Tomasz Gollob: Polonia? To byłaby ładna klamra [wideo, zdjęcia]

Czytaj dalej
Magdalena Zimna

Tomasz Gollob: Polonia? To byłaby ładna klamra [wideo, zdjęcia]

Magdalena Zimna

Chciałem budować wielkie rzeczy i to mi się w życiu udało. Kiedy patrzę na młodszych kolegów walczących w narodowych barwach, to myślę sobie: ja już to wszystko osiągnąłem - mówi Tomasz Gollob.

Wyjedzie pan na tor w Warszawie w narodowych barwach?
Niech jadą młodzi. Ja na Stadionie Narodowym pojawię się w roli kibica. Podczas sobotniej Grand Prix będę dopingował Polaków, w niedzielę ściskał kciuki za reprezentację.

Szkoda, w ostatnim meczu ligowym w Grudziądzu pokazał pan takie akcje... To był ten "stary, dobry" Gollob.
Stary? To pojęcie względne! (śmiech). Te zawody rzeczywiście wyszły dobrze, poprzednie w Grudziądzu także. Tak byłoby częściej, gdyby nie kontuzja kręgosłupa. Zresztą, ja tyle już pokazałem na torze, że ostatnie występy nic nie zmienią. Z kadry zrezygnowałem i tego się trzymam. Teraz jest czas młodych, niech pokażą, co potrafią.

Jest pan zadowolony z tego, co zostawia za sobą?
Zawsze chciałem budować wielkie rzeczy i to mi się udało. Przez ponad dwadzieścia lat jazda w narodowych barwach sprawiała mi ogromną przyjemność, aż doszedłem do wniosku, że czas na młodszych. Jest duża grupa utalentowanych zawodników, począwszy od Zmarzlika, a skończywszy na młodym Drabiku. To są chłopcy na początku zawodowej drogi. Mają po osiemnaście, dwadzieścia lat, a przed nimi tyle samo lat jeżdżenia na żużlu. Wskazywać teraz palcem, kto będzie mistrzem świata? To za wcześnie. Mam nadzieję, że za dwadzieścia lat, gdy się spotkamy w tym samym miejscu, będziemy mieli o czym porozmawiać i co wspominać z tych czasów, gdy oni będą walczyć w narodowych barwach.


Dlaczego Tomasz Gollob nie jeździ w Bydgoszczy?

Mają łatwiej? Pana występy przypadły na czas wielkich mistrzów...
Gdy przypominam sobie te najbardziej intensywne lata, to były turnieje, w których w co drugim biegu pod taśmą stawało ze mną trzech mistrzów świata. Poziom był bardzo wysoki. Miałem pecha, bo było bardzo trudno, ale i wielkie szczęście, że mogłem startować z takimi osobowościami. Żeby wspomnieć tylko Hansa Nielsena, Tony Rickardssona, Jasona Crumpa, Leigh Adamsa i innych tworzących tą elitę. Dla wielu znakomitych żużlowców nie starczało wtedy miejsc na podium. Dziś z tej grupy zostali Greg Hancock, Nicki Pedersen, pozostałe miejsca zajęli zupełnie inni zawodnicy. Czy im łatwiej? Nie wiem, czy to odpowiednie słowo. Na pewno jest inaczej.

Żużel się zmienił?
Poszedł z stronę złą, stał się Formułą 1. Poszliśmy w stronę osiągów silnika, generując przy tym ogromne koszty. Nie ma nic złego w rozwoju technologii, ale to zawodnicy powinni decydować o zwycięstwach, a nie sprzęt.

Więc z trybun Stadionu Narodowego nie będzie pan spoglądał na tor z zazdrością?
Jeżdżę już prawie czterdzieści lat na motocyklu, z tego zawodowo trzydzieści. Teraz mogę patrzeć na tych chłopaków i z satysfakcją myśleć - ja już to wszystko zrobiłem. Jestem spełnionym sportowcem, w stu procentach.

A obok pana usiądą inni, wielcy mistrzowie polskiego sportu.
Przez całe życie kibicowałem Polakom, którzy walczyli na igrzyskach, mistrzostwach Europy i świata. Zawsze życzyłem im dobrego wyniku. Teraz spotkamy się w jednym miejscu i będziemy oglądać zawodników, przed którymi cała kariera. To przyjemne uczucie.

Pan w takich doniosłych momentach jeszcze się wzrusza?
Prawdziwy sportowiec potrafi płakać, też jest przecież człowiekiem, ma uczucia.

Zdarzało się płakać po porażkach?
Wielokrotnie gdy przegrywałem ważne wyścigi, duże turnieje, po których odjeżdżały tytuły mistrza świata; tak jak w roku 1999 czy 2000. To były smutne momenty. Zwycięstwo ma wielu ojców, a porażka jest sierotą. Wtedy człowiek zostaje sam ze sobą. Łez trochę więc było, ale zawsze pracowałem, żeby porażki szybko przykryć pięknym sukcesem.

A w trudnych momentach miał pan myśli, żeby dać sobie spokój?
Zawsze wierzę i walczę do końca. W latach 90-tych powiedziałem, że będę jeździł tak długo, aż zostanę mistrzem świata i to uczyniłem, choć trwało to długo. Łatwo się nie poddaję.

1999 rok - poważny wypadek na torze, 2000 - wypadek samochodowy. Przeżył pan wszystko, z katastrofą samolotu włącznie. Większość dawno by zrezygnowała.
To kwestia charakteru, jest też w tym ręka mojego ojca. Gdy byliśmy mali, on nas kierował, uczył. To była twarda szkoła, jedna z trudniejszych. Dzisiaj takich, mam wrażenie, już nie ma; jest internet i elektroniczne zabawki. A ja jestem z tej starej szkoły, w której trzeba było wykonać ciężką pracę i to dawało efekty. Jestem spod znaku barana, strasznie uparty. No, trzeba mieć charakter. Fakt, los rzucał mi kłody pod nogi, ale można spojrzeć na to i tak, że opatrzność czuwała nade mną. Bo koniec końców, ze wszystkich trudnych sytuacji umiałem wyjść cało.


Tomasz Gollob o jeździe w Polonii Bydgoszcz.

Gdyby miał pan spędzić resztę życia na bezludnej wyspie, a ze sobą zabrać film z wybraną akcją na torze, co by to było?
Nie chciałbym być na bezludnej wyspie - za nudno. Nie lubię też siebie oglądać, wracać do tego, co już było. Gdybym miał jednak wybrać - to wyścig z Jimmym Nilsenem z Grand Prix we Wrocławiu w 1999 roku, kiedy w ostatnim łuku odbiłem się od bandy, i niemożliwym atakiem wyjechałem na metę na pierwszym miejscu. Pewnie jeszcze wiele innych rzeczy warto by było obejrzeć, bo jest tego... mnóstwo.

No i złoto z 2010 roku! Gdyby się wtedy nie udało...
Nie umiem powiedzieć, co by było, gdyby. Wiem, że przez ładnych parę lat ciężko pracowałem każdego dnia z wiarą w to, że zdobędę złoty medal. Udało się. I to był efekt pracy wykonywanej przez lata, systematycznie, konsekwentnie, każdego dnia, miesiąca.

Dla tego złota poświecił pan sporo czasu, zdrowia. Ile pieniędzy?
Myślę, że byłoby to kilkadziesiąt milionów.

Pan jest nie tylko człowiekiem żużla, ale sportu w ogóle.
Przez kontuzję kręgosłupa, na razie nie mogę robić wszystkiego, np. grać w piłkę, ale często jeżdżę na crossie, lubię być aktywny. Sport jest całym moim życiem, wciąż sprawia mi radość. Nie trzeba mniej do niego zmuszać, a nawet namawiać.

Tomasz Gollob
Tomasz Gollob, ikona polskiego żużla.
Tomasz Gollob, ikona polskiego żużla.
Ma 45 lat, 1 tytuł indywidualnego mistrza świata, 6 złotych medali w drużynie. Do tego 8 tytułów najlepszego żużlowca Polski, 7 wywalczonych drużynowo, 11 razy w zawodach par i... i tak można by wyliczać jeszcze długo, bo Tomasz Gollob to najbardziej utytułowany polski żużlowiec. Trudno zliczyć też liczbę miłośników jego talentu, bo przez lata - swoimi akcjami na torach - zdążył podbić serca kibiców nie tylko w swojej rodzinnej Bydgoszczy, ale w całym kraju.
Na koncie ma również tytuł najlepszego sportowca Polski, tytuł Osobowości Roku FIM i państwowe odznaczenia.
W ubiegłym roku w Warszawie pożegnał się z cyklem Grand Prix, teraz oficjalnie zakończy przygodę z narodową kadrą. Na sportową emeryturę się jednak jeszcze nie wybiera, ma zamiar pojeździć na żużlu jeszcze kilka lat. A potem? Potem na pewno nie będzie odpoczywał. Pomysłów ma pewnie nie mniej niż sportowych trofeów.

W sobotę w Warszawie będzie pan więc pewnie podpytywał Rafała Sonika o Dakar?
Rozmawialiśmy już na te tematy. Wszystko jest do zrobienia, tylko trzeba do tego podejść mądrze. Rafał jest tego przykładem, bo pokonać tysiące kilometrów na pustyni i zwyciężyć, przede wszystkim z samym sobą, to wielka sprawa. Ja zawsze mówiłem, że Dakar, to coś, czego chciałbym spróbować. Jakiś czas temu byłem zresztą z Rafałem w Abu Dhabi. Mogłem tam potrenować, pojeździć po wydmach. Zobaczyć, o co w tym chodzi. No, nie jest to łatwe. Nie bez powodu mówi się o piekle Dakaru... Jeśli miałbym startować, to samochodem. Żeby jechać motocyklem musiałbym być bardziej zbudowany, mieć więcej siły fizycznej.

A rola trenera żużlowej kadry byłaby dla pana interesującym wyzwaniem? Marek Cieślak zapowiada rychłe rozstanie z tą posadą.
Już miałem propozycję, ale na razie nie ma o czym mówić. Ja jestem zawodnikiem, inni są trenerami, menedżerami i niech tak zostanie. Jak przyjdzie mój czas, będę się zastanawiał i podejmował decyzje.
Skoro rozmawiamy o przyszłości, musi pojawić się pytanie o koniec żużlowej kariery.
Nie mam już dwudziestu lat, ale realnie patrząc, do pięćdziesiątki mogę pojeździć. I wtedy zastanawiać się, co dalej. A to, że mam kontuzję kręgosłupa? Wielu zawodników się z tym zmaga, w żużlu to niestety rzecz naturalna. Jeśli będzie mi dane, kilka lat jeszcze pojeżdżę.


Tomasz Gollob kończy reprezentacyjną karierę

A jak przyjdzie ten moment, może spotkamy się w boksie numer 1 na stadionie Polonii?
Boks numer 1... szesnaście lat pięknej historii. Stadion, na którym działy się wielkie rzeczy. Kibice żyją nimi do dziś. Gdy mnie spotykają na ulicy, zawsze zadają mi to samo pytanie: kiedy wrócę do Polonii.

Władysław Gollob jest optymistą w tej sprawie...
(śmiech) Nie chcę tego komentować. Czy tak kiedyś będzie? Zobaczymy. Na pewno byłaby to ładna klamra, ale jest wiele rzeczy do naprawienia. W Polonii jest ojciec, jest Jacek, Oskar. Życzę im, żeby konsekwentnie realizowali plan, żeby Bydgoszcz wstała z kolan na nogi, żeby to wszystko fajnie się kręciło. Czemu nie ma tam mnie? To jest dobre pytanie do ludzi, którzy kierowali tym miastem przez ostatnich piętnaście lat. Oni wiedzą, co zostało źle zrobione. Jak można było dopuścić do tego, by zawodnik, który tu się wychował, który jeździł tyle lat dla tego miasta i wygrywał największe imprezy, musiał odejść. Jeżdżę dla tych, którzy chcą i cieszą się z mojej obecności, jak Tarnów, Gorzów, Toruń, Grudziądz.

Były już książki, ale pana życie to dobry scenariusz na film.
Myślę, że taki film niedługo powstanie. Dokument, pokazujący w rzeczywistości, jak przeżywałem wszystko, po kolei od momentu, kiedy zacząłem jeździć na motocyklach, poprzez funkcjonowanie w Bydgoszczy, rozwijanie się, odejście z Polonii, problemy, które mnie spotykały i ludzi, którzy mi je stwarzali. Po to chyba, abym nie zdobył tytułu mistrza świata. I jak ten ich plan legł w gruzach gdy zdobyłem złoto.

Wspominany wyścigi z udziałem "Chudego".







Magdalena Zimna

W "Pomorskiej" pracuję już ładnych kilkanaście lat, od początku w dziale sportowym. Najpierw w roli początkującego reportera, potem dziennikarza i wydawcy. Teraz kieruję pracą działu.


Nadal chętnie piszę - o sporcie w regionie, kraju, czasem i na świecie. O tym co dzieje się w halach, na boiskach, stadionach, a czasem również wokół nich. Najwięcej - o wydarzeniach z żużlowych torów, zwłaszcza bydgoskiej Polonii. Z ciekawością przyglądam się jednak również innym klubom i dyscyplinom.


Przy tym wszystkim staram się łączyć "starą szkołę" z wyzwaniami, jakie niesie za sobą współczesne dziennikarstwo.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.