po mszy św. w sanktuarium św. Józefa, w otoczeniu córki Józefy Odziomek, wnuków i ich rodzin oraz przyjaciól i znajomych rodziny
Mama przez całe życie była pogodna i życzliwa ludziom - mówi jej córka Józefa. Jako dziecko i nastolatka miała jednak ciężko, bo gdy skończyła pół roku, zmarli jej rodzice.
Cecylia Mierzejewska, która na świat przyszła 14 listopada 1916 roku we wsi Pętkowice w Świętokrzyskiem, w mieszkaniu swojej córki Józefy w Słupsku wygląda dostojnie. W dobrze skrojonym kostiumie, eleganckiej bluzce i dobranej do tego zestawu biżuterii wygląda jak zasobna mieszczka, mieszkająca w dostatnim domu. Tylko problemy ze słuchem powodują, że ma już pewne kłopoty z utrzymywaniem kontaktu z otoczeniem.
W każdym razie nikt by nie przypuszczał, że ma do czynienia z byłą robotnicą polną i magazynową w pomorskich pegeerach.
- Mama żyje tak długo i zachowuje dobrą formę, bo przez całe życie była pogodna i życzliwa ludziom. Choć spędziłam z nią większość życia, to nigdy nie słyszałam, aby się z kimś kłóciła - mówi Józefa Odziomek, jedyna córka pani Cecylii, która - jak twierdzi - jest dzieckiem miłości, choć nie poznała swojego ojca.
Nieco inną teorię dotyczącą długowieczności babci ma żona młodszego syna pani Józefy. - Babcia zawsze mówi, że ktoś się musi opiekować jej córką. To jest jej życiowy cel. Dlatego ma w sobie tak silną wolę życia - przekonuje.
Szanuj matkę swoją
Pani Cecylia urodziła się w środku I wojny światowej. Przyszła na świat jako najmłodsze, szóste dziecko Franciszki i Franciszka Mierzejewskich, rolników ze wsi Pętkowice w powiecie Iłża. Długo jednak nie zaznała rodzicielskiej miłości, bo gdy miała pół roku, straciła rodziców.
- Odtąd wychowywała ją rodzina. Raz przebywała u dalszej rodziny, a innym razem u starszego rodzeństwa. Właściwie od najmłodszych lat musiała w jakiś sposób zarabiać na swoje utrzymanie - opowiada pani Józefa. Szczegółów nie zna, ale gdy pewnego razu razem z mężem wojskowym pojechała na rodzinny pogrzeb w Świętokrzyskie, to podeszła do niej mieszkająca
tam kobieta, która zorientowała się, że rozmawia z córką Cecylii Mierzejewskiej.
- Uściskała mnie i powiedziała, żebym bardzo szanowała swoją matkę, bo ona musiała bardzo ciężko pracować, gdy była jeszcze młodą dziewczyną - wspomina pani Józefa. Być może dlatego młoda Celka nie miała nigdy szans na zdobycie wykształcenia.
Na szczęście udało jej się wśród najbliższych przetrwać ciężkie lata II wojny światowej.
W poszukiwaniu lepszego losu
Jednak na rodzinnej ziemi nie miała większych szans. Dlatego po wojnie, gdy ludzie szukali lepszego losu i ona wyruszyła w świat. - Na początku lat pięćdziesiątych razem z kilkoma koleżankami pojechała na Ziemie Odzyskane, gdzie - jak mówili ludzie - były wolne mieszkania i praca. Zatrzymały się we wsi koło Kamienia Pomorskiego - dodaje pani Józefa. Potem przez kilka lat przenosiła się z jednego pegeeru do drugiego. W 1952 roku urodziła swoje jedyne dziecko - córkę Józefę. Wychowywała ją sama.
- To nie były łatwe lata, ale mama jakoś sobie radziła. Najczęściej pracowała w polu, a zimą w magazynach. Rano na zmianę chodziłyśmy z kanką po mleko. Miałyśmy także ogródek warzywny, który trzeba było obrobić - opowiada pani Józefa. Na dłużej razem z mamą osiadły we wsi Osieki w gminie Smołdzino. Stamtąd Józefa dojeżdżała do kolejnych szkół. Tam też poznała Jana Odziomka, wojskowego z jednostki w Czołpinie, który został jej mężem.
- Po ślubie zamieszkaliśmy w Smołdzinie. Mamę zabraliśmy ze sobą. Bardzo mi pomogła, gdy na świat przyszły nasze dzieci - Krzysiu, Jacek i Małgosia - wspomina pani Józefa.
Blok w środku pola gliny
Przez kilka lat pracowała jako urzędnik ewidencji ludności w Urzędzie Gminy w Smołdzinie. Jednak gdy zapowiedziano likwidację jednostki w Człopinie, Jan Odziomek razem z rodziną przeniósł się do Słupska, gdzie dostał pracę w tutejszej jednostce i zamieszkał w nowym bloku przy ul. Kulczyńskiego.
- Gdy po raz pierwszy go oglądałam, stał pośrodku pola gliny. Kiedy się wprowadziliśmy, to Małgosia nawet zaginęła w drodze do szkoły - przypomina sobie pani Józefa. Od tego czasu minęło wiele lat. Ona się rozwiodła. Synowie się usamodzielnili i pożenili, a córka została wojskowym. Ona przez pewien czas pracowała w Urzędzie Wojewódzkim w Słupsku, ale na emeryturę przeszła z Powiatowego Urzędu Pracy w Słupsku. - Doczekałam się dwóch wnuczek i jednej prawnuczki. Na szczęście nie odczuwamy samotności, bo ze wszystkimi mamy kontakt - dodaje pani Józefa.