Jest harda. Jak na prawdziwą góralkę przystało. Dlatego koszmarny wypadek i śpiączka nie zakończyły jej kariery. Karolina Riemen-Żerebecka nie tylko zawalczyła o zdrowie, ale wróciła do zawodów. Po co? Bo narty to cały jej świat. A ona nie zamierza tego świata stracić
Był 2017 rok. Połowa marca. Może chciałaby tę datę zapomnieć, wymazać z pamięci, może wcale nie? Tragiczny wypadek na narciarskiej trasie przeciął szybko jej karierę. Ale nie tylko karierę. Polska narciarka Karolina Riemen-Żerebecka musiała zawalczyć o życie.
To był trening przed najważniejszym występem w sezonie - mistrzostwami świata w hiszpańskim ośrodku Sierra Nevada. Riemen-Żerebecka podczas próbnego przejazdu przewróciła się, uderzając mocno głową o podłoże. Straciła przytomność. Przetransportowano ją helikopterem do szpitala, gdzie - ze względu na uraz czaszkowo-mózgowy - utrzymywano ją w stanie śpiączki farmakologicznej. Jej stan lekarze określili jako ciężki, ale stabilny.
Rokowania nie były złe. Pojawiła się nadzieja, ale myśl, że coś może pójść nie tak, wcale nie zniknęła. Po tygodniu zawodniczkę wybudzono ze śpiączki. W kwietniu mogła wrócić do Polski, gdzie czekała ją żmudna rehabilitacja i ciężka walka o odzyskanie sprawności. Karolina miała problemy ze wzrokiem i mową. Wciąż niesprawna była prawa ręka. O ściganiu i medalach musiała zapomnieć.
Czytaj więcej, a dowiesz się:
- Riemen-Żerebecka od początku rehabilitacji miała w głowie jeden cel. Jaki?
- W jakiej kondycji jest Riemen-Żerebecka?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień