Z Hanną Dzikowską, pierwszą szefową Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Gdańsku do odwołania w 2016 roku, rozmawia Łukasz Kłos.
Wychodzi na to, że minister Szyszko szykuje prawdziwą rewolucję w ochronie środowiska i przyrody w Polsce...
O ile projekty, o których mówimy, są autentyczne.
Jest pismo przewodnie podpisane ręką ministra z odpowiednimi oznaczeniami. Dotąd autentyczności dokumentu nie zakwestionowało też ministerstwo.
Mimo to mam nadzieję, że te projekty nigdy nie będą brane na poważnie.
Dlaczego?
Bo to kompletne - dosłownie - zdewastowanie systemu ochrony środowiska. Tylko w jakiejś furii można było stworzyć projekty niszczące coś, co wypracowywaliśmy przez lata za grube, publiczne pieniądze. I to coś, co nareszcie zaczęło dawać pozytywne rezultaty.
Państwo z RDOŚ i GDOŚ są „ideologicznymi nieprofesjonalistami służącymi rozwojowi biurokracji”, a do tego „paraliżują inwestycje” - to z pisma ministra.
A kto dziś na przykład paraliżuje budowę S6? Przecież nie RDOŚ w Gdańsku ani żadna traszka czy pliszka. Mamy przecież przeprowadzoną pełną procedurę środowiskową. Marnotrawstwem byłoby nie wykorzystać wydanych decyzji. Ale tak jest z wieloma przedsięwzięciami uzależnionymi od woli politycznej. Nie trzeba wymawiać się jeszcze przyrodą. Nam w RDOŚ zawsze zależało, by wybudować, ale przy okazji nie zniszczyć. Czasem korekta albo kompensacja pozwalała uchronić naprawdę cenny kawałek przyrody. Nie ma w RDOŚ „oszołomów”. Tam pracują inżynierowie, specjaliści z konkursów. Kiedy zatrudniałam ich za mojej kadencji, nie interesował mnie tylko dyplom, ale to, czego konkretnie nauczyli się na studiach. Zależało mi na stworzeniu zespołu prawdziwych fachowców.
Wróćmy do projektów zmian - co z nimi jest nie tak?
Przykład: za ocenę oddziaływania na środowisko po nowemu miałby być odpowiedzialny starosta, w rzadkich przypadkach wojewoda. A ilu - dajmy na to - specjalistów od oczyszczalni ścieków jest dziś w starostwach? Ile starostw stać na zatrudnienie takiej osoby? Tam wydział odpowiedzialny za ochronę środowiska zazwyczaj zajmuje się równolegle rolnictwem, pozwoleniami wodnoprawnymi etc. Na wąską specjalizację nie ma w powiatach pieniędzy ani możliwości organizacyjnych. Nie wspominając już, że scedowanie na 370 starostw ziemskich i grodzkich kompetencji w zakresie ocen środowiskowych rodzi problem z ujednoliceniem interpretacji i stosowania prawa. Wypracowanie spójnego orzecznictwa wśród tylu organów graniczy z cudem.
Za nierzetelne oceny i złe decyzje organy miałyby być karane.
To niech pan minister najpierw sam siebie ukarze za Dolinę Rospudy. Dopiero po jego ustąpieniu przeprowadzono rzetelne postępowanie środowiskowe w tamtej sprawie i wybudowano obwodnicę Augustowa. Karanie to nie jest rozwiązanie racjonalizatorskie. Mam nadzieję, że pan minister głęboko zastanowi się, zanim przedstawi oficjalny projekt zmian.