adriana Boruszewska

Marian Jaworski budzi popłoch pośród urzędników. Niby miły, jowialny ekscentryk. Tylko ten wiatrak: - Traktuję go jak brata. A brata nie zostawia się w potrzebie.

Gdyby nie morwy, które odgradzają gęstą ścianą posesję w Bierzgłowie, Jaworski widziałby wiatrak z okna. Żeby spotkać się z Ksawerym, Jaworski wychodzi więc na polną drogę, siada na kupie kamieni i kontempluje.

A później wraca do domu i pisze kolejne pisma w sprawie wiatraka. - Będzie już 15 lat, jak o niego walczę - wylicza Jaworski. - Zająłem się wiatrakiem z miłości, bo jako chłopak jeszcze w nim pracowałem. Wiatrak należał do mojego kuzyna.

W przyszłym roku Ksaweremu (imię pochodzi od pierwszego właściciela) stuknie sto pięćdziesiąt lat. Podczas inwentaryzacji odnaleziono belkę z datą 1867.

Jaworski założył na Facebooku fanpage „Uruchommy bierzgłowskiego Ksawerego”: - Nie ustanę dopóki nie wyjdzie na jaw czy te ogromne pieniądze wydano na
Adam Willma Jaworski założył na Facebooku fanpage „Uruchommy bierzgłowskiego Ksawerego”: - Nie ustanę dopóki nie wyjdzie na jaw czy te ogromne pieniądze wydano na sprawny wiatrak, czy na atrapę.

Wiatrak będący własnością rodziny Walterów pracował do 1958 roku pod okiem ostatniego młynarza z rodu - Władysława. Nieużywany popadał w ruinę, jak dziesiątki innych wiatraków w Kujawsko-Pomorskiem. Dziś w rejestrze zabytków pozostało już tylko 9 wiatraków w województwie.

W zdecydowanej większości - w katastrofalnym stanie. - Dlaczego Wielkopolska potrafiła docenić swoje wiatraki, a my nie? - zastanawia się wojewódzki konserwator zabytków. - Być może w Wielkopolsce wcześniej dostrzeżono ich wartość krajobrazową. Nasze wiatraki były własnością prywatną i właściciele o nie zadbali, a może po prosu nie było ich stać na remonty tych zabytków.

Jaworski zawziął się, że z wiatrakiem w Bierzgłowie będzie inaczej: - Właściciel chciał wiatrak rozebrać - zaczepić na łańcuch i zburzyć. Żeby ratować Ksawerego, chciałem założyć stowarzyszenie miłośników wiatraka, ale nie znalazłem tylu chętnych. Powiedziałem o sprawie proboszczowi i rzeczywiście ruszyło. Ziemię z wiatrakiem zapisano parafii. Proboszczowi udało się to, czego ja nie zdołałem zrobić - wpisać zabytek do rejestru. I do tego momentu mogłem tylko przyklasnąć.

W sprawie ratowania wiatraka proboszcz miał w Urzędzie Marszałkowskim szeroko otwarte drzwi. Dobrym duchem inwestycji był sam marszałek, który pochodzi z okolicznej Łubianki. Parafia napisała dobrze opracowany wniosek. Znalazły się pieniądze z Programu Opieki nad Zabytkami Województwa Kujawsko-Pomorskiego, z budżetu województwa i z Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Kujawsko-Pomorskiego. Dorzucił się również Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej oraz gmina Łubianka. W sumie zebrało się około 400 000 złotych.

Prace powierzono doświadczonemu rzemieślnikowi z Lubienia Kujawskiego, Kazimierzowi Dąbrowskiemu.

Jaworski nie mógł usiedzieć na miejscu. Chodził na plac budowy, przyglądał się, dopytywał, fotografował. Objechał 10 innych wiatraków, żeby mieć porównanie. Każdy detal porównywał ze zdjęciami wykonanymi w oryginalnym wiatraku:

- Zacząłem też walczyć o wgląd do dokumentów. Chciałem wiedzieć, w jaki sposób wiatrak będzie rekonstruowany.

Uroczyste poświęcenie wiatraka odbyło się w maju 2001 roku. Przy zabytku stanęła ufundowana przez samorząd województwa kapliczka Jana Pawła II (rzeźba w lipie).



Podczas odbioru wiatrak został uruchomiony i mechanizm poruszył kamienne żarna. Podczas oficjalnego otwarcia, skrzydła rozruszano już jedynie bez podłączania do mechanizmu.

Jaworski: - Kiedy mogłem wreszcie zajrzeć od projektów, zdębiałem. Nie było projektu technologicznego, nie ma projektu posadowienia maszyn! Nie ma wialni, mlewnika walcowego i kilku innych pomniejszych urządzeń, które powinny być w ciągu technologicznym. Do tego wał główny nie jest dokładnie spasowany z kołem palecznym. Wiatrak nie jest też dobrze wypoziomowany. Albo ktoś wprowadził w błąd księdza, albo ktoś z góry założył, że wiatrak nigdy nie będzie sprawny.

Niebezpieczny wiatr

Ksiądz Rajmund Ponczek, proboszcz bierzgłowskiej parafii nie zgadza się z takim stawianiem sprawy: - Pan Jaworski dużo mówi. Owszem, próbował ratować wiatrak, ale w efekcie nic nie zrobił. Jego działania nie były ani skuteczne, ani konkretne. Inicjatywa wyszła od parafii i parafii udało się wiatrak ocalić.

Zdaniem księdza Ponczka wiatrak jest sprawny, ale jego uruchomienie każdorazowo pociągałoby za sobą duże koszty: - Problem polega na tym, że ostatni młynarz w Bierzgłowie zmarł w 1970 roku. Od tamtego czasu nie ma ciągłości zawodu. Każde uruchomienie wymaga ponad tygodniowego przeglądu. Nie mamy osoby, która byłaby w stanie to robić, a nawet gdybyśmy mieli, nie mamy na to pieniędzy. Owszem, miałem pana, który czasami uruchamiał wiatrak, ale któregoś razu wszystko wymknęło mu się spod kontroli i nie potrafił zatrzymać śmigów. Nie możemy podejmować takiego ryzyka. Zresztą jaki miałoby sens uruchamianie wiatraka raz w miesiącu? Owszem, można, ale po tym trzeba podnieść kamienie, wyczyścić, w przeciwnym razie ma pan robaki.

Początkowo wojewódzki konserwator zabytków stanął po stronie Jaworskiego.- Nie byłem wówczas w pełni poinformowany - twierdzi Sambor Gawiński. - Owszem, przyznawałem racje panu Jaworskiemu i zorganizowałem nawet kilka spotkań w tej sprawie. Podczas jednego pojawił się wykonawca, który wyjaśnił szczegóły. Z jego wyjaśnień wynikało, że w Polsce nie ma ani jednego w pełni sprawnego wiatraka. Wiatrak musi mieć specjalnie przygotowanego wiatracznika, który będzie odpowiadał za bezpieczeństwo użytkowania.

Zdaniem konserwatora nie można okazjonalnie uruchamiać wiatraka: - Wiatrak musi pracować ciągle albo wcale. Od czasu do czasu organizowane są pikniki, podczas których dzieci i młodzież mogą zobaczyć wiatrak, jego skalę i mogą zobaczyć na tablicach proces technologiczny przemiału ziarna. Wiatrak nie jest jednak wówczas uruchamiany, bo byłoby to niebezpieczne.

Wydmuszka albo śmierć

Więc po co ten cały ambaras? Może trzeba było zbudować atrapę, w której elektryczny silnik napędza śmigła. Po co wydano tyle pieniędzy na rekonstrukcję mechanizmu, który i tak nie jest używany?

- Alternatywą było albo uratowanie wiatraka, albo jego zagłada. Nie było alternatywy, że mielimy mąkę - ucina Sambor Gawiński. - Cóż, polskie wiatraki są dziś tylko ozdobą krajobrazu. Wszyscy chcieliby, żeby można było podjechać do Bierzgłowa z workiem żyta, ale kwestie bezpieczeństwa przesądzają.

Działanie pozorne

Pod koniec ubiegłego roku Jaworski otrzymał z Urzędu Marszałkowskiego pismo podpisane przez Marka Smoczyka. Sekretarz województwa przekonywał, że Jaworski błędnie odczytał intencje inwestorów: „Z faktu udzielenia dotacji antycypuje Pan, że celem działań inwestora jest przywrócenie wiatrakowi pełnej sprawności techniczno-technologicznej, umożliwiającej eksploatację przerwaną w 1958 roku. Jest to założenie częściowo mylne, gdyż wiatrak ten ma być używany jedynie w celach edukacyjnych, a jego budowa w ramach rewitalizacji zabytków nie zakładała dania mu pierwotnej funkcji użytkowej, zapewniającej wykonywanie dawnej działalności lub też stałej pracy skrzydeł (działanie pozorne)”.

- Urzędnicy chcą zrobić ze mnie wariata - denerwuje się Jaworski. - Przecież od początku była mowa o tym, że Ksawery nie będzie atrapą, ale będzie produkował mąkę!

Trudno odmówić Jaworskiemu racji. Podczas uroczystego uruchomienia marszałek Piotr Całbecki wyraził się jasno: - Dochodzi nowa atrakcja turystyczna dla mieszkańców i przyjezdnych, ponieważ - o ile wiem - jest to jedyny czynny wiatrak w Polsce.

Wszelkie wątpliwości rozwiewają załączniki do umowy z inwestorem: „uczestnicy prowadzonych zajęć dydaktycznych będą mogli zaobserwować proces wytwarzania mąki, z której następnie przygotują chleb”. Nie ma więc mowy o atrapie.

Ksiądz Ponczek nie zaprzecza, że pierwotne założenia były inne: - Miałem różne idee dotyczące tego wiatraka, ale dużo się nauczyłem i dziś jestem pokorniejszy. Kilogram tej mąki musiałby kosztować 10 zł, a ludzie chodzą dziś do Biedronki, bo jest 10 gr taniej.

Ksiądz Ponczek zapewnia jednak, że jest otwarty na inne rozwiązania, jeśli znajdą się pasjonaci.

Może mleć!

Do pasjonatów należy dr Maciej Prarat z UMK, który specjalizuje się w drewnianej architekturze: - Jesteśmy w trakcie zakładania stowarzyszenia zajmującego się ochroną młynów. Naszą intencją jest m.in., aby nie dopuszczać do tego, co stało się w Bierzgłowie. Chcemy uczyć ludzi, jak obsługiwać tego rodzaju urządzenia, tak aby mogły cały czas funkcjonować. Ale doceniam działania proboszcza, bo gdyby nie jego zapał i zaradność być może w ogóle nie byłoby dziś tego wiatraka.

Zdaniem dra Prarata problem nie dotyczy tylko Bierzgłowa: - Nasi koledzy z Holandii mawiają, że Polska jest „krainą martwych młynów”. Bo rzeczywiście, wiatraki stojące w Polsce to w większości ruiny lub wydmuszki. W Holandii grupy wolontariuszy spotykają się raz w tygodniu, żeby uruchomić wiatrak.

Dr Prarat zwraca uwagę, że raptem kilkadziesiąt metrów od Urzędu Marszałkowskiego, w Muzeum Etnograficznym, stoi całkowicie sprawny wiatrak: - To jeden z nielicznych doprowadzonych do takiego stanu w Polsce. W tym wiatraku, choć nie ma przemiału, raz w tygodniu robiony jest obrót, a raz w miesięcu wprawia się w ruch mechanizm.

Paweł Roszak-Kwiatek ze skansenu w Chorzowie z ciekawością obserwował losy Ksawerego: - My również posiadamy taki zrewitalizowany wiatrak. Udało nam się po wielu latach przywrócić go do życia i w lutym wiatrak ruszył napędzony przez wiatr. Oczywiście mieli zboże na mąkę i cały wewnętrzny mechanizm się porusza. Nie jest prawdą, że wiatrak wymaga specjalistycznej obsługi. Dwa lata temu sam nie miałem o tym większego pojęcia, młynarstwem zajmowałem się tylko od strony teoretycznej. Wystarczy trochę dobrej woli i otwartości na kontakty z ludźmi bardziej doświadczonymi. Nam bardzo przydały się kontakty z gildią młynarską w Wielkiej Brytanii.

W chorzowskim skansenie turyści mogą nawet kupić mąkę z zabytkowego wiatraka: - Przecież to nie jest nic niezwykłego. Wiele starych młynów na Zachodzie sprzedaje mąkę do lokalnych piekarni. U nas również mąka z wiatraka schodzi na pniu. Jeśli ktoś chce znaleźć trudności, to je znajdzie, ale zapewniam, że dla chcącego nie ma problemu. Jesteśmy otwarci, możemy w każdej chwili podzielić się z Bierzgłowem naszymi doświadczeniami.

Marian Jaworski nie ma pewności, czy doczeka kiedyś uruchomienia Ksawerego. Ale zadbał i o to: - Poprosiłem mojego bratanka, żeby po mojej śmierci rozsypał część moich prochów pod tym wiatrakiem.

Adriana Boruszewska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.