Weekend na Costa del Sol? U nas będzie równie pięknie - mówi Katarzyna Łaskawiec, autorka bloga polskapogodzinach.pl
- Aby przeżyć przygodę, wcale nie trzeba jechać daleko. Polska, a szczególnie Małopolska, jest piękna - udowadnia Katarzyna Łaskawiec z Krakowa, która z mężem Tomaszem Sawirskim prowadzi bloga polskapogodzinach.pl, odkrywając najpiękniejsze zakątki Polski pieszo, rowerem i kajakiem.
Czym może zachwycić Polska?
Przyrodą. Wystarczy pojechać w Pogórze Przemyskie albo Beskid Niski, gdzie okolice porastają gęste lasy, a z pagórków roztaczają się przepiękne widoki. Można wędrować przez cały dzień i nikogo nie spotkać. W Polsce wiele jest miejsc, gdzie ostała się dzika przyroda, dlatego naszym obowiązkiem powinno być zachowanie jej dla przyszłych pokoleń. Niekoniecznie należy wszystko wyciąć, wysuszyć i sprzedać. Przez jakiś czas mieszkałam w Holandii. Tam każdy metr kwadratowy pełni swoją rolę, jest po coś. Mało jest obszarów, na których coś zwyczajnie rośnie i nikogo nie interesuje. W Polsce jest inaczej. Dodatkowo mamy też wiele ciekawych miejsc do odkrycia: zapomniane cmentarze, cerkwie, architekturę drewnianą - wliczając zabytki z listy UNESCO. Chociaż czasem niepozorne, są warte zobaczenia - ze względu na przepiękne zdobienia, fantastyczne konstrukcje, które świadczą o niemałym kunszcie ich twórców.
Czy nie jest tak, że najpierw odkrywamy dalekie kraje, a to, co mamy pod nosem zostawiamy na później?
Można tak powiedzieć. Jestem z pokolenia, które było wypychane do Europy, bo tam był inny, ciekawy świat. Na szczęście powoli wyzbywamy się kompleksów. Mam nadzieję, że moje dzieci nie będą myślały, że tylko Paryż jest wart ich uwagi. Wiele fantastycznych miejsc mamy także w Polsce. I jeśli chcemy zorganizować krótki wypad, nie musimy decydować się na wybrzeże Costa del Sol, bo na Pojezierzu Wielkopolskim też może być fajnie. Chociaż bez gwarancji 35 stopni ciepła... Mówi się, że jeśli chcesz wyruszyć w podróż, zacznij od pikniku za rogiem. Wspólnie z mężem przez ostatnie kilka lat pokonaliśmy rowerem tysiące kilometrów, tycząc także swoje autorskie trasy. Na naszym blogu opisujemy zarówno krótkie wycieczki wokół miast, jak i długodystansowe propozycje - od gór po wybrzeże Bałtyku.
Co sprawia, że podróżowanie po Polsce jest łatwiejsze?
Logistyka. Bilet można kupić pięć minut przed odjazdem pociągu. Lot trudno zaplanować w tak krótkim terminie. Podróżowanie po Polsce jest także sporo tańsze i łatwo osiągalne, a także bezpieczne, co ma znaczenie na przykład w kontekście podróży z małym dzieckiem. Nie bez znaczenia okazuje się również znajomość kraju i to, że możemy... dogadać się z tubylcami. To może zabawny argument, ale przekonałam się o tym w czasie wycieczki do Gruzji. Zachwyciłam się tym krajem, jednak nic nie mogłam zrozumieć z kontekstu społecznego i kulturowego bez posługiwania się polskimi książkami, które jednak narzucają czytelnikowi pewną optykę. Trudno osiągnąć taki poziom znajomości języka, żeby w każdym odwiedzanym kraju prowadzić swobodne rozmowy z mieszkańcami i poznawać ich perspektywę.
Co was fascynuje w podróżowaniu?
Podróżowanie stymuluje nas intelektualnie. Prowadzimy trasę po miejscach skłaniających do myślenia i obalania stereotypów i założeń, które chyba każdy z nas ma, na przykład że Polska „B” wygląda tak, a nie inaczej. Pojedźmy tam i sprawdźmy, czy w tym obszarze Polski bywa trudniej. W podróżowanie staramy się także wplatać wątki wielokulturowe i wieloreligijne. Wydaje się, że nasz kraj jest monolitem zamieszkałym w 96 proc. przez rzymskich katolików, że oczywiście wszyscy mówimy po polsku - a to raptem ostatnie 70 lat naszej historii. Odwiedzając poszczególne regiony, natkniemy się na cmentarze prawosławne, Tatarów na Podlasiu czy ewangelików na Ziemiach Odzyskanych. To skłania do refleksji: nasza ojczyzna nie zawsze wyglądała tak, jak dzisiaj. Podróżowanie pozwala więc odbyć nie tylko wędrówkę geograficzną, ale też przenieść się w czasie i zrozumieć, skąd jesteśmy, jaka jest nasza tradycja. Zdarza się, że planujemy podróże tematyczne. Gdy jedziemy na Żuławy, motywem przewodnim stają się mennonici, czyli osadnicy, którzy te tereny wyrwali morzu i osuszali. Kiedy byliśmy w województwie kujawsko-pomorskim, koncentrowaliśmy się na zamkach krzyżackich. Wiele nas interesuje, staramy się być otwarci i mieszać różne tropy podczas wycieczek: czy to będą opuszczone cmentarze, czy zabytkowy kościół, czy fajne miejsce z lokalnym jedzeniem - wszystko staramy się nanieść na mapę i tak wytyczyć trasę, żeby jak najwięcej ciekawych miejsc po drodze odwiedzić.
Jak zachęcić innych do zobaczenia kawałka ojczyzny?
Niewiele się doświadczy, przebywając w strefie komfortu, trzeba z niej wyjść. Czasem wystarczy zajrzeć za róg, żeby zobaczyć coś nowego. Podróżowanie jest pobudzające, dodaje energii, odpręża. Z wyjazdowych weekendów wracamy wypoczęci. I nie przeszkadza nam, że przyjeżdżamy do Krakowa ostatnim pociągiem, a rano trzeba iść do pracy. Przewietrzyliśmy głowy, nie sprzątaliśmy mieszkania, nie byliśmy na zakupach, tylko robiliśmy coś innego, odrywając się od codziennych obowiązków. Podróżowanie sprawia, że można spróbować nowych rzeczy. Kilka lat temu byliśmy na skiturach w Tatrach. Teraz są bardzo modne, ale wtedy o takich nartach mało kto słyszał. To było świetne doświadczenie. Planując wycieczkę po kujawsko-pomorskim, zdecydowałam przepłynąć trzykilometrowy wyścig po rzece Brdzie w Bydgoszczy. Miałam więc motywację, żeby regularnie chodzić na basen i przygotowywać się do zawodów zaplanowanych w czasie wyjazdu. Nie zapominajmy o polskiej kuchni. Nasz kraj jest bardzo różnorodny pod tym względem. W Krakowie nie zjemy takiej babki ziemniaczanej jak na Podlasiu czy wielkopolskiego gzika albo serów od kaszubskiej kozy. Uwielbiamy poznawać regionalne, ciekawe smaki. Takie na przykład tatarskie pierekaczewniki, czyli potrawa w formie zapiekanego ciasta z nadzieniem. Genialne! Naszą siłą są małe agroturystyki czy gospodarstwa z domowym, pysznym jedzeniem, gotowanym z uczuciem, po babcinemu. Każdy region ma swoje tradycje i potrawy. Jeśli więc nie rowery czy chęć stymulacji intelektualnej, to warto podróżować chociażby po to, by zasmakować nowych potraw.
Spotykacie na podróżniczej trasie osoby z innych kręgów kulturowych, reprezentujących różne wartości. Czego was uczą?
Nie oszukujmy się - wszyscy funkcjonujemy w pewnych bańkach, otoczeni podobnymi do nas ludźmi. Podróże pozwalają zobaczyć, że można żyć inaczej. Doceniamy determinację Tatarów z Podlasia, którzy od trzystu lat kultywują swoje tradycje. Nie wiem, czy starczyłoby mi zapału i wiary, żeby urządzać festiwale i uczyć dzieci dawnych zwyczajów. Spotykamy też wielu cudownych społeczników, na przykład panie sołtyski, które wszelkim sumptem próbują ożywić swoje miejscowości. Lubimy obserwować. Zawsze coś dla siebie wyłapujemy, rozmawiamy z ludźmi, których w Krakowie byśmy nie spotkali.
Co najbardziej zaskoczyło was we wspólnej podróży?
Do tej pory uniknęliśmy niebezpiecznych przygód. Przez pięć lat podróżowania po Polsce nie zdarzyła nam się kradzież, zniszczenie sprzętu ani żaden wypadek. Mamy natomiast na koncie szereg pozytywnych zaskoczeń, co chyba jest kwestią naszej optyki, tego, w jaki sposób patrzymy na świat. Byliśmy w kilku miejscach, po których wiele się nie spodziewaliśmy, na przykład w województwie lubuskim. Tymczasem po kilku dniach rowerowej wycieczki przekonaliśmy się, że to świetny region, oferujący winnice, piękne lasy, dworki, zamki - niektóre odnowione, inne czekające na renowację. Nasze myślenie było takie: absolutnie nic o tych stronach nie wiemy, więc trzeba tam pojechać. Okazało się, że rzeczywiście warto.
Skąd wziął się pomysł pisania bloga podróżniczego?
Podróżować lubiliśmy od zawsze, jednak w pewnym momencie zorientowaliśmy się, że częściej byliśmy w Paryżu niż w Poznaniu. Rodzice wysyłali nas na wszelkiego rodzaju wyjazdy, a Polska była traktowana trochę po macoszemu. Nie pochodzimy z Krakowa. Kiedy się tutaj przeprowadziliśmy, zaczęliśmy go odkrywać. Zachłysnęliśmy się miastem, bo tu Wyspiański, tam Kazimierz Wielki, smaczki historyczne i kulturowe na każdym rogu. Nasza ciekawość rosła. Zaczęliśmy eksplorować Kraków i Małopolskę, co po czasie przerodziło się w podróżowanie po Polsce. Nasz kraj nas zafascynował. Bloga prowadzimy od ponad pięciu lat. Naszą specjalizacją są wycieczki rowerowe i piesze. Staramy się korzystać z transportu publicznego i samodzielnie wytyczać szlaki. Nie chodzi o to, żeby przejechać 200 km dziennie, ale żeby przy okazji coś zobaczyć. Rower pozwala na takie tempo, dzięki któremu podsłuchamy rozmowę pod sklepem lub podejrzymy, co rośnie za płotem. To zupełnie inny sposób doświadczania otaczającego nas świata. Jeździmy „po godzinach”, ponieważ pracujemy na etacie i mamy 26 dni urlopu w roku. Staramy się podsuwać pomysły tym, którzy, tak jak my, szukają inspiracji, co zrobić w najbliższy weekend.
Jesteście podróżującą i blogującą parą. Jak dzielicie się zadaniami?
Mąż robi zdjęcia i lata dronem. Ja po powrocie piszę, a on odpowiada za stronę graficzną i techniczną: zdjęcia, filmy, obsługę platformy. Zdarza się, że wymieniamy się w naszych zadaniach. Każdą wycieczkę przeżywamy trzy razy: przygotowując trasę, będąc w drodze i opracowując materiały po powrocie.
Dzieląc swój czas między pracę, dom, rodzinę i przyjaciół, każdy z nas układa sobie priorytety. Jak wygląda szczyt waszej listy? Z czym podróże wygrywają, a z czym przegrywają?
Praca na cały etat, podróżowanie i prowadzenie bloga pochłania nam wiele czasu. Podróże wygrywają z życiem społecznym i towarzyskim, a także ze sprzątaniem, zakupami i netfliksem. Gotowanie rosołu w niedzielę? To nie my.
Jak szukać nieoczywistych miejsc? Sunąc palcem po mapie? Korzystając z podpowiedzi mieszkańców?
Polecam fantastyczne blogi podróżnicze. Ale czasami faktycznie suniemy palcem po mapie. Na mapach internetowych oznaczone są różne dziwne miejsca i zabytki, o których nie przeczytamy w przewodniku. Korzystamy też z informacji, udostępnianych przez Lokalne Organizacje Turystyczne, tzw. LOT-y. Czasami planując trasę, wybieramy konteksty literackie. Dobrym przykładem jest Miedzianka - miejsce, które odwiedziliśmy po lekturze reportażu Filipa Springera. To było niewielkie miasteczko nieopodal Jeleniej Góry, którego dzisiaj już nie ma, zniknęło. Wędrowaliśmy z książką po tym terenie, oglądając rozpadliny, krzaki i kamienie - ślady po dawnym mieście.
Jak odkryć na nowo znane już miejsca? Jak zmienić perspektywę mieszkańca w perspektywę turysty?
Zmiana perspektywy to kwestia ciekawości i dyscypliny, żeby narzucić sobie odkrywanie. Na początek można opracować dziesięć różnych tras do ulubionego warzywniaka. Zwykle poruszamy się po utartych osiach, a wystarczy zmienić środek transportu albo wybrać się gdzieś na piechotę.
Pokazujecie Małopolskę z różnych perspektyw. Co polecilibyście osobom, które dopiero zamierzają poznać ten region?
W zeszłym roku naszym odkryciem były małopolskie winnice. Jest ich już ponad setka. Na co dzień większość z nich jest zamknięta, ale po umówieniu się, pasjonaci tego trunku chętnie oprowadzają po nich, dzieląc się wiedzą i opowieściami. Winnice w Małopolsce są przepięknie położone. Godny polecenia jest również Beskid Niski. Ma fascynującą historię, można dowiedzieć się o Łemkach i przesiedleniach. Wśród ciągle dzikiej przyrody stoją cerkwie i drewniane kościoły. W pandemii zasmakowaliśmy też dolinek podkrakowskich: Będkowskiej, Mnikowskiej, Eliaszówki, Kluczwody, a także rzeki Dłubni, którą podobno można się spławiać. Kiedy hotele były zamknięte, szukaliśmy takich destynacji, żeby móc wrócić na noc do Krakowa. Stąd nasz wybór padł na Beskid Wyspowy i Ćwilin, skąd roztacza się przepiękna panorama. Małopolska ma mnóstwo do zaoferowania. Jeszcze nie byliśmy w ziemi chrzanowskiej, a słyszeliśmy, że bardzo warto. W zeszłym roku rowerami przejechaliśmy Szlak Orlich Gniazd. To może bardziej Śląsk niż Małopolska, ale także oferuje kilka pięknych miejsc, na przykład zamek Tenczyn. Po każdym takim aktywnym weekendzie jesteśmy bardziej wypoczęci, niż gdybyśmy zostali w domu. Fajnie się potem pracuje.