W Łańcucie istniały dwa zamki. W jednym mieszkał "Diabeł"

Czytaj dalej
Fot. K.Kapica
Beata Terczyńska

W Łańcucie istniały dwa zamki. W jednym mieszkał "Diabeł"

Beata Terczyńska

Archeolodzy odkopali mury siedziby Pileckich, a później Stadnickiego zwanego „Diabłem Łańcuckim”.

Za łańcucką Farą, na tzw. Wzgórzu Plebańskim powstaje dom dziennego pobytu dla starszych i chorych. To tu ekipa z rzeszowskiej Pracowni Archeologicznej Mirosława Mazurka natrafiła na podbudowy pod filary, czyli pozostałości dawnego zamku, starszego od siedziby Lubomirskich i Potockich.

Kafle z błaznami i aniołami

Zamek ten funkcjonował między XIV a XVII w. Później został zniszczony i pamięć o nim zaginęła na wiele lat. Lubomirski przekazał to miejsce kościołowi. Powstała tu plebania.

- Kiedy weszliśmy na ten teren byłem wręcz zszokowany, jak dobrze zachowała się część fortyfikacji. Od strony zachodniej mamy widoczny wał i fosę. Niestety, nie mamy ani śladów, jak ten zamek mógł wyglądać, ani też nie zachowały się na ten temat żadne przekazy pisane
- mówi archeolog Mirosław Mazurek.

Nie wiadomo, jak budowla była duża, czy była drewniana, czy murowana.

- Swoją siedzibę miał tu najpierw zacny ród Pileckich. Zamek założył Otto Pilecki z Pilczy, z rodu Toporczyków, możnowładca, magnat, rycerz. Wydaje się, że taki człowiek postawił raczej budynek murowany

- opowiada.

Jeśli murów nie postawił on sam, to prawdopodobnie jego potomstwo lub późniejszy właściciel. Pod koniec XVII w. od Anny Pileckiej zamek odkupił słynny „Diabeł Łańcucki” - Stanisław Stadnicki. Zapisał się on w historii jako awanturnik i warchoł. Popierał arcyksięcia Maksymiliana w staraniach o koronę polską.

- Stadnicki na przełomie XVI i XVII w. prowadził wojnę z wszystkimi dookoła, bliższymi i dalszymi sąsiadami - mówi Mirosław Mazurek. - Ta twierdza musiała być jego schronieniem przed odwetem i zemstą.

Przypomina, że w 1608 r. udało się ją zdobyć Łukaszowi Opalińskiemu.

- Stadnicki przegrał bitwę i salwował się ucieczką, natomiast oddziały Opalińskiego wpadły do Łańcuta i z marszu zdobyły zamek. Przekazy mówią, że został on spalony i zrujnowany tak, że nie nadawał się do odbudowy. Z kolei w 1657 r. najazd Rakoczego straszliwie zniszczył Łańcut. Zniszczenia nie ominęły pozostałości po zamku.

Badacze z Pracowni Archeologicznej znaleźli tu ogromny zbiór zabytków.

- To jedno z najfajniejszych znalezisk, jakie udało mi się w życiu odkryć. Ilość wydobytego materiału jest niesamowita. Mamy kilka tysięcy skorup. Takich rzeczy nie spotyka się co dzień

- przyznaje Mirosław Mazurek.

Archeologów zachwyca jakość wykonania, detale, napisy, rozety, figury. Anna Okoniewska pokazuje nam najcenniejsze materiały.

- Mamy zachowane całe lub we fragmentach przepiękne kafle z pieca - zwraca uwagę. - Najciekawsze to anioł z herbem Polski, anioły trzymające tarcze, czy też błazny pod arkadami. Wśród naczyń m. in. misy, fragment ciekawej patelni na nóżkach. Ponadto kawałki szklanych pucharów i kielichów, podstawka pod kieliszek. Jest też metalowa obrączka, ludzka szczęka - także datowana na XVI w. Znaleźliśmy również malutkie denary.

A złoto? Legendy mówią, że Stadnicki ukrył je gdzieś tutaj.

- Jeszcze nie znaleźliśmy, ale miejmy nadzieję że tak się stanie - śmieją sie odkrywcy. - Choć jest to jednak mało prawdopodobne - dodają.

Czeka ich teraz żmudna praca, dokumentacja, wyklejenie naczyń. Chcieliby prowadzić kolejne prace wykopaliskowe. Mają nadzieję, że pomoże w tym łańcucki Urząd Miasta. Wczoraj na miejsce przyjechali geofizycy by pomóc w określeniu ram dawnego zamku.

- Wszystko wskazuje na to, że brama wjazdowa była od strony fosy - mówi Mirosław Mazurek.

Kronikarze: Tu biło serce Polski

Przyjechała też ekipa filmowców w lubelskiego ośrodka, która dla TVP Historia zbierała materiał do programu „Było...nie minęło” (odcinek ma zostać wyemitowany jesienią).

- Serce mi rośnie patrząc na te znaleziska. Kocham czasy Rzeczypospolitej szlacheckiej, które zostały przez całe lata zaniedbane, zapomniane - mówi Adam Sikorski, dziennikarz, autor programu, z wykształcenia historyk, a z miłości poszukiwacz, archeolog i łowca przygód.

- Jeżeli wyzierają spod ziemi takie prawdziwe dzieła, jak te przecudne kafle z błaznami, mnóstwo dowodów na zasobność, wielkość, czuję się fantastycznie. Mam wrażenie, że przyszedł czas odkłamywania wielkiej Rzeczypospolitej.

Zwraca uwagę, że utarło się pokazywać szlachcica pijanego, obżerającego się, wymachującego szabelką.

- A tak naprawdę szlachcic wygrywał wojny, tłukł każdego, kto miał zakusy na ojczyznę, produkował ogromne ilości towarów, które płynęły do Gdańska. Na Podkarpaciu było mnóstwo, bardzo silnych, wielkich rodów szlacheckich. Kronikarze pisali: „tu biło serce Polski” i wcale się nie mylili.

Przyznaje, że tylko sensacyjnie brzmi, że zamek ponad 20 lat był zbójeckim gniazdem „Diabła Łańcuckiego”.

- Ale on ani tego nie zbudował, ani tych kafli nie wyprodukował. Diabeł był łupieżcą, walczył z sąsiadami, królem, trybunałami, bił się z kim można było, rabował kogo się dało. W posiadanie dóbr po Pileckich wszedł niejako prawem kaduka.

Mógł tu gdzieś w lochu ukryć złoto?

- Wtedy zasobne rzeczy wkładano do żelaznych skrzyń i zakopywano w ziemi. Stadnicki z całą pewnością miał szczególną skrytkę: stawik, z którego spuszczał wodę i zakopywał zrabowane dobra. Po zdobyciu twierdzy Opaliński podobno wziął na tortury jego sługi i część skarbu odzyskał, ale na pewno jest tu jeszcze czego szukać - śmieje się.

Beata Terczyńska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.