Tȟašúŋke Witkó

Tȟašúŋke Witkó: „Twarda gra”

Tȟašúŋke Witkó: „Twarda gra”
Tȟašúŋke Witkó

Ponad sześć lat temu, 24 listopada 2015 r., Turcy zestrzelili rosyjski statek powietrzny – dwusilnikowy bombowiec frontowy – Su-24. Samolot, jak twierdziły źródła ankarskie, miał ponoć naruszyć turecką przestrzeń powietrzną w prowincji Hatay, która graniczy z Syrią. Recep Tayyip Erdoğan, polityk wytrawny i podstępny, nawet nie próbował udawać, że trafienie było przypadkowe lub omyłkowe. Stanowczo stwierdził, że jego kraj wielokrotnie przestrzegał Kreml przed próbami przenikania tamtejszej techniki wojskowej przez granicę syryjsko-turecką, a ponieważ owe noty okazały się bezskuteczne, więc zdecydowano się na użycie broni przeciwlotniczej.

Dziś, kiedy nad Ukrainą rosyjskie aparaty latające spadają niczym ulęgałki, całe zdarzenie nie budzi nadzwyczajnych emocji, jednak klimat roku 2015 był zdecydowanie inny. Demokratycznie wybrani przywódcy chodzili wokół Władimira Władimirowicza Putina na palcach, a ich praworządne kraje obficie czerpały syberyjskie kopaliny. Prawdą jest, że po bandyckiej aneksji Krymu nałożono na Moskwę sankcje, ale były one tak przestrzegane, iż obecnie, w rozbitych pod Kijowem tankach ze wstęgą św. Jerzego na burtach, można bez trudu znaleźć francuskie urządzenie elektroniczne, służące do namierzania celów. Szkoda, że miałka, słaba i nijaka Europa Zachodnia nie podjęła ze wschodnim satrapą, podobnej do „sułtańskiej”, twardej gry.

Twarda gra Erdoğana, niestety, osłabła już w czerwcu 2016 r., kiedy wystosował on do „cara” list z przeprosinami i obietnicą dokonania zadośćuczynienia za śmierć zestrzelonego pilota, ale musimy pamiętać, że Ankara demonstracyjnie poszukiwała wówczas sojuszników, przy procesie wyciskania pieniędzy z Unii Europejskiej za zatrzymanie fiali imigrantów. Dodatkowo, rosyjscy turyści przestali przyjeżdżać nad Bosfor, a to wygenerowało w tureckiej szkatule straty liczone w miliardach Euro. Smuci fakt, że główni starokontynentalni gracze – Niemcy i Francja – mogąc wtedy założyć Putinowi wędzidło rękoma Turków, sprawę odpuścili w imię szemranych interesów. Obecna tragedia rozgrywająca się nad Dnieprem jest pochodną wieloletniej polityki uległości, prowadzonej przez cynicznych i wyrachowanych kamratów moskiewskiego bandyty, którzy wciąż czają się w swoich bezpiecznych rezydencjach nas Sprewą i Sekwaną. Żal tylko, że nie można ich pociągnąć do odpowiedzialności za przeszłe, niecne czyny.

Niecne czyny pędzącego za zyskiem, cywilizowanego ponoć świata, zawiodły setki niewinnych Ukraińców do dołów śmieci, a miliony zmusiły do opuszczenia bezpiecznych domostw i skazały na tułaczkę po świecie. Panująca w liberalnej teraźniejszości polityka ustępstw, staje się groźna dla samych jej twórców. Szantażysta z Kremla nie cofnął się przed kolejnym zbrojnym najazdem na nieagresywnego sąsiada, więc chyba nikt dziś nie ma złudzeń, że zawaha się, aby trzymać w zimnych mieszkaniach Herr Müllera czy Monsieur Duponta. Obawiam się, że szefowie gabinetów państw uzależnionych od rosyjskich węglowodorów nie wyciągną żadnych wniosków z trwającego rozlewu krwi i, w sposób skryty, będą naciskać na Kijów, by ten się zdał na łaskę agresora tylko po to, aby zapewnić

kolejną kadencję własnemu ugrupowaniu politycznemu. Nikt nie chce pamiętać o tureckim kułaku, który groźnie zawisł nad rosyjskim karkiem, zmuszając go do podkulenia ogona. Szkoda, bo w negocjacjach z Putinem efekty przynosi jedynie twarda gra.

Howgh!

Tȟašúŋke Witkó

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.