Trzeba łamać stereotypy, bawić się jedzeniem... [ROZMOWA]
18-letni maturzysta z Łodzi, który dotarł do trzyosobowego finału "Bake Off - Ale ciacho!", pierwszej edycji programu dla cukierników amatorów, opowiada o swoich cukierniczych marzeniach.
Znalazłeś się w finale programu „Bake Off - Ale ciacho!”. Dla 18-latka to duży sukces...
Byłem bardzo zaskoczony. Na początku nie wiedziałem, że dostanę się do drugiego etapu. Na castingi zgłosiłem się tylko po to, by się pokazać. Sprawdzić się, czy robię dobrze, idę we właściwym kierunku. A tu okazało się, że przeszedłem wstępne eliminacje, a potem znalazłem się w programie. Byłem przekonany, że odpadnę w pierwszym, drugim odcinku.
Początki były trudne?
Tak. Myślałem sobie: Co ja tu robię? W programie byłem ja, Natalia, która miała 16 lat, a resztę stanowili bardzo doświadczeni ludzie, mający 10-, 15-letnie doświadczenie w kuchni. Nigdy nie spodziewałem się, że zajdę tak wysoko i znajdę się w finale.
Jak to się stało, że Antek zaczął piec ciasta?
Nie pamiętam kiedy dokładnie się to stało. Ale gdy byłem mały, pomagałem mamie i babci. W naszym domu zresztą wszyscy lubią piec. Mój dziadek był piekarzem, więc może coś zostało w genach. Niestety, dziadek już nie żyje.
Pamiętasz swoje pierwsze ciasto?
Oj, pamiętam, pamiętam. Były to placki jagodowe. Okazały się strasznie twarde i nie nadawały się do jedzenia. Kiedy je przygotowałem, miałem 4-5 lat. Interesowałem się zawsze tym, co dzieje się w kuchni. Raz babcia piekła sernik na święta i w domu nie było akurat rodzynek. Postanowiłem ulepić je z plasteliny, po czym dodałem do ciasta... Potem wszyscy jedli sernik i pluli tą plasteliną.
A pierwsze ciasto, które ci wyszło...
Tata miał urodziny. Postanowiłem, że w prezencie upiekę mu ciasto, takie jakie lubi. Upiekłem mu więc czekoladowe ciasto, z wiśniami i bitą śmietaną. Byłem z siebie dumny. Ciasto nie dosyć, że wszystkim smakowało, to jeszcze ładnie wyglądało. Miałem wtedy z 15 lat.
Czego nauczyłeś się w „Bake Off - Ale ciacho!”?
Wielu rzeczy. Między innymi stałem się bardziej pewny siebie. Zrozumiałem, że nigdy nie można zrezygnować z marzeń, tylko o nie walczyć. Kiedy usłyszałem, że dostałem się do drugiego etapu i miałem szansę wziąć udział w programie, to spanikowałem. Chciałem zrezygnować. Dopiero, gdy wszystko przemyślałem, jakąś godzinę później, odpowiedziałem, że jednak przyjadę na nagranie.
W tym programie walczyliście o zwycięstwo, ale też sobie pomagaliście...
To nie była rywalizacja między nami. Każdy toczył boje ze sobą, ze słabościami. Staraliśmy się sobie pomagać, byliśmy życzliwi. Gdy pojechałem na nagrania, to się przeraziłem. Pomyślałem, że nie znam tych ludzi... A jak będą mało sympatyczni? Niepotrzebnie się bałem. Wszyscy okazali się cudowni. Źle nie wspominam żadnego z uczestników programu. Do dziś mamy ze sobą kontakt. Narodziły się między nami przyjaźnie.
Która z konkurencji była najtrudniejsza?
Dla mnie każda była trudna. Okazało się, że wszyscy moi koledzy z programu mają ogromną wiedzę, a ja uczyłem się z dnia na dzień. Pomyślałem: Antek, piąty odcinek to max, potem trzeba będzie się pożegnać. Ale poradziłem sobie, choć wszystkie konkurencje techniczne były dla mnie trudne. Najtrudniejsze chyba były makaroniki... Robiłem je wcześniej i wiedziałem, że mi nie wychodzą.
A nie miałeś problemu z ciastem drożdżowym?
Ciasto drożdżowe kocham! Wychodzi mi zawsze. Pieczenie chleba to już inna bajka. Nie piekłem go nigdy wcześniej, więc wyszedł, jak wyszedł. Gdyby żył mój dziadek, dostałbym od niego niezły wykład na temat chleba.
Jurorów i widzów zachwycałeś fantazją i odwagą. W finale upiekłeś tort z boczkiem...
Jeśli chodzi o cukiernictwo, to moim zdaniem nie ma granic. My te granice stawiamy sobie sami. A zabawa polega na tym, by sprawdzić, co się stanie, gdy je przekroczymy. Chciałem pokazać, że przekraczanie barier, poglądu, że boczek nie pasuje do ciasta, ma jednak sens. Uważam, że trzeba łamać stereo-typy, bawić się jedzeniem. Czasem z zaskakujących połączeń może wyjść coś dobrego.
Tort z boczkiem naprawdę smakował?
Smakował... Juror stwierdził, że był przekonany, że ten tort mi się nie uda. Na koniec uznał, że musi się jeszcze pewnych rzeczy nauczyć od młodszych. To było najmilsze, co usłyszałem w programie.
Teraz jesteś wysokim, szczupłym chłopakiem. Podobno nie zawsze tak było?
No tak. Ważyłem prawie 100 kilo. Schudłem w ostatniej klasie gimnazjum. Dużą zasługę ma tu mój pan od WF-u. Z nim założyłem się, że schudnę do wakacji 10 kilo. A jeśli wygram zakład, to dostanę na koniec roku piątkę. I schudłem 26 kg.
Jaki jest na co dzień Antek Rochala?
Jestem ambitny, uparty, dążę do celu. Teraz czas pomyśleć o utworzeniu własnej cukierni. Po maturze wybieram się w podróż po Polsce, chcę odbyć praktyki w kilku cukierniach. Wrócę i otworzę swoją cukiernię. A za dwa - trzy lata pójdę na studia. W Polsce nie ma takich szkół wyższych, ale są za granicą. Zastanawiam się, czy nie pojechać do takiej szkoły. Skończyć ją, a później wrócić do Łodzi, by uszczęśliwiać ludzi słodyczami. Na razie jednak czeka mnie matura.