Wampir z Brzeska kończy odsiadkę. Wszyscy drżą przed jego powrotem
Dziesięć lat temu Robert K. zaatakował młodą dziewczynę. Poważnie ranił i próbował zgwałcić. Wcześniej atakował już kilkukrotnie. Za gwałty odsiedział za kratkami trzy wyroki - łącznie 29 lat.
Po cięciu na szyi Anny, zadanym jej ostrym jak brzytwa nożem do tapet, dziś nie ma już śladu. Rana w psychice nie przestała się jątrzyć. O dramatycznych wydarzeniach sprzed dziesięciu lat młoda kobieta nie zapomni już do końca życia. Sama nie jeździ już na rowerze, bez towarzystwa nie wychodzi też na spacery. Czuje strach, gdy zauważy, że ktoś idzie tuż za nią. - Tego lęku nie jestem w stanie przezwyciężyć - wzdycha 34-latka.
Brzęk pustych butelek
Boże Ciało, 7 czerwca 2007 roku. Dochodziła godz. 11. Anna W., świeżo upieczona absolwentka resocjalizacji wybrała się rowerem do swojej cioci w Brzesku. Jechała z pobliskiej Jodłówki przez las. Tę trasę pokonywała wcześniej setki razy. Pamięta, że było bardzo gorąco. Przejeżdżając przez las, usłyszała brzęk obijających się o siebie pustych butelek. Odwróciła się zaciekawiona. Dostrzegła w oddali mężczyznę, który też jechał rowerem. Po chwili charakterystyczny dźwięk był coraz wyraźniejszy, rowerzysta zbliżał się.
- Przestraszyłam się, ponieważ w kilka minut znalazł się tuż za mną - opowiada.
Postanowiła skręcić w ulicę Jasną. Pod wpływem emocji manewr wykonała zbyt nerwowo. Pewnie dlatego w jej rowerze spadł łańcuch. Wpadła w panikę. Jakiś impuls kazał jej porzucić rower i uciekać pieszo. Nieznajomy ją jednak dogonił i obezwładnił. Ciągnął w stronę zarośli. Krzyczał, że ją zabije. Do szyi przyłożył jej niewielki, ale bardzo ostry nóż. Polała się krew. Kobieta głośno krzyczała, wzywając pomocy.
- Starał się mnie zagłuszyć. Mówił, że nic mnie nie uratuje, że i tak mnie zabije - mów drżącym głosem. Pomyślała, że to rzeczywiście może być już koniec.
Przerażające oczy
Wołanie usłyszał jednak mieszkający w pobliżu mężczyzna. Przybiegł na pomoc. Jego widok zdeprymował napastnika. Nie bardzo wiedział, co powinien zrobić. Na chwilę jeszcze mocniej przycisnął nóż do szyi 24-latki. Nagle jednak puścił, wstał i uciekł.
Na miejsce przyjechała policja i pogotowie. Anna mocno krwawiła. Okazało się, że gdyby rana na szyi była o pół milimetra wyżej, przecięłaby tętnicę. Ofiara wykrwawiłaby się.
W ujęcie sprawcy zostali zaangażowani najlepsi policjanci z brzeskiej jednostki, wsparci przez kolegów z Tarnowa. Udało się go zatrzymać jeszcze tego samego dnia. Był już przebrany. Zaprzeczał, jakoby zaatakował młodą dziewczynę. Anna jednak rozpoznała go bez cienia wątpliwości. - Miał takie mętne, nienaturalne oczy. Tego wzroku nie zapomnę nigdy - mówi.
Rozpoznał go też mężczyzna, który pospieszył dziewczynie na ratunek.
Wielokrotny gwałciciel
Napastnikiem okazał się pochodzący z Brzeska Robert K. dobrze znany policji za podobne przestępstwa.
Po raz pierwszy trafił za kratki w 1985 r. za gwałt i próbę gwałtu. Skazano go na 8 lat więzienia, wyszedł po odbyciu połowy kary. Ponownie zaatakował już w 1989 r. W piwnicy bloku nr 11 przy ul. Ogrodowej w Brzesku ze szczególnym okrucieństwem zgwałcił i udusił 17-letnią dziewczynę, swoją sąsiadkę.
Dostał wówczas karę 25 lat więzienia, ale Sąd Najwyższy złagodził wyrok do 15 lat.
Odsiedział go w całości. Wyszedł pod koniec 2004 r . Niespełna trzy lata później jego kolejną ofiarą miała być Anna.
- Słyszałam o nim wcześniej. Ludzie mówili, żeby na niego uważać. Wtedy, na drodze w lesie, nie zdawałam sobie sprawy, że to może być on. Może i dobrze, bo pewnie strach by mnie całkowicie sparaliżował - mówi młoda kobieta.
Koniec wyroku
Proces, który toczył się przed Sądem Okręgowym w Tarnowie zakończył się wyrokiem skazującym. 42-letni wówczas Robert K. dostał karę 10 lat więzienia za próbę gwałtu i uszkodzenia ciała ofiary.
Już w najbliższą niedzielę mija termin jego odsiadki. - Poinformował mnie o tym Zakład Karny w Rzeszowie, w którym odbywał karę - mówi Anna. - Ta wiadomość na nowo przywołała straszne wspomnienia.
Lekarze, co pół roku będą przesyłać do sądu informację o postępach prowadzonej terapii
Anna przyznaj, że z każdym dniem boi się coraz bardziej. Nie tylko o siebie, ale także o bliskich. - Nie mamy żadnej gwarancji, że ten człowiek znów nie zaatakuje - mówi.
Sędzia Tomasz Kozioł z Sądu Okręgowego w Tarnowie, który dziesięć lat temu był jednym z członków składu orzekającego w sprawie „wampira z Brzeska”, zapewnia, że mężczyzna w niedzielę na pewno nie wyjdzie na wolność.
- Faktycznie kończy odsiadywać karę. Po jej odbyciu zostanie jednak doprowadzony do zamkniętego oddziału szpitalnego, gdzie będzie poddany leczeniu - tłumaczy.
Lekarze co pół roku mają przesyłać do sądu informacje o postępach terapii. Dopiero wtedy zapadnie decyzja co do jego przyszłości.
Gwałciciel był wielokrotnie badany przez seksuologów i psychiatrów. Medycy stwierdzili, że mężczyzna ma dewiację seksualną zwaną raptofilią. To zaspokajanie potrzeb seksualnych przez brutalny gwałt. Ich zdaniem cierpi również na nekrosadyzm, czyli chorobę, w której popęd seksualny zaspokaja się, doprowadzając do śmierci ofiary.