To nie szkoła szydełkowania. Mamy z Prokocimia też grają w piłkę!
To wyjątkowa drużyna. Przy Klubie Sportowym Prokocim działa zespół piłkarski złożony z mam trenujących tam zawodników. Panie, które nigdy wcześniej nie miały do czynienia z futbolem, skrzyknęły się, zorganizowały sobie trenera, regularnie ćwiczą i podnoszą swoje umiejętności.
Bo mężowie nie chcieli podawać...
Skąd pomysł na takie przedsięwzięcie? Pomogła atmosfera panująca w Prokocimiu. Tam regularnie odbywają się „rodzinne” mecze, w których udział biorą zawodnicy oraz ich mamy i ojcowie. Jak mówi Małgorzata Kalemba-Drożdż, inicjatorka powstania maminej drużyny, impulsem było takie spotkanie na zakończenie sezonu piłkarskiego w KS Prokocim trzy lata temu.
- Grało wtedy bardzo dużo rodziców, w którymś momencie na boisku zostały same mamy - wspomina. - Gra fajnie wyglądała, była uporządkowana, nie miałyśmy takich porywów ambicji jak tatusiowie. Wróciły wspomnienia, jak to w czasach licealnych dziewczyny grały razem w dyscyplinach zespołowych. Zaczęłam się zastanawiać, co się z tymi aktywnymi dziewczynami przez ten czas stało? Może by spróbować założyć drużynę tylko dla mam? Wspólną grę zaczęłyśmy dwa lata temu, było nas za mało na dwie drużyny, więc grałyśmy z naszymi dziećmi. Przez pandemię trochę to wszystko zostało przyhamowane, ale nie odpuściłyśmy.
W tym wszystkim był też wątek ambicjonalny... - Składy na naszych rodzinnych meczach dobieraliśmy tak, aby były wyrównane. W efekcie tatusiowie praktycznie grali tylko z dziećmi, nas pomijali, nie podawali nam piłki. To było bez sensu. My stałyśmy albo tylko biegałyśmy między nimi i patrzyłyśmy, jak oni grają.
Nawet zrobiłam mężowi o to awanturę. Pytałam, dlaczego mi nie podaje, odpowiedział, że przecież byłoby to zmarnowane podanie, bo i tak nie przyjmę piłki. Więc najpierw muszę trochę pograć, nauczyć się, żebym była partnerem na boisku. Odgryzłam się pytaniem, jak mam się nauczyć, skoro nikt mi nie podaje? Dlatego od tamtej pory zaczęłyśmy grać tylko w żeńskim składzie.
Nie tylko kopanie piłki. Taktyka jest ważna
Wspólne zajęcia „tylko dla mam” w Prokocimiu są od ponad roku. Panie początkowo trenowały same - oglądały filmy w internecie, podpatrywały innych. Pomagały dzieci, które podpowiadały, jak podawać, jak przyjmować piłkę, jak ułożyć nogę przy strzale. Mamy nie zniechęciły się poziomem wyzwania, teraz w zespole jest ich już 14. W ostatnich tygodniach pojawiły się nowe, chcące spróbować swoich sił.
- Te kilka pierwszych wspólnych spotkań w wyłącznie żeńskim składzie pokazało nam, że musimy się nauczyć same przyjmować piłkę, rozegrać ją. Widzę progres. Lepiej rozgrywamy akcje, nie boimy się. Rzeczywiście zaczęłyśmy się robić postępy, które wymusiła na nas konieczność samodzielnego rozegrania akcji. Ania i Ola grają na obronie, potrafią odebrać piłkę nawet tatusiom. Ja na środku. W ataku grają Sylwia i Katarzyna, które potrafią jednym podaniem przenieść akcję na drugą stronę boiska - mówi Kalemba-Drożdż - Poza tym poprawiłyśmy siłę mięśni i wydolność oddechową.
Od tej jesieni projekt jest „sformalizowany”, grupą zawodniczek opiekuje się profesjonalny trener - Szymon Górni, który w Prokocimiu pracuje także z orlikami.
- Wzięłyśmy go na litość - śmieje się Kalemba-Drożdż. - Próbowałam go namówić już dwa lata temu. Powiedział, że nie może sobie na to pozwolić, bo jak coś nie wyjdzie, to w klubie będą złe relacje. Teraz trener ponownie objął grupę, w której są nasze dzieci, więc temat wrócił. Tym razem powiedziałyśmy, że złe relacje będą, jeśli się nie zgodzi.
Dodaje: - Umówiliśmy się na cztery testowe treningi. Trener szybko się przekonał, że poważnie je traktujemy, choć cały czas jest nam wesoło. Staramy się, chcemy się czegoś nauczyć. Myślę, że przez te kilka tygodni pracy z nim zrobiłyśmy duży postęp. Inni trenerzy może się z niego podśmiechiwali, ale gdy zobaczyli, że nie odstawiamy „szkoły szydełkowania”, to pewnie mu teraz zazdroszczą.
Panie uczą się nie tylko poprawnego kopania piłki, ale i elementów futbolu, jakie są w profesjonalnym szkoleniu - np. gra zespołowa, taktyka. - Nauczyłyśmy się pilnować swoich ról na boisku. Nie jest tak, że wszystkie biegniemy na „hurra” do przodu, albo jak muchy obsiadamy tego rywala, który ma piłkę. Widać, że już nie tracimy tak łatwo piłki, strzały są pewniejsze. Jak się skupię, to jakaś sztuczka techniczna na treningu mi wyjdzie - mówi Kalemba-Drożdż.
Mamy grają dla przyjemności
Piłkarskie mamy pochodzą z różnych środowisk, na przykład Kalemba-Drożdż to doktor biochemii, wykładowca akademicki. Poznały się bliżej, bo w jednym zespole Prokocimia trenowały ich, obecnie 10-letnie, dzieci. Drużyna to więc panie przynajmniej 30+, najstarsze 40+. Zapału i samozaparcia nie brakuje, bo przecież trzeba w gąszczu obowiązków zawodowych i domowych znaleźć czas i motywację, aby jeszcze pójść na trening. Panie ćwiczą na orliku na Prokocimiu, w zimie korzystają z krytego obiektu tamtejszego klubu sportowego (teraz zajęcia odbywają się w soboty).
- Nie znałyśmy się wcześniej. Niektóre zawodniczki naszej drużyny są z sąsiednich osiedli. Było nas osiem, teraz jest czternaście. Pewnie, że jest problem, aby zgrać tak dużą grupę o jednej porze, bo mamy też inne obowiązki, ale staramy się. Trening jest po zajęciach naszych dzieci, trener już jest na miejscu - mówi pani Małgorzata.
- Po co nam to? Lubimy grać w piłkę, a przez podnoszenie umiejętności można czerpać z tego więcej satysfakcji. My nie wprowadzamy „niezdrowej” rywalizacji, gramy dla samej przyjemności. Dla nas ważna jest atmosfera, bardzo o nią dbamy. Na meczach jest zawsze dużo śmiechu i żartów. Bijemy brawo i przybijamy piątki drużynie przeciwnej, jak strzelą pięknego gola, bo naszym celem jest coraz lepsza jakość gry, a niekoniecznie wynik.
Jak przyznaje, panowie już się chyba przyzwyczaili do nowego hobby żon. A futbol - i rodzinne mecze - okazał się kolejnym przyczynkiem do wspólnego spędzania czasu.
- Te weekendowe mecze na stałe wpisały się w nasz harmonogram, nie wyobrażamy sobie tygodnia bez nich. Każdy na to czeka. Dzieci są zachwycone, uwielbiają z nami grać. Mężowie i dzieci nas wspierają - mówi.
Z mężami nie wygrają, z dziećmi - może się udać
Choć wspólne treningi pań zaczęto także dlatego, by pokazać panom, że one też potrafią grać w piłkę, to chęci udowadniania swojej wyższości na boisku nie ma. W drużynie mam doskonale zdają sobie sprawę z ograniczeń, które uniemożliwiają równorzędną walkę.
- Nie mamy takiego pomysłu, nigdy z nimi nie wygramy. Mężczyzna o wzroście 190 cm kontra kobieta 155 cm - już długość kroku robi różnicę. Nie mówiąc, o tym, że zderzenie z dwa razy cięższą osobą mogłoby być dla nas przykre. Ponadto przecież niemal każdy dorosły mężczyzna ma 30 lat doświadczenia z gry w piłkę. My zaczęłyśmy niedawno, mamy 25 lat do nadrobienia. Nawet z drużynami nastolatek nie miałybyśmy szans, pewnie „zajeździłyby” nas kondycyjnie - żartuje Kalemba-Drożdż. - Wiemy, że z naszymi dziećmi będzie coraz trudniej grać, bo one szybciej się rozwijają, także fizycznie, niż my się uczymy. Ale ciągle możemy podnosić nasze umiejętności indywidualne.
Zaznacza: - Piłkarsko jesteśmy na poziomie naszych 10-letnich dzieci, które grają w drużynie orlików. Raz czy dwa udało się nam wygrać z żakami, a czasami udaje się nie przegrać. Dla nas sam wynik nie jest najważniejszy. Cieszymy się z każdej ładnej akcji, nawet gdy nie ma po niej bramki, jeśli tylko doprowadziła do dobrego strzału. Gdy w czasie meczu uda się wdrożyć zagranie, którego uczył nas trener, to jest uczucie wewnętrznego zadowolenia, że coś wyszło. Kiedyś na 10 przyjęć piłki może dwa były udane, teraz jest w mojej ocenie 80 procent szans, że nie dość, że przyjmiemy, to jeszcze wyjdzie z tego dobre podanie i akcja. Wcześniej wyniki meczów były na przykład 9:9 czy 12:10 teraz jest czasem 0:0, 0:1, 1:2. Gra w obronie się poprawiła, mecze swoim przebiegiem przypominają poważniejsze spotkania.
Babskie Granie w Krakowie?
W Klubie Sportowym Prokocim, z którym panie są związane, dostrzegają dobrą energię płynącą z tego projektu. - Dbamy o rodzinną atmosferę w klubie, a taka drużyna idealnie się w nią wpisuje - mówi Robert Oczkoś, trener i dyrektor sportowy KS Prokocim. - Dla nas to coś absolutnie pozytywnego, nie ma „szydery”, podśmiechiwania się. Jesteśmy pod wrażeniem, jak to się rozwija, widać, że panie podnoszą swoje umiejętności. Jako klub staramy się im pomagać, udostępniamy obiekty.
Skoro projekt się przyjął i działa prężnie, warto pomyśleć o rozwoju. W drużynie mam pomysłów nie brakuje. - Mamy marzenie, by zorganizować turniej drużyn mam z różnych dzielnic. W Poznaniu było coś podobnego, przy współpracy z Wielkopolskim Związkiem Piłki Nożnej, „Babskie Granie” (towarzyskie rozgrywki amatorek 30+ - przyp.) - mówi Kalemba-Drożdż.
- Za mało kobiet w naszym wieku gra w piłkę, nawet nie mają takiego pomysłu, że mogą zacząć. Panowie skrzykną się w kilku i już mają drużynę. A my? Ja zaczęłam grę w piłkę, gdy miałam 30 kilka lat. Zgłaszają się do nas panie, które nigdy poważniej nie kopały piłki na boisku, jedynie na placu zabaw z dzieckiem. Cieszymy się, że pomysł chwycił i jest nas coraz więcej. Myślę, że spokojnie mogłybyśmy ogarnąć 20 osób.
Dlaczego warto spróbować? - To fajny sposób na spędzenie czasu. My chcemy grać dla przyjemności, mieć okazję, żeby się trochę poruszać, spędzić czas w miłym towarzystwie. Jeśli się podszkolimy i będzie nam to lepiej wychodzić, to satysfakcja z gry będzie jeszcze większa - mówi pani Małgorzata.