Adrenalina opadła. Teraz dominuje wdzięczność. W podziękowaniach za uratowane życie nie ma cienia przesady. W niedzielę, gdy ze wszystkich sił walczyli, by nie dać się odepchnąć od bramy lotniska, talibowie przy nich zastrzelili człowieka.
„Byliśmy u was, pamiętacie? Pomóżcie nam. Zabierzcie nas stąd! Wyciągnijcie nas z tego piekła”. Rozpaczliwe maile od afgańskich studentów zaczęły napływać w połowie sierpnia. Uniwersytet Opolski jest jedyną polską uczelnią współpracującą z kilkoma uczelniami w Afganistanie. W ramach programu Erasmus w latach 2016-2019 spędziło tu jeden semestr kilkunastu Afgańczyków.
- To młoda elita społeczna. Ludzie wykształceni, znający język angielski. Studiowali u nas na wydziale filologicznym, ekonomicznym, wydziale nauk społecznych. Chcieli poznać nasz świat, nasz system edukacji, by te wartości przeszczepić do swojej ojczyzny. To osoby zaangażowane także w działalność na rzecz praw człowieka, praw kobiet - mówi Halina Palmer-Piestrak, uczelniana koordynatorka Erasmusa na UO.
Z determinacją zabiegali o możliwość nauki w dalekiej Polsce nie tylko z młodzieńczej ciekawości świata. Nie chcieli uciekać z Afganistanu, ani po prostu tu pobyć i wrócić. Chcieli się nauczyć wszystkiego, co mogłoby uczynić lepszym życie w ich ojczyźnie.
- Ich celem był rozwój własnego kraju. Pamiętam te rozmowy, oni o tym wprost mówili. Kiedy talibowie opanowali większość kraju i weszli do Kabulu, nie mieli wyboru. Musieli uciekać, ale najpierw spalili wszystkie swoje książki w języku angielskim - mówi koordynatorka.
O wojnie, terrorze, represjach, o strachu i śmierci informowali też swego brata, pracującego od kilku lat na Uniwersytecie Opolskim, członkowie jego rodziny z Kabulu.
Media donosiły o wyludniających się ulicach. Burki zastąpiły europejskie stroje. Zamilkła muzyka, zamknęły się salony fryzjerskie. Z witryn zniknęły zdjęcia pięknych dziewczyn.
Pojawiły się informacje o brygadach talibów, sporządzających listy wszystkich współpracujących w jakikolwiek sposób z zachodnimi agendami, przede wszystkim niezależnych, wykształconych kobiet.
- Nasze studentki też mówiły o talibach idących od domu do domu i gromadzących dane, o narastającej atmosferze strachu o własny los - mówi dr Michał Wanke, koordynator Erasmusa na Wydziale Filologicznym UO.
- Nie mogliśmy ich zostawić bez pomocy. Nie mogliśmy pozostać obojętni. Czuliśmy taką zwykłą ludzką odpowiedzialność za ludzi, których poznaliśmy, ale też odpowiedzialność instytucji, którą reprezentujemy. Podjęliśmy walkę nie o ich lepsze życie. To była walka po prostu o życie. Musieliśmy zrobić wszystko, żeby im pomóc - podkreśla Halina Palmer-Piestrak.
Uniwersytet Opolski rozpoczął akcję pomocy, najpierw nagłaśniając sprawę, a potem uderzając do każdego, kto tylko był w jakikolwiek sposób decyzyjny.
„Zwracam się z apelem o udzielenie wszelkiego wsparcia w ewakuacji z Afganistanu członków rodziny naszego długoletniego pracownika. Ponad sześcioletnia służba w administracji programów wymian w Uniwersytecie Opolskim i praca przy projektach wymiany studenckiej z afgańskimi uczelniami, dzięki którym do Opola przyjechało studiować kilkanaścioro młodych ludzi, stawia osoby z jego najbliższego otoczenia w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Fundamentalistyczny reżim przejmujący przemocą władzę w Afganistanie zapewne wyciągnie konsekwencje wobec rodziny za ścisłe związki ze światem zachodu i aktywne działanie na rzecz edukacji, zwłaszcza kobiet, które stanowiły połowę grupy naszych studentów" - pisał w gorącym apelu prof. Marek Masnyk, rektor Uniwersytetu Opolskiego.
"Zwracam się także z prośbą o ewakuację z Afganistanu studentów, którzy studiowali przez semestr w UO. Są wśród nich kobiety, dla których ekspozycja na demokratyczne wartości Zachodu, w obliczu przejęcia władzy w Afganistanie przez talibów, stanowi teraz dla nich śmiertelne niebezpieczeństwo. Wśród sześciorga naszych studentów potrzebujących pomocy są aktywistki, współpracownicy i współpracowniczki demokratycznych organizacji pozarządowych, którzy właśnie ze względu na swoją aktywność w ojczyźnie zostali wyłonieni spośród setek kandydatów do stypendium w UO w latach 2016-2019.” - podkreślał rektor.
Poszły maile do Ministerstwa Spraw Zagranicznych i Ministerstwa Obrony, w działania włączyli się politycy, posłowie, ambasadorzy. Uruchomiono też prywatne kontakty. Celem było ewakuacja były studentów i rodziny Afgańczyka, pracownika biura międzynarodowego UO.
Choć nie było łatwo, poszło zadziwiająco szybko. Już następnego dnia 18-osobowa grupa była na oficjalnej liście ewakuacyjnej sporządzonej przez polskie władze. Z ambasady w New Delhi rozdzwoniły się do nich telefony, że następnego dnia mają być na lotnisku.
Najtrudniejsze należało do samych ewakuowanych - dostać się na lotnisko w Kabulu o wyznaczonym czasie. Przedrzeć przez tysiące tłoczących się ludzi, usiłujących wydostać się w Afganistanu, pokonać posterunki talibów, dotrzeć do właściwej bramy i udowodnić, że to właśnie ich należy przepuścić.
"Polscy żołnierze są rozmieszczeni obok bramy kontrolowanej przez Brytyjczyków. Dwie pozostałe bramy obstawione są przez amerykańskich żołnierzy. Lotnisko jest zmienione w obóz warowny, otoczone murem, strzeżone przez wojska sojusznicze. Wokół lotniska gromadzi się obecnie ok. 15 tys. zdesperowanych osób. W niedzielę pojawiły się informacje o możliwych zamachach w tłumie" - mówi informator Wirtualnej Polski.
Media informują o uprzątanych rano trupach zastrzelonych Afgańczyków. Jednego z nich zastrzelono przy "naszej" grupie. Brutalności talibów doświadczył jeden z braci pracownika UO. Został uderzony kolbą karabinu w twarz, potem do skroni przystawiono mu broń. Ta brutalna akcja skłoniła do wycofania się spod lotniska rodziców "naszego" Afgańczyka.
"Widziałem dramatyczne wymiany korespondencji między osobami, które były na "naszej" liście i chciały się ewakuować, a czekały na swoją kolej. Nasi Afgańczycy pisali do nas, że "wszyscy strzelają, zaraz nas tu zabiją, co mamy robić?". Człowiek był w takiej sytuacji bezradny. Co możemy zrobić, będąc na miejscu, w kraju? Można próbować uspokoić, pisać, żeby nie odchodzili od bramy, żeby tylko nie dali się przepchnąć. Trudno, żeby ludzie nie uciekali w panice, jak obok nich była strzelanina" – komentuje wydarzenia w Kabulu rozmówca Wirtualnej Polski.
Akcję ewakuowania "opolskich" Afgańczyków pracownicy UO koordynowali za pomocą WhatsAppa.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień