Walka z aborcją dotarła pod Tatry. Bilbordy są potworne
W Zakopanem i Bukowinie Tatrzańskiej stanęły dwa wielkie plakaty ze zdjęciami martwych płodów. Wiele osób uważa, że drastyczne zdjęcia mogą być szokiem np. dla widzących je przypadkiem dzieci.
Na Podhalu zawisły plakaty mające być protestem przeciwko aborcji. Na wielkich (ok. 20 m kw. każdy) billboardach widać dwa martwe płody we krwi.
Plakaty znajdują się przy zakopiance na terenie Zakopanego (ok. 200 m przed stacją benzynową) oraz przy wjeździe do Bukowiny Tatrzańskiej od strony Stasikówki. Na prywatnych gruntach, za własne pieniądze ustawiła je Fundacja Pro-prawo do życia. Jej członkowie podobne bilbordy umieszczali przez ostatnie lata w centrum dużych polskich miast. Teraz jednak postanowili działać na Podhalu, bo, jak sami przyznają, w okresie wakacji przebywa tu dużo ludzi.
- Z całą stanowczością mogę przyznać, że nasza kampania nie jest pomyślana z myślą o tym, by dotrzeć do górali - mówi Adam Kulpiński, działacz fundacji. - Ci, moim zdaniem, w większości są przeciwnikami aborcji i chwała im za to. Postawiliśmy te dwa plakaty na Podhalu, by dotrzeć do osób przebywających w tym regionie w okresie wakacji - tłumaczy. Stąd właśnie lokalizacja bilbordów - niemal każdy turysta pokonuje zakopiankę, a trasą w Bukowinie Tatrzańskiej wczasowicze jeżdżą do Morskiego Oka czy na pobliskie termy.
- Niech ludzie jeżdżą i patrzą na to, jak wygląda aborcja - mówi Kulpiński. - Te zdjęcia są nieprzyjemne, ale takie właśnie jest zabijanie dzieci - podkreśla.
Mieszkańcy denerwują się jednak, że obrazy, które widać na banerach przy drogach, mogą oglądać wszyscy - zarówno dorośli, jak i dzieci. Dla najmłodszych taki widok może być szokiem.
- Szczerze mówiąc, jeszcze nie widziałam tych bilbordów, ale z ich opisu uważam, że faktycznie nie są to obrazki, jakie powinny widzieć dzieci - mówi Agnieszka Nowak-Gąsienica, wiceburmistrz Zakopanego, a prywatnie pedagog. - Kampanie społeczne powinny być ustawione pod odpowiednie grupy wiekowe. Nie powinno być tak, że mogą je oglądać wszyscy. Dlatego, choć nie jestem przeciwna samej kampanii, to być może te plakaty powinny z okolic dróg zniknąć. Możliwe, że będziemy starali się je usunąć - dodaje.
Pomocny w tym może być program Urzędu Marszałkowskiego „Montevideo”, który ma pomóc samorządowcom w pozbywaniu się reklam zasłaniających widoki.
Dopóki jednak urzędnicy nie podejmą odpowiednich kroków, plakaty będą wisieć.
- Dla mnie to skandal - mówi Dariusz Szostak, mieszkaniec Zakopanego. - Mam dwóch synów w wieku 5 i 7 lat. Codziennie, jadąc z przedszkola do domu, będę mijał z dziećmi to miejsce. Co im powiem, gdy zapytają mnie, co jest na zdjęciu? Są za małe, by im to tłumaczyć- denerwuje się.
Słowa mieszkańca potwierdza Zbigniew Nęcki, psycholog społeczny z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
- Plakaty z martwymi płodami nie powinny być ogólnodostępne w przestrzeni publicznej - mówi Nęcki. - One dosłownie „orzą” psychikę dzieci. Najmłodsi nie powinni oglądać przemocy. Przecież w telewizji filmy ociekające krwią są emitowane późno w nocy. A tutaj dzieci oglądają makabryczne obrazy w biały dzień - podkreśla.
Adama Kulpiński z Fundacji Pro-prawo do życia twierdzi, że jego organizacja przeprowadziła badania, które miały sprawdzić, jak plakaty oddziałują na dzieci. Wyniki wskazały, że trauma maluchów, które widzą zdjęcia płodów, nie jest wcale taka duża.
- Dzieci mogą wiele tematów zrozumieć - mówi Kulpiński. - Wszystko zależy od tego, jak ich rodzice wytłumaczą im takie tematy. Dlatego nasze plakaty zostaną na Podhalu do końca wakacji. Może nawet wrócą tu zimą - dodaje.
Na to ostatnie nie będą chcieli jednak pozwolić działacze Partii Razem z Krakowa. Od dawna walczą z antyaborcyjnymi plakatami. W krakowskim sądzie trwa właśnie sprawa, w której Razem oskarżyło Pro-prawo do życia o sianie zgorszenia poprzez rozwieszanie plakatów w stolicy Małopolski.
W przypadku bilbordów ustawionych w górach zamierzają zrobić to samo.