Wracamy do pamiętnika Marii Lisowskiej, który napisała dla swojego wnuka Waldemara Przybylskiego z Międzyrzecza. a
- To straszne, że jako dzieci byliśmy świadkami tak przerażających wydarzeń - mówi Walentyna Czajka z Zielonej Góry. - Nie pojechałam już tam, boje się, nie chcę słyszeć tego języka.
Maria Zarębina z dwoma synkami była już w bydlęcym wagonie, gdy do pociągu wsiadł jej brat Aleksander Wojciechowski. Jako ochotnik. Nie mógł zostawić rodziny na pastwę losu, bo to oznaczało niechybną śmierć.
- Pamiętam tę naszą działkę. Ogród warzywny był. Ja na boso, po piasku wysuszonym przez słońce, takim jak mąka drobniutkim. To dopiero przyjemność... - rozmarza się Zdzisław Mogilnicki z Babimostu, który pochodzi z Łucka.
- 19 marca 1940 przyszło NKWD i aresztowało tatę. Gdy wychodził, pochylił się nad łóżeczkiem i ucałował mnie - mówi Janusz Mróz z Zielonej Góry, który dzieciństwo spędził w Równem. Historia o odnalezieniu ojca jest nieprawdopodobna.
Zanim ojciec trafił do obozu w Starobielsku, zdążył jeszcze spotkać się z najbliższymi. – Bardzo się cieszył, a na pożegnanie powiedział do mnie: „Opiekuj się mamą”. Wtedy widziałem go ostatni raz – mówi pan Roman.
Do szkoły? Jak? Goła, bosa? Nikt nie dopilnował. Kto się zlitował, że dziecko bose, nagie? Tego nie było, kochasiu! – wspomina pani Bronisława, która do Kozowa pod Gubinem przyjechała z Bukowiny, z miejscowości...
W kwietniu 1944 rodzina zobaczyła przyklejoną na drzwiach domu kartkę, że w 24 godziny ma się wynieść. - Trzeba było uciekać, z duszą na ramieniu. Łaszki pod pachę i uciekliśmy - mówi Mieczysław Gotfryd.
Wołkowysk Centralny był miejscowością przytuloną do wielkiego węzła kolejowego. Dwa razy dziennie przemykał tędy pociąg międzynarodowy. Dyżurnym ruchu był ojciec Anastazji Sokalskiej, która dziś mieszka w Zielonej Górze.
Bukowina to była dziwna kraina, dla której mieszkańców religia i narodowość były niezwykle ważne, ale nie były powodem do waśni. Jak mówi Feliks Boniakowski: tam człowiek szanował człowieka.
Do Rumunii w pierwszych tygodniach wojny przedostało się około 50 tysięcy żołnierzy, w tym ponad 3.600 generałów i oficerów. Wielka była wówczas pomoc bukowińskich Polaków.
Słuchając opowieści tak wspaniałych gawędziarzy, jakich spotkałem w Bieniowie, można by napisać książkę o Zagórzu, Koniuszkach Siemianowskich i okolicy. Na dobry początek niech będzie ten artykuł w cyklu "Wasze Kresy".
"Wraz z latem przychodziło powietrze pachnące fiołkami. Po Wielkanocy ściągało się buty i chodziło się boso aż do jesieni"... Bronisław Furtan dzieciństwo spędził na Kresach. Po wyjeździe na Zachód osiadł w Ściechowie.
Ludwikówka, osada w lesie, w górach. Nie jest nawet zaznaczona na mapie. Gdzie się ona znajduje? Dziś opowie nam o tym Stefania Mazurczak z Sulechowa, która w Ludwikówce spędziła dzieciństwo.
Górale czadeccy, czy bukowińscy? Kultowy już zespół "Watra" z Brzeźnicy musiał odpowiadać na to pytanie przez lata, często w atmosferze sporu. Narodowego. I założycielka zespołu, Jadwiga Parecka przyznaje, że dziś nie popełniłaby pewnego błędu.
- To była piękna kraina na zboczu zalesionych gór... Dla Heleny Kowalskiej z Brożka w gminie Brody jej Kresy to Nadziejów, Rachiń i Dolina. To ostatnie miasteczko stanowiło pępek jej kresowego świata.
- I dlatego dziś wszystkim powtarzam, że w Zielonej Górze możemy śmiało mówić, że na naszych winnych wzgórzach spotkały się dwie tradycje winiarskie - ta miejscowa, poniemiecka i polska, kresowa - tłumaczy Przemysław Karwowski.
- Wiera wybłagała jakiegoś wysoko postawionego Niemca żeby nas nie zabijali. Już były kopane rowy na nasze ciała – to fragment historii naszej Czytelniczki.
Jak wkroczyli, to zaraz matkę i nas, trzech braci, na podwórko. I do kaplicy pędzili. I tak po kolei, od domu do domu szli i wyganiali - tak Kazimierz Szeremeta po 71 latach wspomina pacyfikację rodzinnego Zawonia.
Ksiądz Grzegorz Kołosowski powiedział: "Dobry pasterz nie ucieka, jak wilki napadają na owce, tylko broni. Chcę być dobrym pasterzem i parafii nie zostawię" - Teresa Gładysz z Zielonej Góry pisze o duchownych i świątyniach w Nieświeżu.
Gdy wracałam ze szkoły, ulicą maszerowała kolumna Żydów. W pierwszym szeregu zobaczyłam moją koleżankę z klasy, pomachała mi leciutko na pożegnanie. Była smutna i spokojna - Teresa Gładysz pisze o pogromie Żydów w Nieświeżu.
- Nigdy nawet nie przyszło nam do głowy, aby ukrywać, że jesteśmy Ukraińcami - mówi Wasyl Szlachtycz z Wilkanowa. - Wiele osób się zasymilowało, udowadniało, że są bardziej polscy niż Polacy. Ostatnio jednak ludzie zaczynają szukać własnych korzeni.
W Nowogródku, gdzie przed ołtarzem Matki Boskiej cudownie uzdrowiony został mały Adam Mickiewicz, urodziła się Teresa Gładysz, dziś mieszkanka Zielonej Góry. Pisze o Nowogródku i Nieświeżu, w którym spędziła dzieciństwo.
- Historię rodziców znam tylko z wyrywkowych ich wspomnień. Nie chcieli o tym mówić. Były to dla nich przykre i bolesne wspomnienia - opowiada Teresa Gładysz z Zielonej Góry, która dzieciństwo spędziła w Nowogródku i Nieświeżu.
I tę wodę z Rychcic sobie przywiozłem. Przywiozłem też ziemię, którą na grobie rodziców rozsypałem - Jan Tarnowski z Zielonej Góry wspomina malowniczą wieś pod Drohobyczem.
W opowieści Stanisławy Chęcińskiej z domu Kuc z Łagowa będzie i cudowne ocalenie, i niejeden rodzinny dramat. Będzie też siła, upór, wiara i godność, które pozwalają przetrwać, gdy los wystawia na próbę.
Była skocznia narciarska i plaża ze złocistym piaskiem nad rzeką. Brzuchowice były także miejscem akcji najgłośniejszej zbrodni II Rzeczpospolitej. Pani Bogusława Bowej z Lasek mieszkała tam prawie jak w pałacu...
Żołnierz zameldował o wycięciu całej grupy zwiadowczej. W raporcie zeznał, że na jego oczach kozak ściął głowę Franciszkowi Kozubalowi... Niespełna rok później rodzina dostała wiadomość: "Żyję, jestem zdrów, wracam do domu".
O mordach na Kresach dowiedziała się w pociągu, którym jechała z Wiednia na wschód. I nie mogła zrozumieć dlaczego ludzie, którzy przez pokolenia żyli obok siebie zaczęli się mordować...
Władysław Kudyba ze Świebodzina przyszedł na świat w 1929 roku w Borkach Dominikańskich w powiecie lwowskim. Widział straszne rzeczy, ale stara się pamiętać o szlachetnych ludziach, których spotkał w życiu.
Podobno ludzie umierają dopiero wtedy, gdy przestaje się o nich mówić i ich wspominać - pisze wnuczka Franciszka Kozubala w pracy poświęconej dziadkowi, który był Orlęciem Lwowskim.
Dom dziadka był z werandą. Zamek Żółkiewskiego jeszcze wtedy stał. Kościół dominikanów dobrze zapamiętałem - przed oczami Jacka Małaczyńskiego przewijają się obrazy z dzieciństwa w rodzinnej Żółkwi.
Oni ze swoimi ukochanymi Kresami żegnali się dopiero w 1951 roku. To wówczas rodzinę braci Paczkowskich dopadła wielka historia. Działo się to w Uhnowie, dziś najmniejszym mieście Ukrainy.
- Gdy zaczynał nawet najbliżsi brali go za nieszkodliwego wariata. Dziś okazuje się, że pasja poszukiwań genealogicznych, szukania swoich korzeni, potrafi być „chorobą” zakaźną. Tak jak miłość do Kresów.
Czy gdyby Kuba znał przyszłość, podjąłby taką decyzję? Pewnie nie. Decyzją o wyjeździe przypieczętował tragiczny los swojej rodziny, tylko jeszcze o tym nie wiedział - pisze Halina Elżbieta Daszkiewicz, wnuczka i córka mieszkańców Kresów...
Ciała grzebano w śniegu. Gdy przyszła odwilż, trupy płynęły rzeczką - nie ukrywa Kazimiera Siekanowicz z Zielonej Góry.
Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.
Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.
© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.