To, co robią politycy PiS, to próba pokazania siły [rozmowa]
Rozmowa z konstytucjonalistką, dr hab. Agnieszką Bień-Kacałą, prof. UMK, o pacie politycznym wokół Trybunału Konstytucyjnego i jego konsekwencjach.
Minister sprawiedliwości prokurator generalny Zbigniew Ziobro ostrzegł sędziego Rzeplińskiego, że Trybunał Konstytucyjny nie może orzekać wg starej ustawy z czerwca ub.r., na co prezes TK odpowiedział, że nie może orzekać wg nowej, bo TK ją zakwestionował. Kto ma rację?
Przede wszystkim trudno przyjąć bez zdziwienia samą formułę wybraną przez prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobrę. Wydaje się, że list ten nie posiada znamion pisma procesowego, jak chciał go widzieć jego autor. Zawiera on natomiast swoiste pouczenie Trybunału Konstytucyjnego, jak należy wykładać regulacje normatywne. W demokratycznym państwie prawa, w którym mamy do czynienia z zasadą podziału władzy, taka sytuacja jest niedopuszczalna. Jakikolwiek organ działający poza władzą sądowniczą nie jest konstytucyjnie uprawniony do pouczania sądu, gdyż przyjmuje się, że sąd zna prawo. W relacjach zaś między organami podzielonej władzy niedopuszczalne jest wywieranie wpływu, zwłaszcza na separowaną władzę sądowniczą.
A odnosząc się do merytorycznej strony pisma?
Prokurator generalny nie dostrzega, że Trybunał Konstytucyjny związany jest na podstawie art. 195 ust. 1 Konstytucji RP z 1997 r. wyłącznie konstytucją. Ponadto sąd, który wydaje orzeczenie, jest nim związany od chwili ogłoszenia, przy czym jest to chwila ogłoszenia na rozprawie. Trybunał musi więc uwzględnić wydany przez siebie wyrok uznający w całości tzw. nowelę grudniową ustawy o TK za niezgodną z konstytucją. Dodatkowo także na rozprawie, podczas której wyrok ogłoszono, doszło niewątpliwie do obalenia domniemania zgodności ustawy z konstytucją. Nie sposób pominąć tej kwestii. Rację przyznać więc należy prezesowi Andrzejowi Rzeplińskiemu.
Dlaczego politycy PiS brną tak dalece w swoje przekonanie, że nie boją się nawet Trybunału Stanu?
W moim przekonaniu jest to próba pokazania siły. Nie chodzi tu o argumenty prawne, rzeczowe czy logiczne. Przypuszczam nawet, że politycy PiS są świadomi tego, że nie mają racji. Dlatego też jest to spór, który ma doprowadzić do ustalenia ich nadrzędnej pozycji względem osób niepodzielających ich przekonań. Jest to próba zhierarchizowania polskiej rzeczywistości wg reguł pochodzących z niechlubnych okresów funkcjonowania naszego państwa. A mamy przecież do czynienia obecnie z konstytucyjną zasadą podziału władzy, w której każda z podzielonych władz i każdy z funkcjonujących w ich ramach organów są względem siebie równe. Sądzę, że nam wszystkim jest trudno zrozumieć tę relację, nie tylko politykom, gdyż od dawna żyjemy w dość patriarchalnym, zhierarchizowanym społeczeństwie. Jeśli natomiast chodzi o Trybunał Stanu i odpowiedzialność konstytucyjną, to w obecnym kształcie są to, niestety, instytucje w praktyce martwe.
To znaczy?
Oznacza to, że procedura pociągania do odpowiedzialności konstytucyjnej jest procedurą polityczną, nie zaś prawną. Utrudnia to w znacznym stopniu realizację tego rodzaju odpowiedzialności z uwagi na wszczynanie jej generalnie przez większość parlamentarną. Zatem obecna większość parlamentarna nie pociągnie do odpowiedzialności wywodzących się z niej ministrów.
Czy wobec tego mamy do czynienia z patem?
Patem politycznym z pewnością. Pod względem prawnym natomiast wszystkie działania podejmowane przez osoby piastujące najwyższe urzędy w państwie można odpowiednio zakwalifikować. W moim przekonaniu brakuje woli nie tylko politycznej, ale czysto ludzkiej, żeby podejmować działania zgodne z prawem i przede wszystkim z konstytucją. Mamy do czynienia z przedłużającym odgrywaniem się na przeciwnikach politycznych.
Do czego może prowadzić ta skomplikowana sytuacja?
Trudno przewidzieć, ale w skrajnym przypadku może to doprowadzić do destrukcji systemu ochrony konstytucji i konstytucyjnie chronionych praw człowieka. Możemy obecnie obserwować, jak niebezpieczne jest skupienie władzy w rękach jednej partii. Praktycznie podział władzy w Polsce ogranicza się do jej podziału między partię rządzącą a Trybunał Konstytucyjny. Obawiam się, że wraz z końcem kadencji poszczególnych sędziów TK, ten bastion demokratycznego państwa prawa padnie. Chyba że my - naród - opamiętamy się zawczasu.
Czy jest jakieś wyjście z tej sytuacji? Co musiałby zrobić rząd? Co mógłby zrobić prezes Rzepliński?
Jedynym wyjściem z tej sytuacji jest przywrócenie przez rząd stanu zgodnego z prawem i z konstytucją. Biorąc jednak pod uwagę obecne działania członków Rady Ministrów oraz posłów, senatorów i w końcu pana prezesa Jarosława Kaczyńskiego, takie rozwiązanie wydaje się najmniej prawdopodobne. Pozostaje nam więc poczekać do kolejnego święta demokracji, czyli do nowych wyborów. Wydaje się, że jest to najbardziej realna formuła rozliczenia polityków i piastunów organów władzy z wywiązywania się przez nich z powierzonych im obowiązków.