Trudno o tęsknotę, jeśli przebywamy ze sobą cały czas, czyli o sztuce codziennej miłości w pandemii
- Codzienność zabija ciekawość. Trudno o tęsknotę, jeśli przebywamy ze sobą cały czas. Kiedy rzadziej się widzimy, mocniej tęsknimy - mówi prof. Barbara Józefik, psycholog i psychoterapeutka z Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie.
W czasie pandemii wiele małżeństw i par zaczęło spędzać ze sobą więcej czasu. To dla nich lepiej czy gorzej?
Wyraźnie dostrzegam negatywne aspekty. Jest to związane z narastaniem depresyjności, poczucia izolacji, lękiem przed przyszłością i takim, który dotyczy bieżącej perspektywy, ale też ogromną liczbą konfliktów, które w rodzinach się nasilają, zachowań przemocowych o różnym natężeniu i rodzajach. Oczywiście są też rodziny, w których przejście na pracę zdalną i naukę w domu, w dobrych warunkach, przy zapewnieniu stabilności finansowej i zwiększeniu ilości czasu spędzanego wspólnie może też mieć pozytywne skutki. Sporo osób prowadzących aktywne życie zawodowe wcześniej pracowało wiele godzin poza domem i czas spędzany z dziećmi, rodzinnie, był limitowany, wyznaczony przez rytm zadań.
Przeważają zyski czy straty?
Przeglądałam badania amerykańskie, z których wynikało, że o 40-50 proc. wzrosła liczba pobrań bezpłatnych formularzy dotyczących uruchomienia procedury separacji czy rozwodu. Może to stanowić sygnał kryzysu małżeńskiego czy kryzysu pary. Mówi się o tym, że o około 1/3 wzrosła liczba złożonych wniosków o rozwód czy separację. 30-procentowy wzrost wskaźnika rozwodów w stosunku do roku ubiegłego to bardzo dużo.
Kiedy przebywamy ze sobą ciągle, w dodatku z poczuciem lęku przed koronawirusem, niepewności jutra, bardziej zaczynają nam przeszkadzać rzeczy, nad którymi wcześniej przechodziliśmy do porządku dziennego. Czy w związkach, w których już były trudności, nastąpiła ich eskalacja?
Zależy, jakie to były trudności. Jeżeli obie strony cechowała duża impulsywność, trudność w opanowaniu emocji, to może im być znacznie trudniej w sytuacji konieczności dzielenia niewielkiej przestrzeni, zwłaszcza, że możliwości rozładowania emocji na zewnątrz są ograniczone. Kino z koleżanką, piwo z kolegą, swobodne robienie zakupów, odwiedziny u kogoś czy fitness - tych form było dużo, co ułatwiało nabranie dystansu. Czasami mówimy, że trzeba odczekać, żeby do jakiejś sprawy wrócić. Tymczasem jeżeli jesteśmy ze sobą na okrągło, nie mamy przestrzeni, trudniej nam zająć umysł inną sprawą. Czyjaś nieustająca obecność może być uciążliwa. Wiemy to z badań nad zwierzętami. Jeżeli zagęści się terytorium, narasta napięcie wśród ssaków, a nawet agresja między osobnikami, które są spokrewnione. Jesteśmy trochę terytorialni i dotyczy bardzo pierwotnych struktur. Chcemy mieć nasz własny dom, nasze własne miejsce, nasze własne biurko. I przestrzeń psychiczną. Nie chcemy być cały czas zniewoleni obecnością innych domowników. Lubimy być razem, blisko, ale chcemy mieć zależną od nas (a nie wymuszoną) możliwość oddalania się i przybliżania.
Czy trafiają do pani na terapię pary, dla których to zagęszczenie stanowi problem?
Oczywiście. Dodatkowo jest to spotęgowane tym, że często w tej niewielkiej przestrzeni mieszkania są jeszcze dzieci i ich nauka zdalna. Pojawiają się napięcia wynikające z konieczności znalezienia dla siebie miejsca do pracy i nauki. W warunkach domowych nie mamy na ogół możliwości całkowitego odizolowania się i wyłączenia. Nałożenie się przestrzeni domowej, prywatnej, która normalnie służy do odpoczynku z przestrzenią, w której trzeba pracować to ogromny trud i konieczność balansowania. Ciężko jednoznacznie stwierdzić, kiedy jesteśmy w pracy, a kiedy w domu. Nie wiemy, czy możemy swobodnie wejść do pokoju, przerwać rozmowę, słyszymy dźwięki, dzieci się kłócą, ktoś trzaska drzwiami. Ten nadmiar i intensywność bodźców mogą stanowić problem.
Jak znaleźć swoją przestrzeń na 40 mkw?
Dobrze jest otwarcie przyznać, że jesteśmy napięci, wszystko nas irytuje i spróbować się zastanowić, jak to zmienić. Pomaga też myślenie o tym, że taka sytuacja nie dotyczy tylko naszej rodziny, że w jakiejś mierze wszyscy i na różne sposoby tego doświadczamy. Idealnie jest wtedy, kiedy można dla siebie wygospodarować gabinet albo chociaż kawałek pokoju. Jeśli nie mamy takiej przestrzeni na stałe tylko dla siebie, ważna jest samodyscyplina i rozmową z rodziną. Kiedy domownicy wiedzą, że mama czy tata pracują np. w kuchni albo w salonie, to w końcu też się nauczą, czym jest home office. Trzeba się też postarać wyeliminować to, co nas rozprasza. Nie ma nastawiania pralki, gotowania zupy albo szybkich porządków. Tutaj nie ma kompromisów, że skoro pracuję w domu, to coś w tym domu zrobię. Inaczej praca będzie trwała od rana do wieczora. I kolejna ważna rzecz: dobrze jest, żeby ktoś przejął odpowiedzialność za organizację życia, ponieważ silne przywództwo pomaga. Musi być ten, kto powie: o tej porze zjemy obiad, a teraz jest czas bycia razem czy indywidualnego odpoczynku. Zawsze jest łatwiej, gdy towarzyszy nam poczucie humoru pozwalające na dystans i rozładowujące napięcia. Ważne są również drobne, miłe gesty: krótkie przytulenie, czułe spojrzenie, znaki potwierdzające więź, które powodują, że napięcie opada i zmienia się nastrój.
Łapię się na tym, że u podłoża irytacji z powodu rozrzuconych skarpetek męża leżą moje emocje. Jestem w napięciu, mam obawy dotyczące zdrowia, pracy itp. Nie jest mi łatwo dać sobie przyzwolenie na to, że mogę być zmęczona, bezradna, znużona. Co zrobić, aby nie obwiniać innych o to, co dzieje się we mnie?
Nie wiem, czy można tego uniknąć. Niepokoimy się o zdrowie swoje i najbliższych, martwimy się o pracę, stabilność, ekonomię, edukację, środowisko. Nie wiemy, jak długo to będzie trwało. Powodów do trosk jest wiele. Istotne, że to są zjawiska, na które bezpośrednio nie mamy wpływu i doświadczamy bezradności. Znacznie łatwiej jest się zdenerwować na leżące skarpetki, bo na to mamy wpływ. Przemieszczanie złości może się zdarzyć. Pytanie tylko, co dalej z tym zrobimy, czy uznamy, że nasz partner jest do niczego, czy pomyślimy, że wszyscy jesteśmy wyczerpani tą sytuacją. Kiedy nie mamy poczucia wpływu na rzeczywistość, może to być dla nas bardzo trudne.
A jeśli się poddajemy? Machamy ręką i stwierdzamy, że nam wszystko jedno i nie chcemy walczyć o związek?
Bieg życia sprawia, że cały czas musimy coś robić. I być może w sprawach miłosnych nie chcemy pracować, tylko dostać coś za darmo i łatwo. Konieczność pracy nad związkiem trochę obala mit romantycznego uczucia, dlatego milej nam pozostawać w myśleniu, że jeśli tutaj się nie uda, być może nowy związek będzie lepszy. Osoby w długoletnich związkach zwykle mają duże umiejętności w budowaniu relacji. To, co robią, jest pracą nad związkiem, chociaż pewnie nie nazywają tego w ten sposób. Ustępują, mają poczucie humoru, nie przywiązują wagi do tego, co się nie udało, cieszą się tym, co się udaje, potrafią negocjować, są elastyczne. Postronnym wydaje się, że tam nie ma pracy, że taki związek jest dobry sam z siebie. Natomiast jeżeli nie mamy takich umiejętności z racji różnych uwarunkowań rodzinnych, jeżeli nasi rodzice byli skonfliktowani, mamy trudne doświadczenia, wówczas budowanie związku może stanowić wyzwanie. I może się wydawać, że skoro wokół tyle trudów, a jeszcze musimy pracować nad relacjami, to już za dużo. Obecnie musimy się mierzyć z zupełnie nowymi wyzwaniami i adaptować do wielu nowych sytuacji. A najłatwiej przychodzi wyładowanie frustracji i złości na najbliższych.
Czy w tych lękowych czasach częściej dochodzi do zdrady?
Statystyki mówią, że o 25 proc. wzrosła liczba osób poszukujących przez portale internetowe różnych relacji, także seksualnych, ale również służących nawiązaniu kontaktu, przyjaźni. Niektórzy szukają bliskości, ponieważ przebywają sami w domu. To single, którzy odnajdywali się, pracując, prowadząc życie towarzyskie mocno w tej chwili zlimitowane, więc czują potrzebę, aby je zintensyfikować. Czasem są to osoby, które poszukują przygody erotycznej, flirtu jako sposobu rozładowania napięcia czy monotonii. Inni korzystają z pornografii, by urozmaicić swoje życie seksualne. Codzienność zabija ciekawość. Trudno o tęsknotę, jeśli przebywamy ze sobą cały czas. Kiedy rzadziej się widzimy, mocniej tęsknimy. Ważne jest więc zadbanie o to, by być trochę oddzielnie, czy też nie być nieustająco dostępnym. Ma to głęboki sens dla pary, jej ciekawości erotycznej czy seksualnej.
Czy nie jest też trochę tak, że zrobiliśmy się leniwi? Mniej dbamy o siebie? Trudno być atrakcyjną dla partnera w dresie i rozdeptanych kapciach.
Anegdoty o rozdeptanych kapciach, rozciągniętych dresach i tłustych włosach, choć przerysowane, dotyczą obydwu płci. Codzienne małe „grzeszki” powtarzane systematycznie, potrafią zepsuć najlepszą relację. I nie chodzi tylko o wygląd, ale na przykład o mrukliwość, brak czułości, krytycyzm, brak myślenia o drugiej osobie. Spadek atrakcyjności partnera to delikatny temat, a omawianie go jest tym trudniejsze, że często nie oddzielamy pożądania wynikającego z wyglądu od zwykłego docenienia. To nie są te same sprawy. Mężczyzna może doceniać kobietę za jej trud, wysiłek, za to, że dużo pracuje. Ale nie oznacza to, że będzie miał ochotę na bliskość, jeśli ona chodzi w poplamionych ubraniach. W drugą stronę działa to dokładnie tak samo. Jeżeli on będzie zaniedbany, to choćby super wypełniał swoje obowiązki, nie będzie atrakcyjny seksualnie.
Zgadza się pani z podejściem, że żeby doszło do zmiany w relacji, trzeba zacząć zmianę od siebie?
Związek tworzą dwie osoby i na to, co się dzieje między nimi, obie strony mają wpływ. Oczywiście, może się zdarzyć, że zmiana jednej może być znacząca, ale nie musi. To skomplikowane i zależy od zaangażowania, od realizacji potrzeb. Może być tak, że komuś aktualna sytuacja nie przeszkadza i tylko jedna strona ma potrzebę zmiany, większej intensywności. Wtedy, nawet jeśli podejmie wysiłek, druga strona na to nie zareaguje. Takie zachowanie tylko pogłębi rozczarowanie i złość: ja się staram, zabiegam, a ty tego nie dostrzegasz, dla ciebie to nie ma znaczenia. Ale może być tak, że nasza zmiana uruchomi partnera. Dobrze porozmawiać, czy dana sytuacja stanowi problem tylko dla jednej strony czy dla obu. Jeżeli oboje czujemy, że coś idzie w złą stronę, robi się nudno i nieciekawie, to warto o tym rozmawiać. Nie chodzi o powiedzenie, że ty jesteś nudna czy nudny, ale o zastanowienie się, co zrobić, aby w związku było żywiej, bardziej dynamicznie.
A kiedy pojawia się zimne milczenie i obojętność?
Brak reakcji nie musi oznaczać, że w związku nie ma uczuć, ale że jest jakiś rodzaj skrzywdzenia czy zranienia, obrażenie się czy chęć ukarania. Niekiedy dużego wysiłku wymaga rozkodowanie, co oznaczają dane zachowania i jakich uczuć doświadczają osoby, które je przejawiają. Tych uczuć może być całe mnóstwo: ktoś może mieć poczucie, że nie jest ważny dla partnera albo czuje się lekceważony i wówczas się wycofuje. Albo czuje się poniżany, chociaż nie jest to niczyją intencją. Kluczowe jest, czy wkładamy wysiłek w rozumienie intencji drugiej osoby. Mówiąc w uproszczeniu - często dość dosłownie oceniamy zachowanie. Gdy ktoś czegoś nie robi, to według nas znaczy, że nie chce zrobić, nie liczy się z tym, że prosiliśmy. Tymczasem mogą być różne motywacje. Próba wejścia w skórę tej drugiej osoby, zrozumienia jej uczuć - bardzo pomaga. Jeśli natomiast jesteśmy w takim punkcie, w którym nie osiągamy porozumienia, warto poszukać kogoś, kto nam pomoże, zgłosić się na terapię - zanim dojdziemy do ściany. Terapeuta jest „tłumaczem”, który może rozkodować to, co mówi jedna osoba. Jeżeli bardzo się zranimy, samodzielnie trudno odbudować związek.
Nad czym, zwłaszcza podczas izolacji wymuszonej przez pandemię, musimy popracować jako para, żeby nasza relacja była bardziej satysfakcjonująca?
Pary, które mają rytuały bliskości, radzą sobie z tym kryzysem znacznie lepiej. Lubią słuchać tej samej muzyki czy wspólnie robić kolacje, ale też umieją być ze sobą w sposób bezkolizyjny i nie przeżywają oddzielenia jako braku zainteresowania. Umiejętność posiadania nawet krótkich, ale wspólnych momentów wydaje się bardzo ważna. Niektóre pary pracują oddzielnie, przy swoich biurkach, ale razem przygotowują obiad i wspólnie go jedzą, a wieczorem lubią coś obejrzeć albo przeglądają prasę i dyskutują. Warto znaleźć taki rytm, który pozwoli z jednej strony mieć odrębność i osobną przestrzeń dla siebie w tym samym mieszkaniu, a z drugiej strony mieć stałe punkty bycia razem. To scala. Kiedy są dzieci, pojawia się znacznie więcej wyzwań, ale też warto znaleźć czas, gdy jest mniej obowiązków i można skupić się na tym, co buduje bliskość w relacji.
Nikt nie jest stworzony do tego, by być z drugą osobą 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, z poczuciem, że nie wiadomo, kiedy to się skończy...
Ważne, żeby partnerzy wiedzieli, jaki punkt zapalny może spowodować awanturę. Nie naciskanie tych punktów, unikanie prowokacji - to bardzo ważne elementy relacji. Istotne jest także sprawianie sobie przyjemności. Nie chodzi o jakieś wyrafinowane sprawy, to może być zaparzenie kawy. Miłe, drobne gesty świadczące o tym, że myślimy o sobie.
Nawet jeśli druga osoba tego nie zauważy?
I tak warto, nawet jeżeli nie doczekamy się wdzięczności. Pary, które mówią, że tworzą udany związek, nie przestrzegają reguły wzajemności rozumianej coś za coś, ja ci coś daję, ty też musisz natychmiast coś dać. To związki, których wkład się wyrównuje, ale w różnych obszarach i różnym czasie. Ważne, by mieć w dłuższej perspektywie poczucie zrównoważonego bilansu.
A kiedy kobieta ma poczucie, że to ona robi wszystko: gotuje, pierze, sprząta i zajmuje się dziećmi, podczas gdy mężczyzna ma tylko swoją pracę?
Historia patriarchatu jest długa. Odwiecznym zadaniem mężczyzny było dostarczanie pieniędzy na utrzymanie rodziny, a kobieta była odpowiedzialna za to, co się dzieje w domu - a tego jest bardzo dużo. Dzisiaj kobiety pracują i muszą prowadzić dom. Przejście od kultury patriarchalnej do tego, żeby bardziej partnersko dzielić obowiązki domowe to długi proces, który nie zachodzi bez negocjacji, rozmów, różnych zaproszeń, a czasami awantur. To nie jest łatwe. Jednak obserwuję młodszych kolegów i koleżanki, którzy starają się bardzo partnersko układać sobie związki. Razem opiekują się dziećmi, piorą, gotują.
Rodzina często przegrywała z zaangażowaniem zawodowym, szkołą, samorozwojem i konsumpcją. Czy ten czas pozwoli nam na nowo odkryć jej wartość?
Poczucie zagrożenia wielu osobom uświadomiło podstawowe wartości: troski, bliskości, serdeczności, opieki. Ale też pozorność bezpieczeństwa, pozorność walki o sukces zewnętrzny. Warto się zatrzymać.