W Nowej Soli lepiej być biednym, ale przyzwoitym
W Nowej Soli trafić do mieszkania socjalnego nie jest specjalnie trudno. Sztuką jest jednak trafić do „socjali” na ul. Wróblewskiego. 70 mieszkań, które oddano do użytku rok temu to swoista nagroda dla tych, którzy są „biedni, ale przyzwoici”, jak mawia prezydent Wadim Tyszkiewicz.
Specjalna komisja, która zajmuje się weryfikacją osób, które pretendują do otrzymania takiego lokalu, średnio przepuszcza co trzeciego kandydata. Na ul. Wróblewskiego wciąż pustych jest aż 30 mieszkań.
Komisja, w skład której wchodzi m.in. prezydent Tyszkiewicz, działa niemal bezbłędnie. W mijającym roku przeprowadzono grubo ponad setkę rozmów. Tylko jedna ocena okazała się nietrafiona. W styczniu miała miejsce eksmisja osoby, która nie przestrzegała przyjętych zasad. - Mówimy tu o ocenianiu ludzi. To nigdy nie jest sytuacja zerojedynkowa, gdzie czarne jest czarne, a białe jest białe - przyznaje Jacek Baranowski z nowosolskiej straży miejskiej, który również zasiada w szeregach komisji. W ciągu ponad 25 lat pracy problem mieszkańców „socjali” poznał od podszewki.
- Wcześniej mieszkałem w „blaszakach” (najgorsze mieszkania socjalne w całym mieście - dop. red.) - przyznaje mężczyzna, którego spotykam w budynku na ul. Wróblewskiego. - Przeniesienie mnie tutaj to nagroda. I na to naprawdę trzeba zasłużyć - dodaje.
Powstanie komisji weryfikacyjnej to efekt twardej polityki władz, które w ubiegłym roku powiedziały „dość”. Był to efekt licznych przypadków demolowania mieszkań socjalnych. Mieszkańcy słynnego osiedla na ul. Długiej potrafili odkręcić nawet baterie łazienkowe, by je potem sprzedać. Niektóre z lokali były w opłakanym stanie: zagrzybione, zaśmiecone, pozbawione jakiegokolwiek wyposażenia.
Nie dziwi wiec reakcja Tyszkiewicza na wizytę mieszkanki „socjali”, która pomimo braku pracy i zadłużenia sięgającego 5 tys. zł, zażądała od władz miasta remontu swojego lokalu.
W piątkowej „GL” opisaliśmy sytuację, która „rzuciła na kolana” Wadima Tyszkiewicza, jak sam raczył określić to w swoim facebookowym wpisie. Przypomnijmy: prezydent Nowej Soli odmówił jednej z lokatorek „socjali” remontu mieszkania, gdy okazało się, że dług z tytułu czynszu wynosi tam 5 tys. zł.
Twarda polityka miasta nie wzięła się znikąd. Warto przypomnieć choćby sytuację z wiosny 2015, gdy prezydent odwiedził „socjale” na ul. Długiej. Okazało się, że część mieszkańców zamieniła osiedle za 2,5 mln złotych w zdewastowane śmietnisko. Dlatego gdy rok temu oddano do użytku 70 kolejnych mieszkań na ul. Wróblewskiego, powstała specjalna komisja weryfikacyjna, która decydowała, komu taki lokal się należy. W jej szeregach zasiada m.in. strażnik miejski, Jacek Baranowski: - Komisja ma przeciwdziałać takim sytuacjom, jak te z ul. Długiej. Bo jeśli ktoś zdewastował poprzednie mieszkanie, prowadzi nieakceptowany tryb życia, nie płaci czynszu, to nie ma szans, żeby przeszedł przez nasze sito – wyjaśnia. Takich wywiadów w tym roku odbyło się ok. 120. Pozytywna decyzję usłyszał co trzeci przepytywany. Jak więc łatwo policzyć, przy ul. Wróblewskiego pustych mieszkań wciąż jest aż 30.
A jak przydzielanie mieszkań i pomoc socjalna wygląda w innych miastach? Krzysztof Sikora, z zielonogórskiego magistratu wyjaśnia, że na ok. 4,5 tys. lokali komunalnych w mieście, ok. 10 proc. ich użytkowników zalega z opłatami. Niektórzy nawet po kilkadziesiąt tysięcy złotych. Czy ponoszą tego konsekwencje? Sikora przyznaje, że bardzo często jednak nie. Ale jednak dodaje, że lokatorzy, którzy zalegają z opłatami nie mają co liczyć na wymianę okien czy remont pieców. - Najczęściej rozmawiamy, próbujemy się dogadać co do spłaty zaległości. Niekiedy są one konsekwencją spraw losowych, co motywuje nas, by takiej osobie pomóc - wyjaśnia.
Jednak, gdy lokator notorycznie nie płaci, a komornik jest bezradny, to sprawa trafia do sądu. A ten najczęściej orzeka eksmisję do lokalu socjalnego. - To oznacza, że z mieszkania A musimy zainteresowanego przenieść do mieszkania B. To nie ma praktycznie sensu, gdyż taki lokator i tak nadal nie będzie płacił. Dlatego w takich sytuacjach jesteśmy bezradni - przyznaje.
W Żarach zasady przydzielania mieszkań komunalnych i socjalnych określa uchwała rady miasta z roku 2013. - Tworząc osiedla socjalne, czy to przy ul. Okrzei, czy w Kunicach, zakładaliśmy, że trafią tam najlepsi z najlepszych – wspomina Jerzy Candekidis, szef żarskiej komisji mieszkaniowej. – Praktyka pokazała jednak, że nakreślenie precyzyjnych kryteriów jest po prostu niemożliwe.
Obraz żarskiego "socjalu" przedstawia się ponuro. Otoczenie osiedli znaczą wandale. Skwer przy Okrzei, w bezpośrednim sąsiedztwie osiedla dla najuboższych, przewija się w raportach policji i straży miejskiej. Interwencje dotyczą pijaństwa i awantur. Cierpią okoliczni mieszkańcy i „normalni” lokatorzy osiedla.
- Ostatnim pomysłem magistratu są kontenery, do których trafią najbardziej uciążliwi, dłużnicy i awanturnicy – mówi Candekidis. – Nasze wcześniejsze doświadczenia pokazały, że taka perspektywa na wielu działa motywująco. Przybytki te stanąć mają w najbliższych tygodniach w Kunicach… tuż obok drugiego osiedla socjalnego.
Jak wyjaśnia z kolei Mirosława Węgieł, dyrektor świebodzińskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, instrumentami prawnymi, które pozwalają na „słuszne” przyznanie pomocy jest wnikliwe i rzetelne zebranie informacji o osobie lub rodzinie ubiegającej się o pomoc.
Pracownicy socjalni mają również prawo kontroli wydatkowanych środków z przyznanej pomocy, a w przypadku stwierdzenia nieprawidłowości istnieje możliwość ograniczenia bądź nawet wstrzymania świadczeń. – Czasem z tych możliwości korzystamy – przyznaje Węgieł.