Włodzimierz Knap

W domach moglibyśmy nie tylko warzyć piwo, ale i produkować prąd

Koszt instalacji fotowoltaicznej do produkcji prądu dla jednego gospodarstwa domowego to około 30 tys. zł Fot. fot. Piotr Krzyżanowski Koszt instalacji fotowoltaicznej do produkcji prądu dla jednego gospodarstwa domowego to około 30 tys. zł
Włodzimierz Knap

Przydomowe elektrownie. W Europie Zachodniej są powszechne. W Polsce rzadkie, głównie dlatego, że „nie” mówią im politycy znajdujący się aktualnie przy władzy. Fachowcy twierdzą, że są potrzebne, bo dzięki nim mielibyśmy czyste powietrze i bezpieczeństwo energetyczne.

Ideałem byłoby, gdyby elektrownia znajdowała się w każdym domu. Energię, ale też ciepło moglibyśmy czerpać np. z paneli fotowoltaicznych na dachu, małego wiatraka w ogródku czy z pieca centralnego ogrzewania wyposażonego w instalację wytwarzającą też prąd. Kraje skandynawskie czy Niemcy zmierzają do tego, by prąd i ciepło było produkowane w większości domów. W Polsce taka perspektywa jest bardzo odległa, choć, w ocenie wielu fachowców, mocno pożądana.

Zapewnione mielibyśmy wtedy bezpieczeństwo energetyczne. Nie musielibyśmy martwić się, czy nie padną bloki w wielkich elektrowniach lub wiatr nie zerwie kabli, a my zostaniemy bez prądu, czyli niemal bezradni i bezsilni. - Równie ważne jest to, że energia z takich elektrowni byłaby czysta. W kontekście smogu ta kwestia jest nie do przecenienia - mówi Jarosław Kotyza z Katedry Surowców Energetycznych AGH.

By zaspokoić potrzeby przeciętnego gospodarstwa domowego na prąd, wystarczyłoby wyprodukować 3-4 kW. Jeśli mieszka się w blokach lub budynkach wielorodzinnych, jedna mała elektrownia może obsłużyć wszystkie rodziny.

Przeszkody

Eksperci zgodnie podkreślają, że na przeszkodzie w rozwoju przydomowych elektrowni stoi kilka czynników. Po pierwsze, finanse. Prąd z nich jest nadal droższy niż z konwencjonalnych elektrowni. Kuleje system dotacji. By uruchomić produkcję prądu z paneli fotowoltaicznych, trzeba mieć co najmniej 30 tys. zł. Drugim - klimat. - W Krakowie ze słońcem jest duży kłopot - mówi Dariusz Górski, który w 2011 r. zainstalował ogniwa fotowoltaiczne na domu jednorodzinnym. - Bilans zysków i strat oceniam na zero. I przedstawia nam wyliczenia, które potwierdzają tę ocenę.

Do minusów należy niechęć wielkich koncernów energetycznych, które obawiają się konkurencji i robią, co mogą, a mogą wiele, by zachować monopol na produkcję i dostawy energii. Przede wszystkim jednak na drodze do masowości mikroelektrowni stoi polityka. - Nie tylko obecny rząd stawia na węgiel, a unika jak ognia pozyskiwania energii z odnawialnych źródeł energii, które wykorzystać można w minielektrowniach - twierdzi Paweł Szypulski, ekspert Greenpeace. - Poprzednie ekipy tylko nieznacznie były bardziej otwarte na energię z OZE.

Na przeszkodzie w stawianiu na masową skalę mikroźródeł prądu w naszych domach stoją też kwestie finansowe. I tak np. z instalacji fotowoltaicznych wytwarzamy znacznie więcej prądu, niż nam potrzeba na domowy użytek. Jego nadmiar powinny więc odbierać firmy energetyczne za godziwe pieniądze. Dziś takie rozwiązanie nie jest praktykowane i nic nie wskazuje na to, by rząd odstąpił od energetyki opartej na węglu, a przeszedł na mikroelektrownie.

Razem z pompą ciepła

Jarosław Kotyza widzi jednak wyjście z sytuacji. Uważa, że można zastosować rozwiązanie hybrydowe polegające na połączeniu fotowoltaiki z pompami ciepła. Krótko rzecz ujmując, energia wytworzona z ogniw fotowoltaicznych byłaby magazynowana w pompach i wykorzystywana wtedy, gdy brakowałoby prądu, a nie potrzeba byłoby ciepła. -Minusem takiego rozwiązania byłby koszt takiej podwójnej inwestycji. Wynosiłby kilkadziesiąt tysięcy złotych. Konieczne byłoby więc dofinansowanie z kasy państwa - mówi ekspert z AGH. - Ale ten wysiłek w dłuższej perspektywie opłaciłby się. Kotyza wskazuje na przykład państw zachodnich, w tym Niemiec, gdzie dużą część energii pozyskuje się z OZE. W UE działa obecnie około 14 mln prosumentów, czyli jednocześnie użytkowników i wytwórców energii. W Niemczech prawie połowa energii z OZE pochodzi z domowych elektrowni. Mikroelektrownie w Niemczech dysponują łączną mocą ok. 35 tys. MW - większą niż cała polska zawodowa energetyka!

Byłoby tanio, gdyby...

Paweł Szypulski zwraca uwagę, że gdyby rozwinąć na masową skalę sieć przydomowych elektrowni, wtedy zgodnie z prawami rynku takie instalacje byłyby względnie tanie (bo produkcja byłaby duża), dotacje ze strony państwa skromniejsze lub z czasem zerowe. - Jestem generalnie przeciwny dotacjom państwowym, bo one konserwują ceny - zaznacza Szypulski.

Instytut Energii Odnawialnej podaje, że w Polsce do 2030 r. realnie można postawić niemal 2 mln instalacji fotowoltaicznych i tyle samo cieplnych. - Takie urządzenia powinny być z czasem na kieszeń praktycznie każdego Polaka - mówi Szypulski.

Polskie Towarzystwo Fotowoltaiki podaje, że w 2016 r. było zainstalowanych ponad 17,5 tys. systemów fotowoltaicznych.

Włodzimierz Knap

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.